[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwi zamknê³y siê.Rohan zosta³ sam.Ogarnê³a go wtedy taka rozpacz, ¿e podszed³ do sto³u, uniós³ p³Ã³tno, odrzuci³ je i rozpi¹wszy koszulê zmar³ego, która odtaja³a i by³a ju¿ ca³kiem miêkka, uwa¿nie zbada³ jego pierœ.Drgn¹³ od jej dotyku, bo nawet skóra sta³a siê elastyczna; w miarê jak tkanki taja³y, przychodzi³o do wiotczenia miêœni, g³owa dot¹d nienaturalnie uniesiona, opad³a biernie, jakby ten cz³owiek naprawdê spa³.Rohan szuka³ na jego ciele jakiœ œladów zagadkowej epidemii, zatrucia, uk¹szeñ, ale nie znalaz³ nic.Dwa palce lewej rêki odemknê³y siê, ukazuj¹c drobn¹ rankê.Jej brzegi by³y lekko rozwarte; ranka zaczê³a krwawiæ.Czerwone krople spada³y na bia³¹ pow³okê pianow¹ sto³u.Tego by³o ju¿ za wiele dla Rohana.Nie zas³oniwszy nawet ca³unem umar³ego, wybieg³ z kajuty i zmierza³, roztr¹caj¹c skupionych przed ni¹ ludzi, do g³Ã³wnego wyjœcia, jakby go coœ goni³o.Jarg zatrzyma³ go u komory ciœnieñ, pomóg³ za³o¿yæ aparat tlenowy, nawet ustnik wetkn¹³ mu miêdzy wargi.- Nic nie wiadomo, nawigatorze?- Nie, Jarg.Nic.Nic!Nie wiedzia³, z kim jedzie na dó³ wind¹.Silniki maszyn wy³y na obrotach.Wiatr wzmóg³ siê i fale piasku przelatywa³y, siek¹c powierzchniê kad³uba, chropaw¹ i nierówn¹.Rohan zapomnia³ zupe³nie o tym zjawisku.Podszed³ do rufy i wspi¹wszy siê na palce, dotkn¹³ koñcami palców grubego metalu.Pancerz by³ jak ska³a, w³aœnie jak bardzo stara, wypróchnia³a powierzchnia ska³y, naje¿ona twardymi gruze³kami nierównoœci.Widzia³ miêdzy transporterami wysok¹ sylwetkê in¿yniera Ganonga, ale nawet nie próbowa³ pytaæ go, co s¹dzi o tym fenomenie.In¿ynier wiedzia³ tyle co on.To znaczy nic.Nic.Wraca³ z kilkunastoma ludŸmi, siedz¹c w k¹cie kabiny najwiêkszego transportera.Jak z wielkiego oddalenia s³ysza³ ich g³osy.Bosman Terner mówi³ coœ o zatruciu, ale zakrzyczano go.- Zatrucie? Czym? Wszystkie filtry s¹ w doskona³ym stanie! Zbiorniki pe³ne tlenu.Zapasy wody nienaruszone.¿ywnoœci w bród.- Widzieliœcie, jak wygl¹da³ ten, któregoœmy znaleŸli w ma³ej nawigacyjnej? - spyta³ Blank.- Zna³em go.Nie by³bym go pozna³, ale mia³ taki sygnet.Nikt mu nie odpowiedzia³.Powróciwszy do bazy, Rohan uda³ siê prosto do Horpacha.Ten orientowa³ siê ju¿ w sytuacji, dziêki transmisji telewizyjnej i raportom grupy, która wróci³a wczeœniej, przywo¿¹c tak¿e kilkaset wykonanych zdjêæ.Rohan poczu³ mimo woli ulgê, ¿e nie musi relacjonowaæ dowódcy tego, co widzia³.Astrogator przyjrza³ mu siê uwa¿nie, wstaj¹c od sto³u, na którym mapê okolicy zalega³y odbitki fotograficzne.Byli we dwóch, w du¿ej kajucie nawigacyjnej.- Niech siê pan weŸmie w garœæ, Rohan - powiedzia³.- Rozumiem, co pan czuje, ale potrzebny jest nam przede wszystkim rozs¹dek.I opanowanie.Musimy dojœæ sedna tej ob³¹kanej historii.