[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z oczu okolonych czerwon¹ obwódk¹ strzela³o mu ju¿ zniecierpliwienie, ¿e komisarze nie przybywali z darami doœæ rych³o, a z nozdrzy wychodzi³y na mrozie dwa k³êby pary jak dwa s³upy dymu z nozdrzy Lucypera - i w tej mgle w³asnych p³uc siedzia³ ca³y purpurowy, posêpny, dumny, obok pos³Ã³w, wœród pu³kowników, maj¹c naokó³ morze czerni.A¿ wreszcie pokaza³ siê orszak komisarski.Na czele szli dobosze bij¹cy w kot³y oraz trêbacze z tr¹bami przy ustach i wydêtymi policzkami, bêbni¹c i wydobywaj¹c z mosi¹dzu d³ugie ¿a³osne g³osy, jakoby na pogrzebie s³awy i godnoœci Rzeczypospolitej.Za ow¹ kapel¹ niós³ ³owczy Krzetowski bu³awê na aksamitnej poduszce, Kulczyñski, skarbnik kijowski, czerwon¹ chor¹giew z or³em i napisem - a dalej Kisiel szed³ samotnie, wysoki, szczup³y, z bia³¹ brod¹, sp³ywaj¹c¹ na piersi, z cierpieniem w arystokratycznej twarzy i bólem bezdennym w duszy.O kilka kroków za wojewod¹ wlok³a siê reszta komisarzy, a orszak zamyka³a dragonia Bryszowskiego pod Skrzetuskim.Kisiel szed³ wolno, bo oto w tej chwili ujrza³ jasno, ¿e spoza podartego ³achmana uk³adów, spod pozorów ofiarowania ³aski królewskiej i przebaczenia, inna, naga, ohydna prawda wygl¹da, któr¹ œlepi nawet ujrz¹, g³usi us³ysz¹, bo krzyczy: "Nie idziesz ty, Kisielu, ³aski ofiarowaæ, ty idziesz o ni¹ prosiæ; ty idziesz j¹ kupiæ za tê bu³awê i chor¹giew, a idziesz pieszo do nóg tego ch³opskiego wodza w imieniu ca³ej Rzeczypospolitej, ty, senator i wojewoda." Wiêc rozdziera³a siê dusza w panu z Brusi³owa i czu³ siê tak lichym jak robak i tak niskim jak proch, a w uszach hucza³y mu s³owa Jeremiego: "Lepiej nam nie ¿yæ ni¿ ¿yæ w niewoli u ch³opstwa i pogañstwa." Czym¿e on, Kisiel, by³ w porównaniu z tym kniaziem z £ubniów, który nie inaczej ukazywa³ siê rebelii, jeno jak Jowisz ze zmarszczon¹ brwi¹, wœród zapachu siarki, p³omieni wojny i dymów prochu? Czym¿e on by³? Pod ciê¿arem tych myœli z³ama³o siê serce wojewody, uœmiech odlecia³ na zawsze z jego twarzy, radoœæ na wieki z jego serca i czu³, ¿e wola³by stokroæ umrzeæ ni¿ krok jeszcze jeden post¹piæ; ale szed³, bo pcha³a go naprzód ca³a jego przesz³oœæ, wszystkie prace, usi³owania, ca³a nieub³agana logika jego poprzednich czynów.Chmielnicki czeka³ na niego, wsparty pod boki, z wydêtymi usty i namarszczon¹ brwi¹.Orszak zbli¿y³ siê na koniec Kisiel, wysun¹wszy siê naprzód, post¹pi³ kilka kroków a¿ do podniesienia.Dobosze przestali bêbniæ, trêbacze tr¹biæ - i nasta³a wielka cisza w t³umach, jeno powiew mroŸny ³opota³ czerwon¹ chor¹giew niesion¹ przez pana Kulczyñskiego.Nagle ciszê tê przerwa³ g³os jakiœ krótki, donoœny a rozkazuj¹cy, który zabrzmia³ z niewypowiedzian¹ si³¹ desperacji, nie licz¹cej siê z niczym i z nikim:- Dragonia w ty³! za mn¹!By³ to g³os pana Skrzetuskiego.Wszystkie g³owy zwróci³y siê w jego stronê.Sam Chmielnicki podniós³ siê nieco na siedzeniu, aby