[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nietrudno dowieœæ tego na omawianej tuproblematyce.Oto idioci trzymani w zak³adach i wykonuj¹cy tamprymitywne prace, jak wo¿enie cegie³ taczkami czy pomoc w zmywaniunaczyñ - s¹ zawsze jeszcze o wiele po¿yteczniejsi i bardziejproduktywni ni¿ na przyk³ad nasi dziadkowie spêdzaj¹cy swójwieczór ¿ycia w sposób wysoce "nieproduktywny".A przecie¿jak¹kolwiek myœl o zlikwidowaniu dziadków, jedynie tylko z powoduich nieproduktywnoœci, odrzuciliby nawet ludzie wystêpuj¹cysk¹din¹d za niszczeniem istot nieproduktywnych.Jak¿enieproduktywna jest przecie¿ egzystencja niejednej biednejkobieciny, która siedzi sobie w domowym fotelu przy oknie wpó³œnie i na pó³ sparali¿owana - a przecie¿ jak¿e bywa ochraniana,otaczana mi³oœci¹ dzieci i wnuków! W tej mi³osnej os³onie jest onaw³aœnie co siê zowie matk¹ rodu.Jako taka jest w krêgu tejmi³oœci niezast¹piona i niezbêdna - ca³kiem tak samo jakniezast¹piony i niezbêdny jest inny cz³owiek, czynny jeszczezawodowo, w swoim œwiadczeniu na rzecz spo³eczeñstwa.Teraz oczekujê nastêpuj¹cego argumentu.Wszystko, co mówiê, mo¿ei na ogó³ jest trafne, ale zapewne nie odnosi siê do owychbiednych istot nazywanych chyba nies³usznie ludŸmi - na przyk³addo idiotów, g³êboko upoœledzonych w rozwoju dzieci.Zdumiejeciesiê jednak - doœwiadczony psychiatra wcale nie bêdzie zdumiony -jeœli oœwiadczê, ¿e wci¹¿ widuje siê, jak w³aœnie takie dzieciotaczane s¹ szczególnie czu³¹ mi³oœci¹ i opiek¹.Pozwólcie mipañstwo odczytaæ fragment z listu matki, która straci³a swojedziecko w toku os³awionej akcji pod has³em tak zwanej eutanazji(list ukaza³ siê w jednym z dzienników wiedeñskich): "Wskutekwczesnego zroœniêcia koœci czaszki jeszcze w ³onie matki dzieckomoje urodzi³o siê 6 czerwca 1929 jako nieuleczalnie chore.Samamia³am wówczas 18 lat.Ubóstwia³am moje dziecko i kocha³am jebezgranicznie.Moja matka i ja czyni³yœmy wszystko, aby biednejistotce pomóc, na pró¿no.Dziecko nie mog³o chodziæ ani mówiæ, aleja by³am m³oda i nie traci³am nadziei.Pracowa³am dniem i noc¹,byle, tylko móc kupowaæ kochanemu dziewcz¹tku œrodki od¿ywcze ilekarstwa.Kiedy k³ad³am jej chude r¹czyny wokó³ mojej szyi ipyta³am: "Czy kochasz mnie, Dzidziu?", ona mocno przyciska³a siêdo mnie i nieporadnie b³¹dzi³a r¹czkami po mojej twarzy.Wtedyby³am szczêœliwa, mimo wszystko, nieskoñczenie szczêœliwa".Wszelki komentarz jest, myœlê, zbyteczny i móg³by tylkosentymentalizmem zatrzeæ autentyczne wra¿enie.Ale wierzcie mi, pañstwo, wci¹¿ jeszcze pozostaj¹ wam jakieœargumenty, choæby pozorne.Moglibyœcie ostatecznie twierdziæ, ¿elekarz uœmiercaj¹cy nieuleczalnie chorego dzia³a w okreœlonychprzypadkach zaburzenia psychicznego ostaitecznie niejakozastêpuj¹c dobrze rozumian¹ wolê samego pacjenta, "zaæmioin¹"ob³êdem.W³aœnie dlatego, ¿e chorzy wskutek zaburzeniapsychicznego niezdolni s¹ samodzielnie rozpoznaæ swoje rzeczywistedobro i wyraziæ sw¹ wolê, lekarz jest niejako rzecznikiem tejwoli, nie tylko uprawnionym, ale wprost zobowi¹zanym do podjêciasiê ich uœmiercenia.Wszak takie uœmiercenie jest w³aœciwiedzia³aniem zastêpuj¹cym samobójstwo, które chory by pope³ni³,gdyby wiedzia³, jaka jest jego sytuacja.Odpowiedzi¹ na tenargument niech bêdzie przyk³ad osobiœcie poznanego wypadku.Jako m³ody lekarz by³em zatrudniony w klinice internistycznej,do której przyjêto pewnego dnia jednego