[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej erze, jakzresztą zawsze w pewnym sensie, istniała tylko natura.Natura była paniąwszystkiego - a wychodziło na to, że rzuciła przekleństwo na dzieło własnychrąk.Toy ruszyła naprzód, pokonując obawę.Gdy biegłi za nią, oddalając się odzagadkowej wieży, czuli szczypanie w stopach: kamienie pod ich nogami byłypoplamione brunatną trucizną, która w żarze wyschła i utraciła swą moc.Zgiełkbitwy wypełniał im uszy.Przemoczyła ich piana, lecz walczący nie zwracali nanich uwagi, zbyt pochłonięci swym bezmyślnym antagonizmem.Eksplozje orałypowierzchnię morza jedna za drugą.Pewne drzewa Ziemi Niczyjej, obleganestulecie po stuleciu na wąziutkim skrawku swojego terytorium, zagłębiły korzeniew jałowe piachy w poszukiwaniu nie tylko pokarmu, lecz także sposobu obronyprzed napastnikami.Odkryły węgiel drzewny, wyciągnęły siarkę, dobyły azotanpotasu.W swych węźlastych trzewiach oczyściły to i zmieszały.Otrzymany prochstrzelniczy wędrował zielonymi żyłami na najwyższe gałęzie do łupin orzechów.Teraz te gałęzie rzucały swoje pociski na wodorosty.Nieruchome uprzednio morzekipiało pod bombardowaniem.Plan Toy nie był dobry, powiódł się bardziej dziękiszczęściu niż przemyślności.U nasady półwyspu wielki kłąb wodorostów wytoczyłsię daleko od wody, pokrywając drzewo prochowe.Zgiął je wpół samym swymciężarem i rozgorzała walka na śmierć i życie.Maleńkie istoty ludzkieprzebiegły obok, zmykając pod osłonę wysokiego perzu.Dopiero wtedy zdali sobiesprawę, że nie ma wśród nich Grena.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]