zobaczyæ, co siê dzieje; komisarzom krew uciek³a twarzy.Skrzetuski sta³ na koniu wyprostowany, blady, z iskrz¹cymi oczyma i go³¹ szabl¹ w rêku i na wpó³ zwrócony ku dragonom powtórzy³ raz jeszcze grzmi¹cy rozkaz:- Za mn¹!.Wœród ciszy kopyta koñskie zako³ata³y po umiecionej grudzie ulicznej.Wyæwiczeni dragoni zwrócili na miejscu konie, porucznik stan¹³ na ich czele, da³ znak mieczem i ca³y oddzia³ ruszy³ z wolna na powrót ku domostwu komisarzy.Zdziwienie i niepewnoœæ odmalowa³y siê na wszystkich twarzach nie wy³¹czaj¹c i Chmielnickiego, albowiem w g³osie i ruchu porucznika by³o coœ nadzwyczajnego; nikt jednak dobrze nie wiedzia³, czy to oddalenie siê nag³e eskorty nie nale¿a³o do ceremonia³u uroczystoœci.Jeden Kisiel zrozumia³ wszystko, zrozumia³, ¿e i traktaty, i ¿ycie komisarzy wraz z eskort¹ zawis³o w tej chwili na w³osku, wiêc wst¹pi³ na podniesienie i nim Chmielnicki zdo³a³ pomyœleæ, co siê sta³o, zacz¹³ przemowê.Pocz¹³ wiêc od ofiarowania ³aski królewskiej Chmielnickiemu i ca³emu Zaporo¿u, ale wnet mowa jego zosta³a przerwana nowym zajœciem, które tê tylko mia³o dobr¹ stronê, ¿e ca³kiem odwróci³o uwagê od poprzedniego: oto Dziedzia³a, stary pu³kownik, stoj¹c wedle Chmielnickiego, pocz¹³ potrz¹saæ bu³aw¹ na wojewodê i rzucaæ siê, i krzyczeæ:- Co tam mówisz, Kisielu! Król - jako król, ale wy, królewiêta, kniaziowie, szlachta, nabroiliœcie mnogo.I ty, Kisielu, koœæ z koœci naszych, odszczepi³eœ siê od nas, a z Lachy przestajesz.Dosyæ nam twego gadania, bo szabl¹ dostaniem, czego nam trzeba.Wojewoda spojrza³ ze zgorszeniem w oczy Chmielnickiego.- W takiej to ryzie, hetmanie, utrzymujesz swoich pu³kowników?- Milcz, Dziedzia³a! - zawo³a³ hetman.- Milcz, milcz! Upi³ siê, choæ rano! - powtórzyli inni pu³kownicy.- Poszed³ precz, bo za ³eb wyci¹gniem!Dziedzia³a chcia³ d³u¿ej huczeæ, ale istotnie schwytano go za kark i wyrzucono za ko³o.Wojewoda mówi³ dalej g³adkimi i wybornymi s³owy pokazuj¹c Chmielnickiemu, jak wielkie bierze upominki - bo znak w³adzy prawej, któr¹ dot¹d jako przyw³aszczyciel jeno piastowa³.Król, mog¹c karaæ, woli mu przebaczyæ, co czyni dla pos³uszeñstwa, jakie pod Zamoœciem okaza³ - i dlatego, ¿e poprzednie przestêpstwa nie za jego by³y spe³nione panowania.S³uszna wiêc, aby on, Chmielnicki, tak wiele przedtem zgrzeszywszy, wdziêcznym siê teraz za ³askê i klemencjê okaza³, krwi rozlewu zaprzesta³, ch³opstwo uspokoi³ i do traktatów z komisarzami przyst¹pi³.Chmielnicki przyj¹³ w milczeniu bu³awê i chor¹giew, któr¹ rozwin¹æ nad sob¹ wnet rozkaza³.Czerñ na ten widok zawy³a radosnymi g³osami, tak ¿e przez chwilê nic nie by³o s³ychaæ.Pewne zadowolenie odbi³o siê na twarzy hetmana, który poczekawszy chwilê rzek³:- Za tak wielk¹ ³askê, któr¹ mi król jegomoœæ przez wasze moœcie pokaza³, ¿e i w³adzê nad wojskiem przys³a³, i przesz³e moje przestêpstwa przebacza, uni¿enie dziêkujê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]