- Mieli wszystkie œrodki zabezpieczenia: energoboty, lasery, miotacze.G³Ã³wny antymat stoi tu¿ przy statku.Mieli to samo, co my - bezbarwnym g³osem powiedzia³ Rohan.Usiad³ nagle.- Przepraszam.- powiedzia³.Astrogator wyj¹³ z szafki œciennej butelkê koniaku.Stary œrodek, czasem siê przydaje.Niech pan to wypije, Rohan.U¿ywano tego dawniej, na polach bitew.Rohan prze³kn¹³ w milczeniu pal¹cy p³yn.- Sprawdza³em liczniki zbiorcze wszystkich agregatów mocy - powiedzia³ takim tonem, jakby siê skar¿y³.Nie zaatakowa³o ich nic.Nawet nie dali jednego strza³u.Po prostu - po prostu.- Zwariowali? - podda³ spokojnie astrogator.- Chcia³bym chocia¿ tego byæ pewnym.Ale jak to mo¿liwe?- Widzia³ pan ksiêgê pok³adow¹?- Nie.Gaarb zabra³ j¹.Pan j¹ ma?- Tak.Po dacie l¹dowania s¹ tylko cztery zapisy.Dotycz¹ tych ruin, które pan bada³ - i.„muszek”.- Nie rozumiem.Jakich muszek?- Tego nie wiem.Dos³ownie brzmi to tak.Podniós³ ze sto³u otwart¹ ksiêgê.- „¯adnych oznak ¿ycia na l¹dzie.Sk³ad atmosfery”.to s¹ dane analiz.o, tutaj.„O 18.40 drugi powracaj¹cy z ruin patrol g¹sienicowy dosta³ siê w lokaln¹ burzê piaskow¹, o znacznej aktywnoœci wy³adowañ atmosferycznych.Kontakt radiowy nawi¹zany, mimo zak³Ã³ceñ.Patrol donosi o odkryciu znacznej iloœci muszek, zalegaj¹cych.”Astrogator urwa³ i od³o¿y³ ksi¹¿kê.- A dalej? Czemu pan nie koñczy?- To jest w³aœnie koniec.Na tym urywa siê ostatni zapis.- I wiêcej nie ma nic?- Resztê mo¿e pan zobaczyæ.Podsun¹³ mu otwart¹ stronê.Pokryta by³a nieczytelnymi gryzmo³ami.Rohan rozszerzonymi oczyma wpatrywa³ siê w chaos przecinaj¹cych siê linii.- Tu jest jakby litera „b”.- powiedzia³ cicho.- Tak.A tu „G”.Du¿e „G”.Zupe³nie jakby pisa³o ma³e dziecko.Nie uwa¿a pan?Rohan milcza³ z pust¹ szklank¹ w rêku.Zapomnia³ j¹ odstawiæ.Pomyœla³ o niedawnych swoich ambicjach: marzy³ o tym, by samemu poprowadziæ „Niezwyciê¿onego”.Teraz wdziêczny by³ losowi, ¿e nie on musi rozstrzygaæ o dalszych losach wyprawy.- Proszê wezwaæ kierowników grup specjalistycznych.Rohan! ZbudŸ siê pan!- Przepraszam.Narada, panie astrogatorze?- Tak.Niech wszyscy przyjd¹ do biblioteki.Po kwadransie wszyscy siedzieli ju¿ w wielkiej, kwadratowej sali, o œcianach powleczonych barwn¹ emali¹; kry³y w sobie ksi¹¿ki i mikrofilmy.Najwstrêtniejsze chyba by³o niesamowite podobieñstwo pomieszczeñ „Kondora” i „Niezwyciê¿onego”.Zrozumia³e, by³y to statki bliŸniacze - ale Rohan, patrz¹c w byle k¹t, nie móg³ odeprzeæ obrazów szaleñstwa, które w¿ar³y mu siê w pamiêæ.Ka¿dy cz³owiek mia³ tu ustalone swoje miejsce.Biolog, lekarz, planetolog, in¿ynierowie elektronicy i ³¹cznoœciowcy, cybernetycy i fizycy siedzieli w ustawionych pó³krêgiem fotelach.Tych dziewiêtnastu ludzi stanowi³o mózg strategiczny statku.Astrogator sta³ samotny, pod opuszczonym do po³owy bia³ym ekranem.