[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiêc myœla³, myœla³, g³adzi³ ca³¹ szerokoœci¹ d³oni mleczn¹ czuprynê, wreszcie zapyta³:– Czyœ waæpanna wiedzia³a o liœcie, jaki nieboszczyk P¹gowski napisa³ do Jacka?122– Samam uprosi³a opiekuna, aby go napisa³.– To ju¿ nic nie rozumiem.Czemu tak?– Bom chcia³a, by wróci³.– Jako¿ mia³ wróciæ? – zawo³a³ z pewnym gniewem ksi¹dz.– List by³ taki, ¿e w³aœnie po nimJacek wyjecha³ z rozdartym sercem na kraj œwiata, aby zapomnieæ i ten afekt, któryœ waæpannapodepta³a, wyrzuciæ z serca.A ona poczê³a mrugaæ ze zdziwienia oczyma i z³o¿y³a jak do modlitwy rêce.– Opiekun mi mówi³, ¿e to by³ ojcowski list.Matko Najœwiêtsza! co w nim by³o?– Wzgarda, obelgi i deptanie po ubóstwie i czci, rozumiesz? Na to z ust dziewczyny wyrwa³siê krzyk tak bolesny i prawdziwy, ¿e w ksiêdzu zadr¿a³o uczciwe serce.Zbli¿y³ siê dodziewczyny, rozchyli³ jej d³onie, którymi zakry³a sobie twarz, i zawo³a³:– Toœ nie wiedzia³a?– Nie wiedzia³am, nie wiedzia³am!– I chcia³aœ, by Jacek wróci³?– Tak!– Na Boga! czemu tak?Wówczas poczê³y siê jej znów spod przymkniêtych powiek sypaæ ³zy, prêdkie i obfite, a du¿ejak per³y; twarz jej sp³onê³a dziewczêcym wstydem; poczê³a ³owiæ w rozchylone usta powietrze,serce bi³o w niej jak w schwytanym ptaku i wreszcie wyszepta³a z wysileniem:– Bo go.kocham!.– Bój¿e siê Boga, dziecko! – zakrzykn¹³ ksi¹dz.Lecz g³os za³ama³ mu siê w piersi, bo go te¿ d³awi³y ³zy.Ogarnê³a go zarazem i radoœæ, iniezmierna litoœæ dla dziewczyny, i zdumienie, ¿e mulier nie jest w tym razie przyczyn¹wszelkiego z³ego, ale niewinnym jagniêciem, na które Bóg wie dlaczego spad³y takie cierpienia.Wiêc chwyci³ j¹ w ramiona, przycisn¹³ do serca i pocz¹³ powtarzaæ raz po raz:– Dziecko moje! dziecko moje!A panowie Bukojemscy przenieœli siê tymczasem wraz ze szklenicami i z ³agiewk¹ dosto³owej izby, wypili sumiennie do dna miód i czekali na ksiêdza i pana Serafina w nadziei, ¿e zaich przybyciem bêdzie podana wieczerza.Owi wrócili wreszcie ze wzruszeniem w obliczach i ze zroszonymi oczyma.Cyprianowiczodetchn¹³ g³êboko raz i drugi, po czym rzek³:– Pani Dzwonkowska k³adzie teraz do ³Ã³¿ka niebo¿¹tko.Prawdziwie uszom siê nie chcewierzyæ.Jest i nasza wina, ale Krzepeccy – to ju¿ po prostu hañba! wstyd! i tego bezkarniepuœciæ nie mo¿na.– A to i owszem – odpowiedzia³ Marek.– Pogadamy o tym z „Pniakiem”.Oj, oj! Po czymzwróci³ siê do ksiêdza Woynowskiego:– Szczerze nam jej ¿al, ale tak przecie¿ myœlê, ¿e j¹ Bóg za Jacka pokara³.Nieprawda? A na toksi¹dz:– G³upiœ waæpan!– No to jak¿e? Co?Wiêc staruszek, który mia³ pe³ne piersi ¿alu, pocz¹³ mówiæ prêdko i zapalczywie oniewinnoœci i mêce dziewczyny, jakby chc¹c w ten sposób wynagrodziæ jej za têniesprawiedliwoœæ, jakiej siê wzglêdem niej dopuœci³; lecz po up³ywie pewnego czasu przerwa³omu opowiadanie przybycie pani Dzwonkowskiej, która wpad³a nagle jak bomba do fortecy.Pani Dzwonkowska mia³a twarz tak zalan¹ ³zami, jakby j¹ zanurzy³a w pe³nym wiadrze, izaraz od proga poczê³a krzyczeæ z wyci¹gniêtymi przed siê rêkoma:123– Ludzie, kto w Boga wierzy! pomsty, sprawiedliwoœci! Na Boga! pleczyki ca³e w siñcach,bieluchne pleczyki jak op³atek.w³oski ma garœciami powyrywane, z³ociste w³oski.go³¹bekmój najmilszy, kwiatuszek taki kochany! owieczka moja niewinna.Co us³yszawszy, wzruszony ju¿ opowiadaniem ksiêdza, Mateusz Bukojemski kiedy nieryknie, kiedy nie zawtórz¹ mu Marek, £ukasz i Jan.a¿ s³u¿ba zlecia³a siê do izby, a psy poczê³yszczekaæ w sieni.Lecz Wilczopolski, który w chwilê potem powróci³ z objazdu nocnego stogów,trafi³ ju¿ na inny humor braci.Czupryny ich by³ zje¿one, oczy zbiela³y z wœciek³oœci, prawicegniot³y rêkojeœci szabel.– Krwi! – wola³ £ukasz.– Dawajcie sam takiego syna!