[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możesz nam się przydać, rozumiesz? Póki możesz się przydaćspołeczności, będzie ci wolno żyć tu jak księżniczce.Ale tylko dopóki możeszsię przydać: - Jak to: przydać? Moje obrazy nikogo nie interesują, amapy i rysunki z wyprawy już pokończyłam. - Przeprowadzę sekcję każdej twojej myśli, każdejzachcianki, każdego marzenia.Mam zamiar dociec, co ci się stało, co kazało ciodseparować się od sióstr i wybrać status jednostki.A kiedy już zbadam,będziemy wiedzieli, jak zapobiegać w przyszłości podobnym wypadkom. Wpatrywała się w niego, ale jej oczy nie były jużświetliste; lecz chmurne, ukryte w głębokim cieniu.Łagodnie wyswobodziłaramiona z jego dłoni. - Przeanalizuj sam siebie, Ben.Przyłap się na słuchaniugłosów, których nikt inny nie słyszy.Obserwuj siebie.Czy kogokolwiek innegodrażniłaby sytuacja reproduktorek? Dlaczego walczyłeś o uratowanie mi życia,kiedy dobro ogółu wymagało uśpienia mnie jak niezdatnej już do pełnienia swejroli reproduktorki? Czy ktokolwiek inny rzuci chociaż okiem na moje obrazy? Ktowolałby siedzieć tu, w tym ciemnym, zimnym pokoju, z wariatką niż bawić się zinnymi? Nasz związek nie ma w sobie radości, Ben.Kiedy się kochamy, robimyrzecz brutalną, gorzką, okrutną, która z niewiadomych powodów napełnia nas obojesmutkiem.Przestudiuj sam siebie, Ben, a potem mnie - i pomyśl, czy istnieje tuchoroba, którą da się wykorzenić i unicestwić bez unicestwiania jej nosicieli. Brutalnym gestem przyciągnął ją do siebie i z całej siłyprzycisnął jej twarz do swojej piersi, aby nie mogła dalej mówić.Nie opierałasię. - To kłamstwa, wierutne kłamstwa - wymamrotał.- Tyoszalałaś. Przytulił policzek do jej włosów, a ramiona Mollypowędrowały wzdłuż jego pleców i objęły go.Ben szarpnął się gwałtownie iodsunął od niej.Ciemność zdążyła na dobre zagościć w pokoju.Molly stała sięjedynie cieniem na tle cieni. - Pójdę już - rzekł oschle Ben.- Nie powinnaś miećkłopotów z rozpaleniem ognia.Napaliłem w piecu na dole, niedługo zrobi się tuciepło.Nie zmarzniesz. Molly milczała.Ben odwrócił się i pośpiesznie wyszedł zpokoju.Biegł w głębokim.śniegu, aż nogi odmówiły mu posłuszeństwa i zacząłłykać powietrze bolesnymi haustami.Kiedy odwrócił się, aby spojrzeć na dom,czarne drzewa całkiem go już przesłaniały.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]