[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fantasybez smoka, to jak gospodarz, co nie ma cha³upy, albo jakdziewczyna, która nie ma poczucia humoru i nie daje wina.Jak zwykle, jest to opowiadanie o wiedŸminie Geralcie i jakzwykle jest to prawdziwa historia.Historia o wydarzeniu,które lud w swej bezdennej prostocie przerobi³ na zak³aman¹bajeczkê o Smoku Wawelskim.A mo¿e to nie jest o smoku, ale o ludzkich charakterach?Opowiadanie jest d³ugie.Nie da³o siê skróciæ.I Tobiete¿ siê nie uda.Gdyby Ciê jednak rêka œwierzbi³a, toprzeczytaj jeszcze raz, co napisa³ pan J.M.Krzemiñski("Nowa Fantastyka" wrzesieñ 1990, sonda¿ VI) (.).Mój g³êboki ¿al wywo³a³aby zw³aszcza próba przeinaczeniawypowiedzi Yarpena Zigrina ze strony 64 (chodzi o numeracjêmaszynopisu - mp).Nie jest to najpiêkniejsza wypowiedŸ,ale ¿ycie te¿ nie jest piêkne, a pomieniany krasnolud jest,jaki jest.O Andrzeju Sapkowskim pisaliœmy ostatnio przy okazjiopowiadania "Kwestia ceny" ("NF" wrzeœnowa,nr 3/90 i w recenzji M.Oramusa: "Przesuniêci w fazie", "NF"nr 7/91).(mp)VI - Ostro¿nie tam! Baczenie dawaæ! - zawo³a³ Boholt,obracaj¹c siê na koŸle do ty³u, w stronê kolumny.- Bli¿ejska³y! Dawaæ baczenie!Wozy toczy³y siê, podskakuj¹c na kamieniach.WoŸniceklêli, chlaszcz¹c konie lejcami, wychylaj¹c siê, zerkaliniespokojnie, czy ko³a s¹ w dostatecznej odleg³oœci odskraju w¹wozu, przy którym bieg³a w¹ska, nierówna droga.Wdole, na dnie przepaœci, bia³¹ pian¹ kot³owa³a siê wœródg³azów rzeka Braa.Geralt wstrzyma³ konia, przyciskaj¹c siê do skalnejœciany, pokrytej rzadkim, br¹zowym mchem i bia³ymiwykwitami, wygl¹daj¹cymi jak liszaje.Pozwoli³, bywyprzedzi³ go furgon Rêbaczy.Od czo³a kolumny przycwa³owa³Zdzieblarz, wiod¹cy pochód razem ze zwiadowcami z Ho³opola.- Dobra! - wrzasn¹³.- Ruszajcie skorzej! Dalej jestprzestronniej!Król Niedamir i Gyllenstiern, obaj wierzchem, w asyœciekilku konnych ³uczników, zrównali siê z Geraltem.Za nimiturkota³y wozy królewskiego taboru.Jeszcze dalej toczy³ siêwóz krasnoludów, powo¿ony przez Yarpena Zigrina,wrzeszcz¹cego bez przerwy.Niedamir, szczuplutki i piegowaty wyrostek w bia³ymko¿uszku, min¹³ wiedŸmina, obrzucaj¹c go wynios³ym, choæwyraŸnie znudzonym spojrzeniem.Gyllenstiern wyprostowa³siê, wstrzyma³ konia.- Pozwólcie no, panie wiedŸminie - powiedzia³ w³adczo.- S³ucham - Geralt szturchn¹³ klacz piêtami, ruszy³powoli obok kanclerza, za taborem.Dziwi³ siê, ¿e maj¹c takimponuj¹ce brzuszysko, Gyllenstiern przedk³ada siod³o nadwygodn¹ jazdê na wozie.- Wczoraj - Gyllenstiern œci¹gn¹³ lekko wodze, nabijanez³otymi guzami, odrzuci³ z ramienia turkusowy p³aszcz -wczoraj powiedzieliœcie, ¿e nie interesuje was smok.Co wastedy interesuje, panie wiedŸminie? Czemu jedziecie z nami?- To wolny kraj, panie kanclerzu.- Na razie.Ale w tym orszaku, panie Geralt, ka¿dypowinien znaæ swoje miejsce.I rolê, jak¹ ma spe³niæ,zgodnie z wol¹ króla Niedamira.Pojmujecie to?- O co wam idzie, panie Gyllenstiern?- Powiem wam.S³ysza³em, ¿e ostatnio trudno dogadaæ siê zwami, wiedŸminami.Rzecz w tym, ¿e co siê wiedŸminowi wska¿epotwora do zabicia, wiedŸmin, zamiast braæ miecz i r¹baæ,zaczyna medytowaæ, czy to siê aby godzi, czy to nie wykraczapoza granice mo¿liwoœci, czy nie jest sprzeczne z kodeksem iczy potwór to aby faktycznie potwór, jakby tego nie by³owidaæ na pierwszy rzut oka.Widzi mi siê, ¿e zaczê³o siê wampo prostu za dobrze powodziæ.Za moich czasów wiedŸmini nieœmierdzieli groszem, a wy³¹cznie onucami.Nie rozprawiali,r¹bali, co siê im wskaza³o, za jedno im by³o, czy towilko³ak, czy smok, czy poborca podatków.Liczy³o siê, czydobrze ciêty.Co, Geralt?- Macie dla mnie jakieœ zlecenie, Gyllenstiern? - spyta³oschle wiedŸmin.- Mówcie tedy, o co chodzi.Zastanowimysiê.A je¿eli nie macie, to szkoda sobie gêbê strzêpiæ,nieprawda¿?- Zlecenie? - westchn¹³ kanclerz.- Nie, nie mam.Tuidzie o smoka, a to wyraŸnie wykracza poza twoje granicemo¿liwoœci, wiedŸminie.Wolê ju¿ Rêbaczy.Ciebie chcia³emjedynie uprzedziæ.Ostrzec.WiedŸmiñskie fanaberie,polegaj¹ce na dzieleniu potworów na dobre i z³e, ja i królNiedamir mo¿emy tolerowaæ, ale nie ¿yczymy sobie o nichs³uchaæ, a tym bardziej ogl¹daæ, jak s¹ wprowadzane w ¿ycie.Nie mieszajcie siê do królewskich spraw, wiedŸminie.I niekumajcie siê z Dorregarayem.- Nie zwyk³em kumaæ siê z czarodziejami.Sk¹d takieprzypuszczenie?- Dorregaray - powiedzia³ Gyllenstiern - przeœciga wfanaberiach nawet wiedŸminów.Nie poprzestaje na dzieleniupotworów na dobre i z³e.Uwa¿a, ¿e wszystkie s¹ dobre.- Przesadza nieco.- Niew¹tpliwie.Ale broni swoich pogl¹dów z zadziwiaj¹cymuporem.Zaprawdê, nie zdziwi³bym siê, gdyby mu siê coœprzytrafi³o.a ¿e do³¹czy³ do nas w dziwnym towarzystwie.- Nie jestem towarzystwem dla Dorregaraya.Ani on dlamnie.- Nie przerywaj.Towarzystwo jest dziwne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]