[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie.I to w³anie nie daje mi spokoju.Nie podobaj± mi siê te wszystkie opisane przez pana pocinane drzewa.To mi wygl±da raczej na TDX ni¿ na dynamit czy rodki krusz±ce.My sami u¿ywamy TDX, kiedy potrzebny nam jest wybuch tn±cy.TDX ma w³aciwoæ eksplodowania w p³aszczy¼nie.Miramon zrobi³ wielkie oczy.- To niemo¿liwe.Ka¿da eksplozja musi siê rozprzestrzeniaæ we wszystkich otwartych kierunkach.- Ale nie wtedy, kiedy rodkiem wybuchowym jest piperazoheksazotan zbudowany ze spolaryzowanych atomów wêgla.Takie atomy nie mog± siê poruszaæ w dowolnym kierunku, a tylko pod k±tem prostym do wektora grawitacji.I o to w³anie mi chodzi.Wy tutaj, na tej planecie doszlicie do dynamitu, ale nie do TDX.Przerwa³ marszcz±c czo³o.- Oczywicie czêæ naszych strat musi byæ wynikiem wypadów bandyckich grodów, ich rakiet i zwyk³ych bomb.Ale tam, gdzie w obozach notowano jakie wybuchy, a lejów po nich nie sposób znale¼æ.Zamilk³.Nie by³o sensu wspominaæ o zagazowanych cia³ach.Bardzo trudno by³o o nich nawet myleæ.Kto na tej planecie mia³ gaz o dzia³aniu wymiotnym, parz±cym, a jednoczenie podra¿niaj±cym górne drogi oddechowe.Poddani dzia³aniu tego gazu musieli zrzucaæ maski - przystosowane jedynie do ochrony przed gazami wulkanicznymi - ¿eby móc wymiotowaæ, nastêpnie w konwulsyjnych kichniêciach wci±gali do p³uc swoje w³asne wymiociny i w ten sposób, zarówno na zewn±trz, jak i wewn±trz, zmieniali siê w ogromne pooparzeniowe pêcherze.By³ to bez w±tpienia charkazyt, gaz o wielokrotnych piercieniach benzenowych, bardzo popularny w czasach wojuj±cych gwiezdnych imperiów, kiedy to z zupe³nie niewiadomych powodów nazywano go "poli³azienkoflorkiem".Ale sk±d on siê wzi±³ na Mizoginii?Na to pytanie odpowied¼ mog³a byæ tylko jedna.Z przyczyn, których Amalfi nie próbowa³ nawet zrozumieæ, pozwoli³a mu ona odetchn±æ z ulg±.Ze wszystkich stron otacza³a go senna d¿ungla.Ko³ysa³a siê leniwie, poszeptuj±c o czym z cicha, a brzêcz±ce chmury komarów tworzy³y têczê pod pokrytymi kroplami rosy, pierzastymi liæmi paproci.D¿ungla, niemal zawsze tchn±ca, ca³kowitym spokojem, nigdy nie wydawa³a mu siê prawdziwym nieprzyjacielem - teraz wiedzia³ ju¿ na pewno, ¿e intuicja go nie myli³a.Prawdziwy nieprzyjaciel ujawni³ siê w koñcu, ukradkiem i doæ przebiegle, lecz w porównaniu z odwiecznym wyrafinowaniem d¿ungli, ten jego spryt wydawa³ siê dziecinnie naiwny.- Miramon - powiedzia³ Amalfi z niezwyk³ym spokojem.- Wygl±da na to, ¿e wpadlimy.To przestêpcze miasto, o którym panu mówi³em - pirgal, ju¿ tutaj jest.Musia³ tu wyl±dowaæ jeszcze przed nami, i to na tyle wczeniej, ¿e mia³ czas bardzo dok³adnie siê ukryæ.Siad³ pewnie w nocy w jakim miejscu uwa¿anym przez was za tabu.W ka¿dym razie sprzymierzy³ siê teraz z Fabr-Suithe.Co do tego nie ma ¿adnych w±tpliwoci.W w±skiej przestrzeni miêdzy pióropuszami gigantycznych paproci jaka æma rozpostar³a nieoczekiwanie swe dwumetrowe skrzyd³a, a w chwilê pó¼niej znik³a w gêstwinie pilotowana przez szaro-br±zowego nicienia, który zapuci³ swoj± przyssawkê miêdzy skrz±cymi siê w s³oñcu skrzyd³ami owada, tu¿ ponad jego zwojem nerwowym.Nastrój, który ogarn±³ Amalfiego, sk³ania³ go do dopatrywania siê ukrytej symboliki w otaczaj±cych go rzeczach i zjawiskach, sk±d widok paso¿ytuj±cego nicienia odebra³ jako upomnienie za to, ¿e tak bardzo nie docenia³ swego wroga.Pirgal najwyra¼niej nie tylko umia³ manipulowaæ ni¿szymi cywilizacjami, ale osi±gn±³ w tej dziedzinie wrêcz mistrzostwo.Tylko kto o przenikliwym umyle nie próbuje zmia¿d¿yæ obcej cywilizacji bezporednim atakiem, lecz postêpuje w³anie tak jak on: kieruje ni± tak niepostrze¿enie, jak to jest tylko mo¿liwe, nie wyrz±dzaj±c ¿adnej widocznej krzywdy, nie nak³adaj±c ¿adnych zauwa¿alnych obci±¿eñ i dopiero w krytycznym momencie zrêcznie i bezlitonie zmienia bieg historii.Amalfi chwyci³ swój pas z nadajnikiem ultrafonicznym.