[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdybym tylkobył zdolny do ludzkich uczuć.A nie jestem.Tak więc róbmy, co trzeba.Nie, niechcę cię rozpylić na atomy, jasne, że nie.Granat jest dla ciebie, na takąokazję! Sądzę, że byłem przewidujący. - Sytuacja jest zła, ale nie aż tak, żeby popełniaćsamobójstwo.Nie możesz tego ode mnie żądać! - Nie, nie, ty głąbie! Nie chcę, żebyś się zabijał.Najpierwwyjmij granat, dobrze? Zsuń prawą połowę kopyta.Zrobiłem skrytkę podpodeszwą. - Dobra.Już - rzekł Bill, zabierając się do wykonaniainstrukcji.Podskakując wsparty na Irmie, chwycił kopyto i mocno pociągnął.Jedna połówka zsunęła się bez oporu.Na dłoń Billa upadła kula ze sterczącym zniej guzikiem. - I co teraz? - Najpierw naciśnij guzik.Wtedy.Bill nacisnął guzik. - Nie! Jeszcze nie, ty idioto! - pisnął głosik.Teraz masztylko osiem sekund, zanim wybuchnie! - Co robić? - pytał stropiony Bill.Mała czarna kula syczała!Ten dźwięk nie był zbyt obiecujący, naprawdę. Rick/Delazny obrócił się na pięcie. - Co tam się dzieje? - zapytał groźnie.Czyżbym coś słyszał?Chyba poznaję ten głos! To Chinger! Bgr! Co ty tu robisz? - Pospiesz się, Bill! Musimy zniszczyć biokomputer.Rzućgranat. Jednak Bill patrzył teraz na rękę androida, sięgającego dowłącznika zabójczego impulsu.Jęknął ze zgrozy.To już koniec. - Nie! Nigdy! - wrzasnął Bill i cisnął granatem prosto wRicka/Delazny'ego. - Ty głupcze! - zawołał doktor.- Już mnie nie powstrzymasz.Nie zdołasz. Minigranat trafił go prosto w otwarte usta, zagrzechotał wgardle i z hukiem wpadł do metalowego żołądka. - Och, nie! - jęknął android.- Popraw mnie, jeśli się mylę.Czy to możliwe, że właśnie połknąłem minigranat? - Nie - odparł Bill.- To właściwie był mikrogranat! - Cztery sekundy, Bill! - ostrzegał Eager Beager.- Lepiej zróbcoś albo wszyscy zamienicie się w atomową chmurę.Ten granat ma naprawdę silnyładunek! Android już gmerał przy konsoli, gdy Bill runął na niego jakburza.Chwycił go za ramię, zanim android zdążył zacisnąć palce na dźwigni.Potężne mięśnie chłopca z farmy, wzmocnione kawaleryjskim treningiem, zmagałysię z ciężarem przeciwnika.Koszula pękła Billowi na piersi, gdy napiął potężnemuskuły - i udało się! Nie tylko powstrzymał androida Ricka przed dotknięciemkonsoli, ale uniósł go kilka cali w górę. - Dwie sekundy, Bill! - krzyczała stopa.Spanikowany Billrozejrzał się wokół, szukając drogi wyjścia. Była tylko jedna. - Otwórz się, biokomputerze! - zawołał, podnosząc oburączwijącego się androida i uważnie celując.Sapiąc z wysiłku podbiegł i wepchnąłRicka razem z mikrogranatem w otwartą paszczę komputera. - Teraz uciekaj, Bill! - zawołał nadajnik głosem EageraBeagera. - Przecież nie ma dokąd! - powiedziała Irma.- Jedna sekunda! Bill złapał Irenę i ruszył w kierunku odległego kątapomieszczenia. Prawie zdołali tam dotrzeć. Wyobraźcie sobie dźwięk, jaki wydałaby gwiazda zmieniająca sięw supernową, gdyby była zrobiona z twarożku ze śmietaną.Mniej więcej takidźwięk wydał eksplodujący biokomputer. Powietrze zgęstniało od latających kawałków ciała i galonówposoki.Wokół snuła się czerwona mgła jak z parującego jeziora barszczu, gdyBill zdołał wstać i spojrzał na pobojowisko. - Nieładnie - rzekł Bgr. - Fe! - powiedziała Irma. - To wcale nie po przyjacielsku, Bill! - stwierdziła głowaRicka, tocząc się po podłodze. Zanim Bill zdążył odpowiedzieć, pochwycił go silny prąd jakiejśnieodpartej, eterycznej siły, wlokąc razem z Ireną na środek komnaty. - Bill, co się dzieje? - wrzasnęła zdziwiona Irma. Szamoczącego się Billa obróciło twarzą do środka pokoju, tak żeprzez ułamek sekundy widział, co ich czeka. W miejscu, gdzie stał biokomputer, pojawiły się snopy energii,tworzące coś w rodzaju wirującej galaktyki spiralnej.Obracały się jak wiatrak,wywołując w powietrzu złowrogi wir. W następnej chwili Bill wpadł weń, stracił świadomość w snopachiskier i w mroku.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]