[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Potem zwróciła się do mnie: - Na ciebie też czekamy, bracie. - Już niedługo - odparłem.- Już niedługo.Albert wyłączyłOrę.Pierwsza łączność była z konieczności krótka i nieco odświętna.Teraztrzeba było sprawdzić, jak daleko sięgają fale naszego urządzenia. - Kieruję wiązkę na Hiady - powiedział Albert.Ukazywałysię nam kolejno układy planetarne gromady gwiezdnej, odległej o sto dwadzieścialat świetlnych.Mimochodem zobaczyliśmy też cztery nasze statki znajdujące się wtym rejonie przestrzeni kosmicznej.Później Albert przesunął wiązkę i zwiększyłmoc nadajnika.W stereoprzestrzeni odbiorczej zapłonęły gwiazdy w Plejadach. - To zdarzyło się tam - zwróciłem się do Żanny.Plejadybyły puste.W przestrzeni nie było ani jednego statku.Wspaniała gromadagwiezdna była pusta.Centrum skupiska, gdzie rozegrała się bitwa naszej eskadryz flotyllą gwiezdną wroga, nie wykazywało najmniejszych przejawów życia.Żannacicho płakała nie wycierając płynących łez, aby nie stracić z oczu planetmajaczących w stereoprzestrzeni.Nie pocieszałem jej, gdyż mnie samego ogarnęłosilne wzruszenie. - Spróbujmy teraz dotrzeć do Perseusza - poprosiłemAlberta. Nastąpiła decydująca próba urządzenia.Ziemia wysyłałaswoje potężne promienie na odległość pięciu tysięcy lat świetlnych.Za chwilęmiało się okazać, czy obliczenia były prawidłowe, czy też nasze wysiłkizakończyły się fiaskiem. Kilka minut przeszło w milczącym oczekiwaniu.Później wstereoprzestrzeni rozbłysło najpiękniejsze skupisko gwiezdne naszej Galaktyki.Znałem ten obraz, przez okrągły rok oglądałem go codziennie w sterówcegwiazdolotu mknącego ku Perseuszowi.Skupisko olbrzymiało, gwiazdy rozbiegałysię na boki - wiązka fal przestrzennych znalazła się w centrum gwiazdozbioru.Byliśmy teraz gdzieś w okolicy Groźnej. - W obszarze nadświetlnym dwie flotylle gwiazdolotów -zameldował beznamiętnym głosem automat.Idą równoległymi kursami z szybkościąnie przekraczającą stu jednostek świetlnych. Zobaczyliśmy punkciki wolno przesuwające się w mglistymwnętrzu stereoprzestrzeni odbiorczej.Pierwsza grupa składała się z pięciu, adruga z siedmiu krążowników.Dokąd zmierzały? Ku zablokowanym planetom Galaktów?A może po prostu patrolowały należącą do nich przestrzeń kosmiczną? - Proszę nadać wiadomość - poleciłem Albertowi. Był to krótki apel, przedyskutowany i zaaprobowany przezcałą ludzkość, pierwsze posłanie człowieka skierowane do całego Wszechświata: "Mówią ludzie.Słuchajcie nas, Niebianie.Niesiemy pokój idobrobyt wszystkiemu co rozumne i sprawiedliwe.Czekajcie na nas!" - Nadaję apel na drugim kanale - zameldował Albert.-Trzeci kanał włączyłem na odbiór wszystkich zakresów fal przestrzennych. Krążowniki wroga szły nie zmienionym kursem i nic niewskazywało na to, że odebrały transmisję.Oba skupiska Perseusza, wszystkie jegogwiazdy milczały, nie odpowiadały.Odbiorniki rejestrowały zmiany gęstościprzestrzeni, ale były to tylko zwykłe szumy galaktyczne.Uśmiechnąłem się.Milczenie kosmosu nie miało znaczenia, bo nie miałem wątpliwości, że wkrótceprzemówi.Mieszkańcy gwiazd muszą mieć czas na zastanowienie się nad naszymposłaniem! - Przełączam lokatory, nadajniki i odbiorniki na zapisautomatyczny - powiedział Albert i zapalił światło w sali. Wyciągnąłem ręce ku Żannie i objąłem ją. - Widziałaś miejsce, gdzie zniknął Andre i okolice, gdziejest dziś więziony - powiedziałem.- Nie jest wykluczone, że nasz apel dotrze doniego i Andre zrozumie, iż my, już przygotowani, idziemy go wyzwalać! Żanna wycierała zaczerwienione oczy.Odwróciłem się doMary.Mary nie było. - Twoja znajoma wyszła, kiedy pojawił się Perseusz -odezwała się Żanna.- Cichutko wstała i wyszła.Chciałam ci powiedzieć, ale takbyłeś zaabsorbowany tymi okrętami.Martwi cię jej ucieczka, Eli? - Wręcz przeciwnie - odparłem wesoło.- Bardzo cieszy. Później zwróciłem się do Alberta: - A więc rozruch mamy za sobą.Zgodnie z decyzją WielkiejRady jestem od tej chwili wolny.Życzę powodzenia, Albercie. .14. Teraz pozostało niewiele do zrobienia.Rzeczy były jużwcześniej zapakowane i oczekiwały mnie na kosmodromie.Do startu wieczornegoekspresu na Plutona miałem trzy godziny.Wywołałem Mary.Opiekunka znalazła jąna jednym z miejskich bulwarów.Mary szła do domu, gniewna i zapłakana, co byłomożna dostrzec nawet w wideokolumnie. Drgnęła, kiedy nieoczekiwanie zaświeciłem się przed nią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]