[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale co zacni ¿o³nierze, to tylko lamentowali i jeden przed drugim narzeka³: „Doœæ nam tejs³u¿by ¿ydowskiej! Niech jeno pan nasz nog¹ granicê przest¹pi, wraz szable na Szwedów obrócimy,ale póki go nie ma, jak nam poczynaæ? gdzie iœæ?” Tak oni narzekali, a po innych pu³kach,które s¹ pod hetmanami, gorzej jeszcze.To wiem pewno, bo przyje¿d¿ali od nich deputaci dopana Zbro¿ka z namowami i tam sekretnie po nocach radzili, o czym Miller nie wiedzia³, chocia¿i on czu³, ¿e Ÿle ko³o niego.– A ksi¹¿ê wojewoda wileñski w Tykocinie oblê¿on? – spyta³ pan Andrzej.Kiemlicz znów spojrza³ niespokojnie na Kmicica, bo pomyœla³, ¿e go chyba gor¹czka chwyta,skoro dwa razy ka¿e sobie jednê i tê¿ sam¹ wiadomoœæ powtarzaæ, o której dopiero co by³a mowa– jednak¿e odpowiedzia³:– Oblê¿on przez pana Sapiehê.– Sprawiedliwe s¹dy bo¿e! – rzek³ Kmicic.– On, który móg³ potêg¹ z królami siê równaæ!.Nikt¿e przy nim nie zosta³?– W Tykocinie jest za³oga szwedzka.A przy osobie ksiêcia wojewody tylko siê pono trochêdworzan co wierniejszych zosta³o.Kmicica pierœ nape³ni³a siê radoœci¹.Ba³ siê pomsty strasznego magnata nad Oleñk¹, a chocia¿zdawa³o mu siê, ¿e tej pomœcie pogró¿kami swymi zapobieg³, ci¹gle przecie trapi³a go tamyœl, ¿e lepiej i bezpieczniej by³oby Oleñce i wszystkim Billewiczom mieszkaæ w lwiej jamieni¿ w Kiejdanach, pod rêk¹ ksiêcia, który nigdy nikomu nie przebaczy³.Teraz jednak, gdy onupad³, musieli tym samym przeciwnicy jego tryumfowaæ; teraz, gdy go pozbawiono si³, znaczenia,gdy by³ panem jednego tylko lichego zameczku, w którym ¿ycia w³asnego i wolnoœci broni³,nie móg³ przecie myœleæ o zemœcie; rêka jego przesta³a ciê¿yæ nad nieprzyjacio³y.– Chwa³a b¹dŸ Bogu! chwa³a b¹dŸ Bogu! – powtórzy³ Kmicic.176I tak mia³ g³owê zaprz¹tniêt¹ t¹ zmian¹ radziwi³³owskich losów i tym, co siê przez ca³y czasjego pobytu w Czêstochowie zdarzy³o, i tym, gdzie jest ta, któr¹ pokocha³o jego serce, i tym, cosiê z ni¹ sta³o – ¿e po raz trzeci spyta³ Kiemlicza:– Mówisz tedy, ¿e ksi¹¿ê z³aman?– Z³aman ze szczêtem – odpowiedzia³ stary.– Czy wasza mi³oœæ nie chory?– Bok jeno piecze.Nic to! – odrzek³ Kmicic.I znów jechali w milczeniu.Strudzone konie zwalnia³y stopniowo kroku, a¿ wreszcie poczê³yiœæ stêpa.Jednostajny ruch ten uœpi³ znu¿onego na œmieræ pana Andrzeja – i spa³ d³ugo, kiwaj¹csiê na kulbace.Zbudzi³o go dopiero bia³e œwiat³o dzienne.Obejrza³ siê ze zdziwieniem doko³a, bo zda³o mu siê w pierwszej chwili, ¿e wszystko, co tejnocy przeszed³, to by³ tylko sen; wreszcie spyta³:– To wy, Kiemlicze? My spod Czêstochowy jedziem?– A jak¿e, wasza mi³oœæ!– A gdzie jesteœmy?– Oho! ju¿ w Œl¹sku.Ju¿ nas tu Szwedzi nie dostan¹!– To dobrze! – rzek³ Kmicic oprzytomniawszy zupe³nie.– A gdzie nasz mi³oœciwy król rezyduje?– W G³ogowej.– Tam te¿ pojedziemy panu do nóg siê pok³oniæ, s³u¿by ofiarowaæ.Ale s³uchaj no, stary!– S³ucham, wasza mi³oœæ!Lecz Kmicic zamyœli³ siê i nie od razu mówiæ pocz¹³.Widocznie coœ w g³owie uk³ada³, waha³siê, rozwa¿a³, na koniec rzek³:– Nie mo¿e byæ inaczej!– S³ucham, wasza mi³oœæ! – powtórzy³ Kiemlicz.– Ni królowi, ni nikomu z dworskich nie pisn¹æ, ktom jest!.Zwê siê Babinicz, a jedziem zCzêstochowy.O kolubrynie i o Kuklinowskim mo¿ecie mówiæ.Ale nazwiska mego nie wspominaæ,¿eby tam moich intencyj na wspak nie wziêto i za zdrajcê mnie nie poczytano, bom ja wzaœlepieniu ksiêciu wojewodzie wileñskiemu s³u¿y³ i jeszcze mu pomaga³, o czym na dworzemogli s³yszeæ.– Panie pu³kowniku! Po tym, czego wasza mi³oœæ pod Czêstochow¹ dokona³.