- Czy wszyscy obecni zaznajomili siê z sytuacj¹ wykryt¹ na pok³adzie „Kondora”?Odpowiedzi¹ by³ wielog³osy pomruk przytakniêæ.- Do tej chwili - powiedzia³ Horpach ekipy pracuj¹ce w perymetrze „Kondora” odnalaz³y dwadzieœcia dziewiêæ cia³.Na samym statku znaleziono ich trzydzieœci cztery, w tym jedno zachowane doskonale dziêki zamro¿eniu w hibernatorze.Doktor Nygren, który w³aœnie wróci³ stamt¹d, zda nam relacjê ogóln¹.- Nie mam wiele do powiedzenia - rzek³, wstaj¹c, ma³y doktor.Powoli podszed³ do astrogatora.By³ od niego ni¿szy o g³owê.ZnaleŸliœmy tylko dziewiêæ cia³ zmumifikowanych.Poza tym, o którym wspomnia³ dowódca, a które bêdzie badane osobno.S¹ to w³aœciwie szkielety lub czêœci szkieletów, wydobyte z piasku.Mumifikacja zachodzi³a wewn¹trz statku, gdzie by³y sprzyjaj¹ce ku temu warunki: bardzo ma³a wilgotnoœæ powietrza, praktyczny brak bakterii gnilnych i niezbyt wysoka temperatura.Cia³a, które znajdowa³y siê na wolnej przestrzeni, ulega³y rozk³adowi, wzmagaj¹cemu siê w okresach deszczów, bo piasek zawiera tu znaczny procent tlenków i siarczków ¿elaza, reaguj¹cych ze s³abymi kwasami.Zreszt¹ myœlê, ¿e te szczegó³y nie s¹ istotne.Gdyby dok³adne przedstawienie zachodz¹cych reakcji by³o wskazane, sprawê tê mo¿na przekazaæ kolegom chemikom.W ka¿dym razie w warunkach przestrzeni zewnêtrznej mumifikacja tym bardziej nie mog³a zachodziæ, ¿e do³¹cza³o siê tu dzia³anie wody i rozpuszczonych w niej substancji, a tak¿e dzia³anie piasku, trwaj¹ce przez szereg lat.Tym ostatnim t³umaczy siê te¿ wypolerowanie powierzchni kostnych.- Przepraszam - przerwa³ mu astrogator.- Najwa¿niejsza jest w tej chwili przyczyna zgonu tych ludzi, doktorze.- ¯adnych oznak gwa³townej œmierci, przynajmniej na cia³ach najlepiej zachowanych - wyjaœni³ natychmiast lekarz.Nie patrza³ na nikogo, wygl¹da³o, jakby obserwowa³ coœ niewidzialnego w uniesionej ku twarzy rêce.Obraz jest taki, jakby zmarli w sposób naturalny.- To znaczy?- Bez zewnêtrznych, gwa³townych dzia³añ.Niektóre koœci, d³ugie, znalezione oddzielnie, s¹ po³amane, ale uszkodzenia takie mog³y nast¹piæ póŸniej.Ustalenie tego wymaga d³u¿szych badañ.Ci, którzy mieli na sobie ubrania, maj¹ zarówno pow³oki skórne, jak i szkielety nie uszkodzone.¯adnych ran, jeœli nie liczyæ drobnych zadraœniêæ, które na pewno nie mog³y byæ przyczyn¹ œmierci.- Wiêc w jaki sposób zginêli?- Tego nie wiem.Mo¿na s¹dziæ, ¿e z g³odu lub z pragnienia.- Zapasy wody i ¿ywnoœci s¹ tam nie zu¿yte - zauwa¿y³ ze swojego miejsca Gaarb.- Wiem o tym.Przez chwilê panowa³o milczenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]