[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.wstyd przyznaæ siê, aIe ja na rêkê temu piekielnikowi zdzier¿yæ nie mogê.- To ja ciê wszystkich moich arkanów wyuczê! = zawo³a³ Wo³odyjowski.- Albo ja! - rzek³ Zag³oba.- Nie! Wybaczaj waszmoœæ, wolê u Micha³a siê uczyæl - odpar³ Kmicic.- Choæ on taki rycerz, a przecie¿ siê go z pani¹ Kowalsk¹ nie bojê, bylem by³ wyspan! - wtr¹ci³ Roch.- Cicho, Rochu ! - odpowiedzia³ Zag³oba - ¿eby ciê Bóg przez jego rêce za che³pliwoœæ nie pokara³:- 0 wa! Nie bêdzie mi nic!Biedny pan Roch nie by³ szczêœliwym prorokiem, lecz mu siê okrutnie w tej chwili z czupryny kurzy³o i gotów by³ ca³y œwiat wyzwaæ na rêkê.Inni te¿ pili mocno, sobie na zdrowie, Bogus³awowi i Szwedom na pohybel.- S³ysza³em - rzek³ Kmicic - i¿ gdy tylko tych Szwedów tu zetrzem i króla dostaniem, zaraz pod Warszawê poci¹gniemy.Potem pewnie bêdzie i wojnie koniec.Potem za siê przyjdzie na elektora kolej.- 0 to! to! to! - rzek³ Zag³oba.- S³ysza³em, jak sam pan Sapieha to kiedyœ powiada³, a on, jako cz³ek wielki, lepiej kalkuluje.Powiada tedy do nas: “Ze Szwedem bêdzie fryszt! z Septentrionami ju¿ jest, ale z elektorem nie powinniœmy siê w ¿adne uk³ady bawiæ.Pan Czarniecki (powiada) z Lubomirskim pójd¹ do Brandenburgii, a ja z panem podskarbim litewskim do Prus elektorskich, a je¿eli potem (mówi) nie przy³¹czymy Prus na wieki do Rzeczypospolitej, to chyba w kancelarii nie ma ani jednej takiej g³owy, jak pan Zag³oba, który na w³asn¹ rêkê listami elektorowi grozi³."- Tak¿e Sapio powiada³? - spyta³ Zag³oba czerwieniej¹c z zadowolenia.- Wszyscy to s³yszeli.A jam by³ okrutnie rad, bo ta sama rózga Bogus³awa wysiecze, i jeœli nie prêdzej, to wówczas na pewno go dosiêgniem.- Byle z tymi Szwedami prêdzej skoñczyæ; byle skoñczyæ! - rzek³ Zag³oba.- Jecha³ ich sêk! Niech ust¹pi¹ Inflanty i miliony pozwol¹; darujem ich zdrowiem.- Z³apa³ Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za ³eb trzyma! - odpar³ œmiej¹c siê Jan Skrzetuski.- Jeszcze Carolus w Polsce, jeszcze Kraków, Warszawa, Poznañ i wszystkie znamienitsze miasta w jego rêku, a ojciec ju¿ chcesz, ¿eby siê okupowa³.Ej, si³a siê jeszcze przyjdzie napracowaæ, nim o elektorze pomyœlimy!A jest armia Szteinboka, a prezydia, a Wirtz! - wtr¹ci³ Stanis³aw.- To czemu tu siedzim z za³o¿onymi rêkami? - spyta³ nagle Rochwytrzeszczaj¹c oczy - nie mo¿em to Szwedów biæ?- G³upiœ, Rochu! - rzek³ Zag³oba.- Wuj zawsze jedno, a ja, jakom ¿yw, widzia³em czó³na nad brzegiem.Mo¿na by pojechaæ i choæ stra¿ porwaæ.Ciemno, choæ w pysk bij; nim siê opatrz¹, to i wrócim, a fantazjê kawalersk¹ obu wodzom poka¿em.Jak waszmoœciowie nie chcecie, to sam pójdê!- Ruszy³o martwe cielê ogonem, dziw nad dziwy! - rzek³ z gniewem Zag³oba.Lecz Kmicicowi poczê³y zaraz nozdrza lataæ.- Niez³a myœl! niez³a myœl! - rzek³.- Niez³a dla czeladzi, ale nie dla tego, kto powagê kocha.Ludzie, miejcie respekt dla siebie samych! To¿ pu³kownikami jesteœcie, a chcecie w drapichrustów siê bawiæ.- Pewnie, ¿e nie bardzo wypada! - rzek³ Wo³odyjowski.- Lepiej spaæ pójdŸmy, bo póŸno.Wszyscy zgodzili siê na tê myœl, wiêc zaraz klêkli do pacierzy i poczêli je w g³os odmawiaæ; po czym pok³adli siê na woj³okach i wnet usnêli snem sprawiedliwych.Lecz w godzinê póŸniej zerwali siê wszyscy na równe nogi, gdy¿ huk wystrza³Ã³w rozleg³ siê za rzek¹, za czym gwar, krzyki powsta³y w ca³ym Sapie¿yñskim obozie.- Jezus Maria! - krzykn¹³ Zag³oba.- Szwedzi nastêpuj¹!- Co waœæ gadasz?! - odpowiedzia³ chwytaj¹c szablê Wo³odyjowski.- Rochu, bywaj! - wo³a³ Zag³oba, któren w nag³ych razach lubi³ mieæ siostrzana przy sobie.Lecz Rocha nie by³o w namiocie.Wybiegli wiêc na majdan.T³umy ju¿ by³y przed namiotami i wszyscy d¹¿yli nad rzekê; po drugiej bowiem stronie widaæ by³o b³yskawice ognia i huk rozlega³ siê coraz wiêkszy.- Co siê sta³o? co siê dzieje? - pytano stra¿y porozstawianych licznie nad brzegiem.Lecz stra¿e nic nie widzia³y.Jeden z ¿o³nierzy opowiada³, i¿ s³ysza³ coœ, jakby plusk fali, lecz ¿e mg³a wisia³a nad wod¹, wiêc nie móg³ nic dostrzec, nie chcia³ zaœ za byle odg³osem alarmowaæ obozu.Zag³oba, wys³uchawszy relacji, chwyci³ siê za g³owê z desperacji.- Roch pojecha³ do Szwedów! Mówi³, ¿e stra¿ chce porwaæ!- Dla Boga! Mo¿e to byæ! - zawo³a³ Kmicic.- Ustrzel¹ mi ch³opa, jak Bóg na niebie! - desperowa³ dalej Zag³oba.-Moœci panowie, czy nie ma ¿adnego ratunku Panie Jezu! ch³op jak z³oto najszczersze! Nie masz takiego drugiego w obu wojskach.Co mu do g³upiego ³ba strzeli³o?!.Matko Bo¿a, ratuj¿e go w tej toni!.- Mo¿e przyp³ynie, mg³a sroga! Nie obacz¹ go!- Bêdê tu czeka³ choæby do rana.Matko Bo¿a! Matko Bo¿a!Tymczasem strza³y po przeciwnym brzegu poczê³y siê uspokajaæ, œwiat³a gas³y stopniowo i po godzinie zapanowa³o g³uche milczenie.Zag³oba chodzi³ nad brzegiem rzeki jako kura, która kaczêta wodzi, i wyrywa³ sobie resztki w³osów z czupryny, lecz pró¿no czeka³, pró¿no desperowa³.Ranek ubieli³ rzekê, wreszcie s³oñce zesz³o, a Roch nie wraca³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]