- Hazleton?- Jestem, szefie.- G³os mened¿era miasta przebija³ siê przez znajomy huk ciê¿kiego sprzêtu górniczego.- Co siê urodzi³o?- Jeszcze nic.Czy masz tam jakie k³opoty z bandytami?- Nie.Ani te¿ ich nie oczekujemy.Przy ca³ej naszej artylerii.-.powiedzia³ pewien genera³, a w chwilê pó¼niej zgin±³ - zgasi³ go Amalfi.- Pirgal ju¿ tu jest, Mark.I do tego to nie ¿aden nowicjusz.W s³uchawce zapad³a krótka cisza.Gdzie w oddali dobiega³y z niej nawo³ywania za³ogi Hazletona.Kiedy mened¿er odezwa³ siê znowu, starannie dobiera³ s³owa, wa¿±c ka¿de z nich jakby w obawie, ¿e które za³amie siê pod w³asnym ciê¿arem.- Sugeruje pan, ¿e pirgal by³ tu ju¿ wtedy, kiedy nadalimy dirakiem nasze ostrze¿enie.Zgadza siê? Nie jestem pewien, szefie, czy tych naszych strat nie da³oby siê wyjaniæ jako prociej.Ta teoria pozbawiona jest.hm.elegancji.Na twarzy Amalfiego pojawi³ siê sztywny grymas.- Heurystyczny krytycyzm - powiedzia³.- Na ol± ³awkê, Mark, i przemyl to jeszcze raz.Do tej pory dawalimy siê wodziæ za nos jak pijane oseski we mgle.Byæ mo¿e uda nam siê jeszcze wprowadziæ w ¿ycie ten twój stary plan z kobietami, ale jeli ma wypaliæ, to musimy wykurzyæ tego pirgala z ukrycia.- Jak?- Ka¿dy z tubylców wie, ¿e kiedy skoñczymy nasz± robotê, na planecie nast±pi± jakie dramatyczne zmiany.Ale tylko my wiemy dok³adnie, na czym bêd± one polega³y.Pirgal bêdzie musia³ nam przeszkodziæ, bez wzglêdu na to, czy uda³o im siê schwytaæ doktora Beetle, czy nie.Wiêc mam zamiar zmusiæ go do odkrycia kart.Niniejszym przyspieszam przeprowadzkê o tysi±c godzin.- Co takiego?! Przykro mi, szefie, ale to najzwyczajniej w wiecie niemo¿liwe.Amalfi poczu³ rzadki u niego przyp³yw wciek³oci.- To siê jeszcze oka¿e - warkn±³.- A tymczasem rozg³o, co ci powiedzia³em.Niech Mizogini siê o tym dowiedz±.A ¿eby ci udowodniæ, ¿e nie ¿artujê, Mark, przestawiam Ojców Miasta na godzinê P +1100.Je¿eli przed tym terminem nie bêdziesz gotów zako³ysaæ t± planet±, to mo¿e siê zdarzyæ, ¿e sam zako³yszesz na ga³êzi.Cichutkie "pik" wy³±czanego ultrafonu by³o zupe³nie niezadowalaj±ce.Amalfi o wiele bardziej wola³by zakoñczyæ tê rozmowê czym prawdziwie finalnym - na przyk³ad potê¿nym akordem czyneli.Odwróci³ siê gwa³townie do Miramona.- A pan czego rozdziawia gêbê?Mizogin zamkn±³ usta i zaczerwieni³ siê.- Zechce mi pan wybaczyæ - powiedzia³.- Mia³em nadziejê zrozumieæ instrukcje, jakie wydawa³ pan swemu asystentowi, myl±c, ¿e móg³bym siê na co przydaæ.Ale u¿ywa³ pan niezrozumia³ych dla mnie terminów.Brzmia³o to jak dysputa teologiczna.A ja nigdy nie dyskutujê o religii i polityce.- Odwróci³ siê na piêcie i znikn±³ miêdzy drzewami.Amalfi patrzy³ w lad za nim, stopniowo siê uspokajaj±c.Tak dalej byæ nie mo¿e; najwyra¼niej chyba siê starzeje.Przez ca³y czas rozmowy z Hazletonem czu³, ¿e z³oæ bierze w nim górê nad rozs±dkiem, ale jaki dziwny bezw³ad i rozprzê¿enie uniemo¿liwi³y mu podjêcie wysi³ku potrzebnego do przezwyciê¿enia z³oci.Jak tak dalej pójdzie, to Ojcowie Miasta ju¿ wkrótce z³o¿± go z urzêdu i mianuj± na jego miejsce kogo o wiêkszej sile charakteru.Oczywicie nie Hazletona, ale jakiego trze¼wo myl±cego ch³opaka, który zamiast bujaæ w ob³okach podejdzie do swych obowi±zków czysto pragmatycznie.Stan, w jakim sam siê znajdowa³, nie upowa¿nia³ go do gro¿enia likwidacj± komukolwiek innemu, nawet w ¿artach.Ruszy³ powoli w kierunku miasta, ociê¿a³y od s³oñca i zatopiony w rozmylaniach.Mia³ w tej chwili oko³o dziewiêciuset lat - piêædziesi±t w tê lub w tê.By³ silny jak wó³, umys³owo sprawy i aktywny, zachowywa³ dobr± równowagê hormonaln± i pe³n± ostroæ wszystkich zmys³Ã³w, a jego w³asna, indywidualna specjalnoæ orientacja - by³a jak zawsze niezawodna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]