– A kto da œwiadectwo, ¿e to prawda, póki klasztor oblê¿ony?– Stanie siê wedle rozkazu.– Nadbie¿y czas, ¿e prawda na wierzch wyjdzie – rzek³ jakby do siebie Kmicic – ale pierwejmusi siê pan nasz mi³oœciwy sam przekonaæ.On te¿ da mi póŸniej œwiadectwo!Na tym urwa³a siê rozmowa.Tymczasem uczyni³ siê dzieñ zupe³ny.Stary Kiemlicz pocz¹³œpiewaæ godzinki, a Kosma i Damian wtórowali mu basem.Droga by³a uci¹¿liwa, bo mróztrzyma³ trzaskaj¹cy, a przy tym ustawicznie zatrzymywano na drodze jad¹cych i wypytywano onowiny, zw³aszcza zaœ o to, czy Czêstochowa broni siê jeszcze.Kmicic odpowiada³, ¿e siê bronii obroni, lecz pytaniom nie by³o koñca.Goœciñce roi³y siê od podró¿nych, gospody wszêdzie podrodze pozajmowane.Jedni chronili siê w g³¹b kraju z pogranicznych ziem Rzeczypospolitejprzed uciskiem szwedzkim, drudzy pomykali ku granicom po wieœci z kraju; raz w raz spotykanoszlachtê, która maj¹c doœæ Szwedów jecha³a, tak jak i Kmicic, s³u¿by wygnanemu panu ofiarowaæ.Czasem trafia³y siê i poczty pañskie, czasem wiêksze lub mniejsze oddzia³y ¿o³nierzy ztych wojsk, które b¹dŸ to dobrowolnie, b¹dŸ na mocy uk³adów ze Szwedami przesz³y granice,jak na przyk³ad wojska pana kasztelana kijowskiego.Wieœci z kraju ju¿ by³y o¿ywi³y nadziejetych exulów i wielu gotowa³o siê do zbrojnego powrotu.W ca³ym Œl¹sku, a zw³aszcza w ksiêstwachraciborskim i opolskim, gotowa³o siê jak w garnku; pos³añcy latali z listami do króla i odkróla do pana kasztelana kijowskiego, do prymasa, do pana kanclerza Koryciñskiego, do panaWarszyckiego, kasztelana krakowskiego, pierwszego senatora Rzeczypospolitej, który ani nachwilê nie opuœci³ sprawy Jana Kazimierza.177Panowie ci, w porozumieniu z wielk¹ królow¹, niezachwian¹ w nieszczêœciu, porozumiewalisiê i ze sob¹, i z krajem, i z przedniejszymi w nim ludŸmi, o których wiedziano, ¿e radzi by dowiernoœci prawemu panu powróciæ.Swoj¹ drog¹ s³a³ goñców i pan marsza³ek koronny, i hetmani,i wojsko, i szlachta gotuj¹ca siê do chwycenia za broñ.By³a to wilia do powszechnej wojny, która w niektórych miejscach ju¿ wybuch³a.Szwedzit³umili te miejscowe porywy b¹dŸ orê¿em, b¹dŸ siekier¹ kata, lecz ogieñ, zgaszony w jednymmiejscu, natychmiast zapala³ siê w drugim.Burza straszliwa zawis³a nad g³owami skandynawskichnajezdników; ziemia sama, lubo pokryta œniegami, poczê³a parzyæ ich stopy; groŸba i pomstaotacza³y ich ze wszystkich stron, straszy³y ich cienie w³asne.Wiêc chodzili jak b³êdni.Niedawne pieœni tryumfu zamar³y im na ustach, i sami pytali siebiez najwiêkszym zdumieniem: „Jestli to ten sam naród, który wczoraj jeszcze opuœci³ w³asnegopana, podda³ siê bez boju?”– Jak¿e! panowie, szlachta, wojsko niebywa³ym w dziejach przyk³ademprzesz³o do zwyciêzcy; miasta i zamki otwiera³y bramy; kraj by³ zajêty.Nigdy podbój niekosztowa³ mniej si³ i krwi.Sami Szwedzi dziwi¹c siê tej ³atwoœci, z jak¹ zajêli potê¿n¹ Rzeczpospolitê,nie mogli ukryæ pogardy dla zwyciê¿onych, którzy za pierwszym po³yskiem szwedzkiegomiecza wyparli siê króla, ojczyzny, byle ¿ycia i dostatków w spokoju za¿ywaæ albo nowychw zamieszaniu nabyæ.To, co w swoim czasie mówi³ cesarskiemu pos³owi Lisoli Wrzeszczowicz,powtarza³ sam król i wszyscy jenera³owie szwedzcy: „Nie ma w tym narodzie mêstwa, nie masta³oœci, nie ma ³adu, nie ma wiary ani patriotyzmu! – musz¹ zgin¹æ!”Zapomnieli, ¿e ten naród ma jeszcze jedno uczucie, to w³aœnie, którego ziemskim wyrazemby³a Jasna Góra.I w tym uczuciu by³o jego odrodzenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]