z m³odych kolegów.Rozpoznanie przyniós³ on ze sob¹ - zachodzi³ tu naderniebezpieczny osobliwy przypadek raka, o przebiegu szczególniepodstêpnym i nie daj¹cego siê ju¿ zoperowaæ a i ta w³asna diagnozachorego by³a trafna! Otó¿ chodzi³o o szczególn¹ formê chorobynazywan¹ w medycynie melanosarkoma - czerniak - ujawniaj¹c¹ siêokreœlonym wynikiem analizy moczu.Oczywiœcie usi³owaliœmy ³udziæpacjenta, zamieniliœmy jego mocz z czyimœ innym i pokazaliœmynegatywny wynik reakcji.Co chory na to? Któregoœ dnia o pó³nocyzakrad³ siê do laboratorium i przeprowadzi³ badanie w³asnegomoczu, aby nazajutrz przy wizycie zaskoczyæ nas uzyskanymwynikiem.Z zak³opotaniem stwierdziliœmy, ¿e nie ma ju¿ rady i niepozosta³o nam nic innego, jak oczekiwaæ samobójstwa kolegi.Zaka¿dym razem, kiedy wychodzi³ do pobliskiej kawiarenki, czegow³aœciwie nie mogliœmy mu zakazaæ, z dr¿eniem czekaliœmy nawiadomoœæ, ¿e otru³ siê tam w toalecie.A co siê sta³o naprawdê?Im widoczniej choroba czyni³a postêpy, tym bardziej ros³yw¹tpliwoœci chorego co do swej diagnozy.Nawet kiedy mia³ ju¿ ww¹trobie przerzuty nowotworu, zaczyna³ mówiæ o niewinnychchorobach w¹troby.O co tu chodzi³o? Otó¿ chory, im bli¿ej by³swego koñca, tym bardziej sprzeciwia³a siê temu jego wola ¿ycia,tym mniej sk³onny by³ uznaæ swój bliski koniec.Mo¿na o tymmyœleæ, co siê chce, faktem bezspornym jest, ¿e dawa³a tu znaæ osobie wola ¿ycia - i ten fakt winien ostrzec nas raz na zawsze codo wszelkich podobnych przypadków: nie mamy prawa odmówiæ tej woli¿ycia ¿adnemu choremu.I to tak dalece, ¿e tezy tej winniœmy broniæ nawet wtedy, gdyjako lekarze stajemy wobec faktów dokonanych, gdy chory czynemdowiód³, ¿e nie ma ju¿ w nim nic z tej woli ¿ycia.Mam oczywiœciena myœli samobójców.Stojê wiêc na stanowisku, ¿e w przypadkudokonanej próby samobójstwa lekarz ma nie tylko prawo, ale iobowi¹zek interwencji, czyli w miarê mo¿noœci ratowania iudzielania pomocy.Czy ma wiêc odgrywaæ rolê losu? Nie, rolê losuusi³uje odgrywaæ ten lekarz, który pozostawia samobójcê jegolosowi.Gdyby bowiem "losowi" spodoba³o siê, aby dany samobójcarzeczywiœcie zgin¹³, to ten los znalaz³by te¿ z pewnoœci¹ sposoby,aby umieraj¹cy nie dosta³ siê na czas w rêce lekarza.20.O nieugiêtej mocy duchaJak czêsto siê zdarza, ¿e psychoterapeuta, psychiatra, wskazujechoremu psychicznie pacjentowi, jak powinien siê zachowywaæ -chory jednak ze swej strony przedk³ada terapeucie, ¿e po prostunie mo¿e, ¿e to nie wychodzi, ¿e nie zdobywa siê na tyle si³y wolipotrzebnej do tego czy owego, jednym s³owem, ¿e ma s³ab¹ wolê.Czy istnieje rzeczywiœcie coœ takiego jak s³aboœæ albo si³awoli? Czy mówienie o niej nie jest raczej wymawianiem siê? Zwyk³osiê mawiaæ: gdzie siê do czegoœ d¹¿y, tam znajduje siê te¿ jakiœœrodek do celu.Chcia³bym jednak zaproponowaæ inny wariant tejsentencji, œmiem bowiem twierdziæ, ¿e gdzie jest cel, tam znajdujesiê tak¿e wola jego realizacji.Innymi s³owy, kto ma na oku jasnycel i komu szczerze zale¿y na dotarciu do niego, ten nigdy niebêdzie musia³ narzekaæ na to, ¿e brak mu si³y woli.Niestetyludzie nie tylko wymawiaj¹ siê sw¹ rzekomo s³ab¹ wol¹, leczpowo³uj¹ siê równie¿ na to, ¿e nie daj¹ sobie rady, ¿e po prostunie mog¹, wszak wolnoœæ woli nie istnieje.Powstaje pytanie, co otym mówi psychoterapeutyczna praktyka, psychiatrycznedoœwiadczenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]