[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pustynia wyczerpa³a j¹ kompletnie.Ktoœ, kto przyszed³by teraz, o tak póŸnej porze, musia³by byæ powa¿nie chory.Gada bardzo pragnê³a, aby tej nocy nikt w Podgórzu nie umiera³.Zostawi³a konie pod sklepem i kupi³a sobie nowe spodnie i koszulê, dobieraj¹c rozmiar na oko i za porad¹ wlaœciciela,ponie-wa¿ by³a zbyt zmêczona, aby je przymierzyæ.- Proszê siê nie przejmowaæ - powiedzia³ w³aœciciel.- Mogê je wymieniæ, jeœli nie bêd¹ siê podoba³y.Zawsze wymieniê, rzeczy uzdrowicielce.- Bêd¹ dobre - powiedzia³a.- Dziêkujê.Zap³aci³a i wysz³a ze sklepu.Na rogu by³a apteka; w³aœcicielka w³aœnie j¹ zamyka³a.- Przepraszani - powiedzia³a Gada.Aptekarka odwróci³a siê z pe³nym rezygnacji uœmiechem.Zmierzy³a wzrokiem Gadê, jej wyposa¿enie, zauwa¿y³a torbê na wê¿e.Uœmiech przeszed³ w zaskoczenie.- Uzdrowicielka! - zawo³a³a.- Proszê do œrodka.Czego ci potrzeba?- Aspiryny - odparta Gada.Mia³a ju¿ tylko parê gramów, potrzebowa³a jej dla siebie, a ba³a siê, ¿e mo¿e zabrakn¹æ.-1 jodyny, jeœli jest.- Jest, oczywiœcie.Sama przygotowujê aspirynê, a jodynê jeszcze raz oczyszczam, kiedy j¹ otrzymujê.W moim towarze nie ma zanieczyszczeñ.- Nape³ni³a buteleczki Gady.- Du¿o czasu minê³o, od kiedy goœciliœmy uzdrowiciela w Podgórzu.- Zdrowie waszych ludzi i ich uroda s¹ szeroko znane - powiedzia³a Gada, a nie byty to czcze komplementy.Rozejrza³a siê po sklepie.- I zaopatrzenie macie œwietne.Podejrzewam, ¿e jest tu w³aœciwie wszystko.- Na pó³kach jednego rega³u sta³y œrodki przeciwbólowe.Mocne i dzia³aj¹ce na wszystko, które os³abia³y jednak cia³o, zamiast je wzmacniaæ.Wstydzi³a siê kupiæ któryœ1 z nich, bo tym samym przyzna³aby siê do utraty Mcha.Jednak gdyby ktoœ w Podgórzu by³ bardzo chory, bêdzie musia³a ich u¿yæ.- Och, jakoœ dajemy sobie radê - powiedzia³a ap³ekarlca.- Gdzie siê pani zatrzyma? Czy mogê przys³aæ ludzi?- Oczywiœcie.Gada wymieni³a nazwê gospody poleconej przez Grum, zap³aci³a za leki i wysz³a ze sklepu razem z w³aœcicielka, która posz³a w przeciwnym kierunku.Dziewczyna spojrza³a w g³¹b ulicy.Postaæ w pustynnym p³aszczu mignê³a jej na skraju pola widzenia.Gada okrêci³a siê i przycupnê³a w pozycji obronnej.B³yskawica prycha³a i cofa³a siê, drobi¹c kopytami.Tajemnicza postaæ zatrzyma³a siê.Gada wyprostowa³a siê, zak³opotana.Osoba, która do niej podchodzi³a, nie nosi³a stroju pustynnego, ale mia³a p³aszcz z kapturem.Gada nie mog³a dojrzeæ ocienionej twarzy, ale na pewno nie by³ to szaleniec.- Czy mogê z tob¹ chwilê porozmawiaæ, uzdrowicielko ?- jego g³os zdradza³ wahanie.- Oczywiœcie.