[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśliktórekolwiek z nich zdołało dotrzeć do bezpiecznego miejsca, prosimy o jaknajszybsze skontaktowanie się z centralą.Wszyscy krewni Konstantinów lubwszyscy ci, którzy gdzieś ich widzieli, proszeni są o natychmiastowy kontakt zcentralą stacji.Do czasu zażegnania kryzysu czynnym komendantem stacjipozostaje Radca Jon Lukas.Prosimy o okazywanie wszelkiej pomocy personelowiSpółki Lukasa, który w tym krytycznym momencie pełni obowiązki służbybezpieczeństwa. Damon usiadł powoli na stopniach.Ogarnął go chłód głębszy niżzimno metalu.Nie mógł złapać tchu.Uświadomił sobie, że płacze, łzy rozmywałyświatło i utrudniały oddychanie. -.komunikat ogólny - komunikator zaczynał od nowa.-Osiągamy stabilizację siły ciężkości.Prosimy wszystkich obywateli. Na jego ramieniu spoczęła dłoń i obróciła go. - Damon? - powiedział Josh przekrzykując hałas.Był otępiały.Nic go nie obchodziło. - Nie żyje - powiedział i zadygotał.- O Boże. Josh, nie spuszczając z niego oka, wyjął mu z ręki reflektor.Damon zerwał się na nogi, żeby podjąć wspinaczkę, żeby dotrzeć wreszcie dowłazu, o którym wiedział, że jest tam na górze. Josh pociągnął go silnie za ramię, obrócił twarzą do siebie iprzycisnął plecami do ściany. - Nie idź - prosił.- Damom nie wychodź tam teraz.Paranoidalnekoszmary Josha.Wyraz jego oczu.Damon stał oparty o ścianę, a jego myśli biegływe wszystkich kierunkach naraz i nie mógł ich skierować na jeden konkretny tor.Elena.Mój ojciec.moja matka.to niebieski jeden.W niebieskim jeden bylinasi strażnicy.Nasi strażnicy. Josh nie odzywał się. Starał się skupić.Coś mu się nie zgadzało.Zachowanieżołnierzy; odlot Floty.I od razu morderstwa.w najściślej strzeżonym rejoniePell. Zawrócił, ruszył w kierunku, z którego tu przed chwiląprzyszli.Ręce trzęsły mu się tak, że ledwie mógł utrzymać poręcz.Joshpoświecił mu reflektorem i złapał za łokieć, żeby go zatrzymać.Odwrócił sięstojąc już na stopniach i spojrzał w górę na zamaskowaną, zniekształconą przezsnop światła twarz Josha. - Dokąd? - spytał Josh. - Nie wiem, kto teraz kieruje wszystkim tam na górze.Mówią, żemój wuj.Nie wiem. Wyciągnął rękę, żeby odebrać reflektor od Josha.Josh oddał goz ociąganiem.Damon odwrócił się i zaczął zbiegać po drabince w dół zeskakującze stopnia na stopień tak szybko, jak potrafił.Josh desperacko podążył za nim. Schodzili znowu na dół.Schodzić było łatwo.Damon spuszczałsię po drabince z pośpiechem ograniczanym jedynie wydolnością płuc i grożącymutratą równowagi, dopóki nie zakręciło mu się w głowie.Snop światła zreflektora miotał się wściekle po kratownicach rusztowań i tunelach.Poślizgnąłsię, odzyskał równowagę i schodził dalej. - Damon - zaprotestował Josh. Brak mu było tchu w piersiach, żeby odpowiedzieć.Schodziłwciąż niżej i niżej, dopóki wzrok nie zaczął mu się mącić z braku powietrza.Przysiadł wtedy na stopniach starając się wciągnąć przez maskę tyle powietrza,żeby uchronić się przed utratą przytomności.Czuł, jak Josh pochyla się nad nim,słyszał jego zdyszany oddech.Był niemniej skonany. - Doki - wysapał Damon.- Musimy tam zejść.dostać się dostatków.Elena tam pójdzie. - Nie przedostaniesz się. Spojrzał na Josha zdając sobie w tym momencie sprawę z tego, żewciąga w to kolejne życie.Ale nie miał innego wyjścia.Podniósł się i znowuzaczął schodzić.Czuł wibracje powodowane krokami Josha, który nadal podążał zanim. Statki pozamykały pewnie śluzy.Elena jest albo tam, albozabarykadowała się w biurach.Albo nie żyje.Gdyby żołnierze go trafili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]