[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego umysł przeszedł zbyt wieleogłu szających wstrząsów, by teraz rozumować.Ale nie musiał myśleć.Usłyszałpodpowiedź przed wieloma godzinami i aż do tej chwili nie uświadamiał sobietego.Wróciły wspomnie nia i w uszach zabrzmiał mu cienki głosik Sue Wallingermówiący w cichej bibliotece.Zobaczył j ą stoj ącą przy drzwiach, kiedyodchodził.Przypomniał sobie jej gest i jej uśmiech. "Mogę ci powiedzieć, ilu ludzi prawdziwego rodzajujest w tym pokoju - jeden, jeden!" I uśmiechnęłasię do niego dotykając ramienia braciszka. Nie miała na myśli nikogo z obecnychw tym pokoju poza ludzkim dzieckiem płci męskiej.Pytał o ludzi - ona do tknęłaramienia brata.Wszystkie dzieci wiedziały - wszystkie androidy wiedziały.Tylkoludzie byli ślepi - a z nimi James Bradley. - Spójrzpod nogi - rozległ się niemal łagodny głos Courta. Bradley spojrzał.Na podłodze była krew.Poczuł pieczenie dłoni i uniósł w otępieniu rękę, żeby zobaczyć, skąd się bierze.Przebiłpięścią szybę.Wtedy nie miało dla niego znaczenia, czy przetnie sobie skórę,czy nie.Teraz też nie miało to znaczenia. Zobaczyłbez zaskoczenia, bez szoku, tylko z odrętwieniem, że krawędzie przeciętej skóryrozstąpiły się gładko.Do złożonej w miseczce dłoni sączyła się powoli krew.Wniezmąconej ciszy patrzył na odsłonięte ścięgna dłoni, na lustrzany blask bijącyod każdej stalowej powierzchni.Zo baczył precyzyjne, maleńkie, ciasno zwiniętesprężynki reagujące idealnie, gdy zaciskał palce. -Zbyt dobrze cię zbudowaliśmy - mówił Arthur Court.- Zbudowaliśmy cię takdobrze, że jesteś niedo skonały.Trzeba cię poddać przeróbce, Bradley.Żadenandroid nie może być zdolny do atakowania własnego rodzaju.Od tego prawa zależynasze przetrwanie.Czy rozu miesz teraz, co próbował ci powiedzieć Wallinger?Zagroże nie ze strony idealnego androida jest zbyt wielkie.Ty jesteś idealny.Odpowiedz mi, Bradley - rozumiesz, co do ciebie mówię? Nie mógł odpowiedzieć.Znał teraz prawdę, ale czuł sięzupełnie tak samo jak przedtem.Nadal był człowiekiem.Zachował całą swąlojalność wobec rodzaju ludzkiego, którego kopią tak bezlitośnie go uczyniono.Dopóki nie doko nają tej przeróbki, która wyeliminuje jego niedoskonałość, musikontynuować walkę, którą podjął w imieniu ludzi przeciwko maszynom.Dopóki nieprzerobią go z niedoskonałe go androida w idealnego przedstawiciela rasymaszyn. Kiedy przychodzi to co jest doskonałe, to co jest niedoskonałe musizostać zniszczone.Święty Paweł wyłożył to wszystko z tak przerażaj ącą jasnością."Chociaż mówię językami ludzi.głos mój jest niczym dźwięcznyspiż." - Nie chcemy cię spisywać na straty, Bradley- powiedział Court.- Jesteś wspaniałą maszyną.Bardzo na ciebie liczymy.Tylejest do zrobienia i potrzebujemy twojej pomocy. - Nie- powiedział Bradley.- Nie. I tym razem nie mogli gojuż powstrzymać. Nie tracił czasu na odgarnięciezasłony, a szyba była już wybita.Zobaczył znowu przechylającą się do wewnątrzścianę opadaj ącą pionowo przez dwadzieścia pięter w kierunku ulicy.Klęczał naparapecie. Na dole zobaczą go ludzie.Tam w dole, naulicy, na pew no zobaczą i być może zrozumieją znaczenie tego paradok su, jakimbyło ciało androida - stalowe żebra i nieodłączne okablowanie, za któregopośrednictwem poruszany był kiedyś ten powleczony ciałem mechanizm. Gdzieś głęboko w piersi mały iskrzący przedmiot, któryw tym momencie myślał tak, jak myśli człowiek, uświadomił sobie cudowność tejchwili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]