- Nazywam siê Gabriel.Mój ojciec jest burmistrzem miasta.Przyszed³em, aby prosiæ ciê, ¿ebyœ zechcia³a byæ naszym goœciem w rezydencji.- To bardzo uprzejmie z waszej strony.Mia³am zamiar ztrzymaÆ siê w zajeŸdzie.- To znakomity zajazd - powiedzia³ Gabriel.- I w³aœcicielka by³aby zaszczycona twoj¹ obecnoœci¹, ale mój ojciec zhañbi³by Podgórze, gdybyœmy nie zaoferowali ci tego, co najlepsze.- Dziêkujê - odrzek³a Gada.Zaczê³a odczuwaæ jeœli nie zadowolenie, to przynajmniej wdziêcznoœæ za hojnoœæ i goœcinnoœæ okazywan¹ uzdrowicielom.Przyjmujê wasze zaproszenie.Powinnam jednak zostawiæ wiadomoœæ w zajeŸdzie.Aptekarka powiedzia³a, ¿e byæ mo¿e przyœle do mnie ludzi.Gabriel poprowadzi³ j¹ uliczkami, które wi³y siê równolegle do gór, pomiêdzy jednopiêtrowymi budynkami z czarnego, wydobywanego w pobli¿u kamienia.Kopyta koni oraz obcasy butów Gady i Gabriela stuka³y o bruk, roznosz¹c siê echem.Skoñczy³ siê teren zabudowany, a ulica rozla³a siê w szerok¹, wy³o¿on¹ kamieniem drogê, odgrodzon¹ od stromego uskoku jedynie murem siêgaj¹cym pasa.- Normalnie mój ojciec sam wyszed³by ciê przywitaæ - powiedzia³ Gabriel.W jego g³osie brzmia³y nie tylko przeprosiny, ale i niepewnoœæ, jakby by³o coœ, o czym chcia³ jej powiedzieæ, tylko nie potrafi³ uj¹æ tego w s³owa,- Nie przywyk³am do tego, by witali mnie dygnitarze - odpowiedzia³a.- Chcia³em, ¿ebyœ wiedzia³a, i¿ zaprosilibyœmy ciê w ka¿dej sytuacji, nawet gdyby.- glos mu siê.za³ama³.- Ach! - Zrozumia³a.- Twój ojciec jest chory?-Tak.- Nie musisz mieæ oporów, prosz¹c mnie o pomoc - powiedzia³a.-W koñcu to mój zawód.A je¿eli jeszcze dostanê pokój za darmo, to bêdê zupe³nie szczêœliwa.Gabriel wci¹¿ nie ods³ania³ swojej twarzy, ale napiêcie zniknê³a z jego g³osu.- Nie chcia³bym,¿ebyœ pomyœla³a, ¿e jesteœmy takimi ludŸmi, którzy nigdy nic nie daj¹ bezinteresownie.Szli dalej w milczeniu.Droga wi³a siê, omijaj¹c wystaj¹ce ska³ki.Dopiero teraz Gada zobaczy³a rezydencjê burmistrza.Budowla by³a wysoka i rozleg³a, oparta o pochyle zbocze urwiska.Typowy czarny kamieñ zosta³ ozdobiony w¹skimi pasami bia³ej ska³y tu¿ pod dachem, na którym od wschodu i od po³udnia umocowano baterie s³oneczne.Okna w wy¿szych pokojach by³y ogromne, sklepione ³ukowato - tak, aby pasowa³y do wie¿yczek po obu stronach frontonu.Przeœwiecaj¹ce przez nie œwiat³o ujawnia³o nieskazitelnoœæ szk³a.Pomimo du¿ych okien i snycerki na wielkich drewnianych drzwiach, rezydencja by³a tyle¿ fortec¹, ile wystawnym pa³acem.Na parterze Gada nie zauwa¿y³a ¿adnych okien, natomiast brama by³a mocna i ciê¿ka.Odleg³e skrzyd³o os³ania³ skalny wystêp.Wy³o¿ony kamieniem dziedziniec ogranicza³a œciana urwiska, która ju¿ na miejscu okaza³a siê ani tak stroma, ani tak wysoka, jak to siê wydawa³o z daleka.Oœwietlona alejka prowadzi³a do jej podnó¿a.Tam mieœci³y siê stajnie i skrawek pastwiska.