[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na honor, dawniej tego nie czyni³em.Ale ci urwipo³cie wracaj¹ do zdrowia tak szybko, ¿e uczciwy cz³owiek mo¿e tylko pozazdroœciæ.Odk¹d z jednym szelm¹ zdarzy³o mi siê mieæ sprawê trzy razy pod rz¹d, zacz¹³em wykañczaæ ich pieczo³owiciej.Tak, ¿eby ju¿ na amen.- Rozumiem.- Ja, widzicie, jestem b³êdny.Ale, na honor, nie ob³¹kany! O, jest mój koñ.ChodŸ tu, Bucefa³! Las zrobi³ siê przestronniejszy i jaœniejszy, zaczê³y w nim dominowaæ wielkie dêby o roz³o¿ystych, lecz rzadkich koronach.Dym i smród po¿aru czuli ju¿ z bliska.A po chwili zobaczyli.P³onê³y kryte trzcinowymi strzechami chaty, ca³e niedu¿e osiedle.P³onê³y p³achty wozów.Miêdzy wozami le¿a³y trupy - wiele w widocznych z daleka bia³ych druidzkich szatach.Bandyci i Nilfgaardczycy, dodaj¹c sobie odwagi rykiem i kryj¹c siê za popychanymi przed sob¹ wozami, atakowali du¿y stoj¹cy na palach dom, oparty o pieñ gigantycznego dêbu.Dom zbudowany by³ z solidnych bali i kryty spadzistym gontem, po którym nieszkodliwie stacza³y siê ciskane przez bandytów pochodnie.Oblê¿ony dom broni³ siê i skutecznie odgryza³ - na oczach Geralta jeden ze zbójców niebacznie wychyli³ siê zza wozu i run¹³, jak ra¿ony gromem, ze strza³¹ w czaszce.- Twoi przyjaciele - popisa³ siê domyœlnoœci¹ Rycerz Szachownicy - musz¹ byæ w owym budynku? Na honor, w srogiej s¹ obie¿y! Dalej¿e, poœpieszajmy z pomoc¹! Geralt us³ysza³ skrzekliwe wrzaski i rozkazy, pozna³ rozbójnika S³owika z obanda¿owan¹ facjat¹.Widzia³ te¿ przez moment pó³elfa Schirru, kryj¹cego siê za plecami Nilfgaardczyków w czarnych p³aszczach.Nagle zarycza³y rogi, a¿ liœæ sypn¹³ siê z dêbów.Zadudni³y kopyta bojowych rumaków, zab³ys³y zbroje i miecze szar¿uj¹cego rycerstwa.Zbójcy z wrzaskiem rozbiegli siê w ró¿ne strony.- Na honor.' - rykn¹³ Rycerz Szachownicy, spinaj¹c konia.- To moi druhowie! Ubiegli nas! Do ataku, by i nam siê trochê chwa³y dosta³o! Bij, zabij! Cwa³uj¹c na Bucefale, Rycerz Szachownicy wpad³ na czmychaj¹cych zbójców pierwszy, b³yskawicznie zar¹ba³ dwóch, resztê rozproszy³ jak jastrz¹b wróble.Dwóch skrêci³o w stronê nadbiegaj¹cego Geralta, wiedŸmin rozprawi³ siê z nimi w mgnieniu oka.A trzeci strzeli³ do niego z gabriela.Miniaturowe samostrza³y wymyœli³ i opatentowa³ niejaki Gabriel, rzemieœlnik z Verden.Reklamowa³ je sloganem: „Obroñ siê sam".Dooko³a mno¿¹ siê bandytyzm i przemoc, g³osi³a reklama.Prawo jest bezsilne i nieporadne.Obroñ siê sam! Nie wychodŸ z domu bez porêcznego samostrza³u marki „Gabriel".Gabriel to twój stró¿, Gabriel uchroni przed bandyt¹ ciebie i twoich bliskich.Sprzeda¿e by³y rekordowe.Wkrótce porêczne przy napadach gabriele nosili wszyscy bandyci.Geralt by³ wiedŸminem, umia³ uchyliæ siê przed be³tem.Ale zapomnia³ o obola³ym kolanie.Unik by³ o cal spóŸniony, liœciowaty grot rozora³ mu ucho.Ból oœlepi³, ale tylko na moment.Zbójca nie zd¹¿y³ napi¹æ samostrza³u i obroniæ siê sam.Rozz³oszczony Geralt r¹bn¹³ go po rêkach, a potem wypru³ z niego kiszki szerokim ciêciem sihilla.Nie zd¹¿y³ nawet obetrzeæ krwi z ucha i szyi, gdy zaatakowa³ go ma³y i ruchliwy jak ³asica typek o nienaturalnie b³yszcz¹cych oczach, uzbrojony w krzyw¹ zerrikañsk¹ saberrê, któr¹ obraca³ z podziwu godn¹ wpraw¹.Sparowa³ ju¿ dwa ciêcia Geralta, szlachetna stal obu kling dzwoni³a i sypa³a iskrami.£asica by³ bystry i spostrzegawczy - momentalnie zauwa¿y³, ¿e wiedŸmin kuleje, momentalnie zacz¹³ okr¹¿aæ i atakowaæ z korzystnej dla siebie strony.By³ niesamowicie szybki, ostrze saberry a¿ wy³o w ciêciach wykonywanych niebezpieczn¹ krzy¿ow¹ sztuk¹.Geralt unika³ ciosów z coraz wiêksz¹ trudnoœci¹.I coraz bardziej utyka³, zmuszany do stawania na obola³¹ nogê.£asica skuli³ siê nagle, skoczy³, wykona³ zrêczny zwód i fintê, ci¹³ od ucha.Geralt sparowa³ ukoœnie i odbi³.Bandyta wykrêci³ siê zwinnie, ju¿ szed³ ze z³o¿enia do wrednego dolnego ciêcia, gdy nagle wyba³uszy³ oczy, kichn¹³ potê¿nie i usmarka³ siê, na moment opuszczaj¹c zastawê.WiedŸmin b³yskawicznie ci¹³ go w szyjê, a ostrze dosz³o a¿ do krêgów.- No i niech mi ktoœ powie - wydysza³, patrz¹c na drgaj¹cego trupa - ¿e u¿ywanie narkotyków nie jest szkodliwe.Atakuj¹cy go ze wzniesion¹ maczug¹ bandyta potkn¹³ siê i run¹³ nosem w b³oto, z potylicy stercza³a mu strza³a.- Idê, wiedŸminie! - krzyknê³a Milva
[ Pobierz całość w formacie PDF ]