[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To wówczas zorientowa³am siê, ¿e wiatr cichnie.Znajdowa³am siê ju¿ po zawietrznej wielkiego ³uku linii brzegowej Korfu, tam gdzie Pantokrator zatrzymuje wiatry i uspokaja wody w zatoce.A œwiat³a Kouloura widnia³y bardzo daleko na prawo.Dryfowa³am na zachód znacznie szybciej, ni¿ mog³abym p³yn¹æ.To odkrycie podzia³a³o na mnie jak zastrzyk amfetaminy.Umys³ mi siê rozjaœni³.Oczywiœcie.Wci¹¿ jeszcze znajdowa³am siê spory kawa³ od miejsca, sk¹d wschodni pr¹d zaniós³ Spira na albañski brzeg.A dzisiaj w nocy wia³ wschodni wiatr.Wpad³am do morza w miejscu, gdzie rw¹cy pr¹d pod¹¿a³ w kierunku po³udniowo-zachodnim.Przecie¿ Godfrey wrzuci³ cia³o Yanniego do zatoki, a woda przynios³a zw³oki pod sam próg willi Rotha.W¹tpi³am co prawda, aby œwiêty Spiridion zamierza³ mnie dostarczyæ a¿ tak blisko domu, lecz przynajmniej, jeœli tylko zdo³am utrzymaæ siê na powierzchni i p³yn¹æ naprzód, mia³am nadziejê na prze¿ycie.P³ynê³am i modli³am siê, a jeœli w moich bezs³ownych modlitwach œwiêty Spiridion nieco mi siê myli³ z Posejdonem i Prosperem, a nawet z Maxem, i tak modlitwa trafi³a w koñcu do w³aœciwych uszu.Po dalszych dwudziestu minutach spêdzonych we wzburzonym morzu, us³ysza³am ryk fal bij¹cych o skalisty brzeg oddalony o jakieœ sto metrów i wiedzia³am ju¿, ¿e nie dop³ynê.To co stanowi³o szansê dla Spira, nie by³o ni¹ dla mnie.Pod os³on¹ klifu jakiœ s³aby pr¹d wsteczny spycha³ mnie z powrotem na morze.Prawdopodobnie by³ to tylko wir owego zbawczego pr¹du, uderzaj¹c o brzeg pod pewnym k¹tem, odbija³ siê od niego i wraca³ wsteczn¹ fal¹.Lecz o ile dot¹d by³am w stanie utrzymaæ siê na powierzchni, a nawet kierowaæ siê lekko na pó³noc, nieco w poprzek pr¹du, o tyle teraz nie by³am ju¿ w stanie walczyæ z morzem, znosz¹cym mnie w innym kierunku.Moje ramiona by³y jak z waty, cia³o przypomina³o o³Ã³w.£yka³am wodê i miota³am siê w krzy¿uj¹cych siê nad g³ow¹ falach, a ka¿da nastêpna grozi³a mi zatopieniem.W koñcu tak siê te¿ sta³o.Po³knê³am jeszcze wiêksz¹ dawkê wody i ogarniêta panik¹ zaczê³am siê szamotaæ.Wychynê³am z wody z otwartymi szeroko, piek¹cymi oczami.Ledwie przebieraj¹c w wodzie ramionami, nie potrafi³am siê nie tylko posuwaæ naprzód, lecz nawet utrzymaæ na powierzchni.Ryk fal bij¹cych o urwisko dociera³ do mnie dziwnie przyt³umiony, jakby z daleka albo te¿ jakby ha³as przedziera³ siê przez wodê w moich uszach.Jak worek o³owiu zapada³am siê w dó³, w dó³, w dó³, zgo³a niczym topielec, którego rankiem nastêpnego dnia morze wyrzuci na ska³y wraz z innymi odpadkami.Zreszt¹ nasta³ ju¿ poranek.G³upio by³o tak walczyæ i rzucaæ siê w ciemnoœci, kiedy mog³am daæ siê ponieœæ, lada chwila opuœciæ stopy i znaleŸæ piaszczyste dno, z³ociste i s³odkie powietrze, tak cudowne i nie k³uj¹ce w piersiach.O nie, to by³a muzyka i sen.jak g³upio wpadaæ w panikê tylko z powodu z³ego snu.Mia³am ju¿ tysi¹ce takich snów o p³yniêciu i fruwaniu w ciemnoœci.Za kilka chwil obudzê siê, s³oñce zajdzie i Max bêdzie przy mnie.By³ przy mnie teraz.Unosi³ mnie.Pcha³ mnie i toczy³ w górê i w górê, z dala od koszmaru d³awi¹cej ciemnoœci, prosto ku powietrzu.Mog³am oddychaæ.Znalaz³am siê na powierzchni, wyrzucona niezwyk³¹ si³¹.Nawet nie podejrzewa³am, ¿e cz³owiek mo¿e rozporz¹dzaæ tak¹ moc¹ poza swoim ¿ywio³em.Gdy niemrawo przebiera³am rêkami wypluwaj¹c wodê morsk¹ z p³on¹cych p³uc, jego cia³o wyskoczy³o spode mnie rozko³ysane, na wpó³ mnie unosz¹c, a na wpó³ przerzucaj¹c przez pr¹d.Potem, zanim zd¹¿y³a mnie chwyciæ cofaj¹ca siê fala, zosta³am raz jeszcze mocno uderzona i pchniêta naprzód, prosto w bia³¹ pianê ³ami¹cych siê fal przybrze¿nych, gdzie potoczy³am siê bezw³adnie jak szmatka na wietrze.Ogromna fala unios³a mnie na grzbiecie, poturla³a bezradn¹ i porzuci³a, po czym siê cofnê³a.Posz³am na dno jak kamieñ, o coœ uderzy³am i pad³am p³asko.jak naleœnik na wznosz¹c¹ siê ³agodnie mieliznê, z której w³aœnie cofa³a siê fala.Palcami wczepi³am siê w piasek, by utrzymaæ siê, jeœli woda spróbuje unieœæ mnie i poci¹gn¹æ za sob¹.Morze rwa³o, ci¹gnê³o i sp³ywa³o wokó³ potokami.£kaj¹c i wymiotuj¹c czo³ga³am siê i dŸwiga³am w górê, a coraz mniejsze ju¿ fale za³amywa³y siê na mnie i cofa³y, przeczesuj¹c piasek.A¿ wreszcie powlok³am siê na czworakach przez pienist¹ p³yciznê i dotar³am do suchego, twardego piasku.Jak przez mg³ê pamiêtam, ¿e padaj¹c bez si³, spojrza³am jeszcze wstecz na swego wybawiciela.Dostrzeg³am, jak wyskoczy³ z fal, jakby chcia³ sprawdziæ, czy jestem ju¿ bezpieczna, a jego cia³o zalœni³o czerni¹ - poprzez fosforyzuj¹c¹ zielon¹ i bia³¹ smugê, jak¹ zostawi³ za sob¹ na powierzchni wody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]