- To bardzo imponuj¹ce - powiedzia³a Gada.- Jest w³asnoœci¹ Podgórza, choæ mój ojciec mieszka tu, odk¹d stc urodzi³em.Poszli dalej kamienn¹ (kog¹.- Opowiedz mi o chorobie ojca.S¹dzi³a, ¿e to nic powa¿nego, inaczej Gabriel by³by o wiele bardziej zatroskany.- To by³ wypadek na polowaniu.Jeden z jego przyjació³ przebi³ mu nogê lanc¹.Ojciec nie przyznaje siê nawet, ¿e noga jest zaka¿ona.Obawia siê, ¿e ktoœ mu j¹ amputuje.- Jak to wygl¹da?- Nie wiem.Nie pozwala mi patrzeæ.Nie wpuœci³ mnie nawet do siebie od wczoraj- powiedzia³ z rezygnacj¹.Gada spojrza³a na niego, przejêta, bo je¿eli jego ojciec by³ uparty i na tyle przestraszony, ¿e znosi³ du¿y ból, to noga mog³a byæ tak zaka¿ona, ze zaczyna³a siê ju¿ martwica tkanek.- Nienawidzê amputacji - przyzna³a Gada ca³kiem szczerze.-Na-wet nie uwierzysz, jakich sposobów siê ima³am, aby ich unikn¹æ.Przed wejœciem do rezydencji Gabriel krzykn¹³ i ciê¿kie wrota otworzy³y siê.Pozdrowi³ s³u¿¹cego, dal mu Liska i B³yskawicê, by ten odprowadzi³ je do stajni, która po³o¿ona by³a nieco ni¿ej.Gada i Gabriel weszli do hallu - d¿wiêczacej echem komnaty z g³adko polerowanego, czarnego kamienia.Poniewa¿ nie by³o okien, panowa³ tu pó³mrok, ale ju¿ inny s³u¿¹cy zapali³ gazowe lampy.Gabriel po³o¿y³ zwijany materac Gady na pod³odze, zrzuci³ w ty³ kaptur i zsun¹³ z ramion p³aszcz.Polerowane œciany odbija³y jego twarz, zniekszta³caj¹c j¹.- Twój baga¿ mo¿emy zostawiæ tutaj.Ktoœ go zaniesie na górê.Gada rozeœmia³a siê do siebie us³yszawszy, ¿e jej zwijane pos³anie mo¿e byæ nazwane baga¿em, tak jakby by³a bogatym kupcem wyruszaj¹cym w podró¿ handlow¹.Gabriel odwróci³ siê do niej.Zobaczywszy jego twarz po raz pierwszy.Gada wstrzyma³a oddech.Mieszkañcy Podgórza byli œwiadomi swego piêkna.Ten m³ody cz³owiek pojawi³ siê tak szczelnie opatulony, ¿e Gada zastanawia³a siê, czy mo¿e jest on nie³adny, ma blizny albo zdeformowan¹ twarz.By³a przygotowana na coœ takiego.W rzeczywistoœci Gabriel by³ najpiêkniejszym cz³owiekiem, jakiego w ¿yciu widzia³a.Mocnej budowy, o idealnych proporcjach.Jego twarz, choæ szeroka, nie mia³a tak ostrych, rysów jak twarz Arevina, Malowa³a siê na niej ogromna wra¿liwoœæ, sk³onnoœæ do uzewnêtrzniania uczuæ.M³odzieniec podszed³ do: Gady i wtedydziewczyna spostrzeg³a, ze ma on niezwykle intensywnie niebieskie oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]