– Bij!– Na szable!I ruszyli jak jeden m¹¿ ku wyjœciu, lecz pan Cyprianowicz zaskoczy³ im ode drzwi.– Stój! – krzykn¹³ – kata, nie szabli, on godzien!I d³ugo musia³ pan Serafin uspokajaæ rozsierdzonych braci.T³umaczy³ im, ¿e gdyby zarazusiekli Marcjana Krzepeckiego, nie by³by to szlachecki, ale zbójecki uczynek.– Wpierw – mówi³– trzeba s¹siedztwo objechaæ, porozumieæ siê z ksiêdzem Tworkowskim, mieæ za sob¹ opiniêszlachty i duchowieñstwa, poœci¹gaæ œwiadectwa s³u¿by z Be³cz¹czki, nastêpnie wnieœæ sprawêdo trybuna³u, a dopiero gdy wyrok zapadnie, si³¹ go poprzeæ.– Gdybyœcie (mówi³) zarazMarcjana na szablach roznieœli, nie omieszka³by ojciec Krzepecki rozg³osiæ, ¿eœcie to uczynili wzmowie z pann¹ Sieniñsk¹, przez co reputacja jej mog³aby ucierpieæ, a was by stary pozwa³ izamiast na wyprawê iœæ, musielibyœcie po s¹dach siê w³Ã³czyæ, bo nie bêd¹c jeszcze podinkwizycj¹ hetmañsk¹, nie moglibyœcie siê od terminów uchyliæ.Ot, co jest.– Jak¿e? – pyta³ z ¿alem Jan.– To mamy p³azem puœciæ krzywdê tego go³¹bka?– Zaœ myœlicie – zauwa¿y³ ksi¹dz – ¿e Marcjanowi Krzepeckiemu mile bêdzie ¿ycie, gdy nadnim infamia albo i topór katowski zawiœnie, a do tego, gdy go wzgarda powszechna otoczy?Gorsza to mêka ni¿ prêdka œmieræ i nie chcia³bym ja za wszystkie srebro olkuskie siedzieæ terazw jego skórze.– A jeœli siê wykrêci? – spyta³ Marek.—Ojciec jego stary frant, któren ju¿ niejeden proceswygra³.– Jeœli siê wykrêci, to mu Jacek po powrocie do ucha s³Ã³wko szepnie.Wy jeszcze Jacka nieznacie! dziewczyñskie on ma oczy, ale przezpieczniej spod niedŸwiedzicy niedŸwiadki wyci¹gaæ,nieŸli jemu do ¿ywego doj¹æ.Na to Wilczopolski, który dotychczas milcza³, ozwa³ siê ponurym g³osem:– Pan Krzepecki ju¿ na siê wyrok napisa³ i kto wie, czy powrotu pana Taczewskiego doczeka.Ale inn¹ rzecz powiem: bêdzie on pewnikiem chcia³ zbrojn¹ rêk¹ pannê na powrót braæ i wtedy.– Wtedy obaczym! – przerwa³ pan Cyprianowicz.– A niech jeno spróbuje! To co innego!I trzasn¹³ groŸnie szabl¹, a Bukojemscy poczêli wraz zgrzytaæ i powtarzaæ:– Niech spróbuje! niech spróbuje!Lecz Wilczopolski rzek³:– Jeno ¿e waszmoœciowie na wojnê wyje¿d¿acie.– To siê zaradzi! – odpowiedzia³ ksi¹dz Woynowski.Dalsz¹ rozmowê przerwa³o przybyciepiwniczego.Przywióz³ on ³uby z rzeczami panienki, co, jak mówi³, nie przysz³o mu beztrudnoœci.Panny Krzepeckie usi³owa³y broniæ i chcia³y nawet budziæ brata, by te¿ nie dawa³.Aledobudziæ siê go nie mog³y, szlachcic zaœ wmówi³ w nie, ¿e trzeba to uczyniæ i dla ich w³asnego, idla braterskiego dobra, inaczej bowiem oskar¿one bêd¹ o grabie¿ cudzego mienia i wziête namêki w s¹dzie.Zlêk³y siê tedy, jako niewiasty nie znaj¹ce siê na prawie, i przyzwoli³y.Piwniczy124mniema³ tak¿e, ¿e Marcjan bêdzie usi³owa³ koniecznie odzyskaæ pannê, ale nie przypuszcza³, byod razu uciek³ siê do przemocy.– Powstrzyma go od tego – mówi³ – stary pan Krzepecki, który rozumie, czym pachnie raptuspuellae! Nic on jeszcze nie wie, co siê sta³o, ale ja st¹d wprost pojadê i ca³¹ sprawê muprzedstawiê, a to z dwóch przyczyn: raz dlatego, by pohamowa³ pana Marcjana, a po wtóre, ¿enie chcê byæ jutro w Be³cz¹czce w chwili, w której pan Marcjan siê przebudzi i dowie siê, ¿em toja u³atwi³ panience wyjazd.Porwa³by siê na mnie niechybnie i wówczas jednemu z nas móg³bysiê casus paskudeus przytrafiæ.Pan Serafin i ksi¹dz Woynowski pochwalili roztropnoœæ piwniczego i widz¹c, ¿e cz³owiek jest¿yczliwy, a przy tym doœwiadczony, któren z niejednego pieca chleb jada³ i któremu nawet iprawo jest nieobce —zaprosili go do wspólnego sprawy rozwa¿ania.Uczyni³y siê tedy dwienarady, bo drug¹ z³o¿yli w oficynie panowie Bukojemscy na w³asn¹ rêkê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]