[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pokrciem gow w zadziwieniu.- Niesamowita kobieta! Ciekawe, czemu nigdy nie wysza za m? Pewnie zawierucha wojny domowej pokrzyowaa jej takie plany, a potem mier braci przekrelia wszelkie szans.Cierpienie jest jak kamyk wrzucony do stawu, który wywouje fal rozchodzc si coraz dalej i dalej.Szedem do domu zmczony i pospny.Bywaj dni, kiedy widzi si zbyt wiele za na wiecie i tylko dugi sen w bezpiecznym domu moe przywróci czowiekowi apetyt na ycie.Mylaem o Bethesdzie i Ekonie i staraem si odepchn od siebie stojcy mi przed oczyma obraz Furii.Ostatni rzecz, o jakiej mogem pamita, by nawiedzony weteran i jego legion lemurów.Mijajc mur jego ogrodu, poczuem znajomy zapach palonych lici, ale nie zwróciem na to uwagi, dopóki nie usyszaem za sob skrzypnicia zawiasów otwieranej furtki i gosu starego ogrodnika.- Poszukiwaczu! Chwaa bogom, e w kocu wrócie! - wyszepta ochryple.Sprawia wraenie czowieka trapionego przez jak nieznan chorob; mimo e w obramowaniu furtki mia do miejsca na wyprostowanie si, sta w niej dziwnie pochylony.Oczy lniy mu niezdrowo, a dolna szczka drgaa.- Pan posya po ciebie, ale za kadym razem goniec wraca z wiadomoci, e wyszede i nie wiadomo, kiedy wrócisz.Czas staje w miejscu, kiedy zjawiaj si lemury.Bagam, panie, wejd! Ocal naszego pana.i nas wszystkich!Zza muru dochodziy teraz jki kilku ludzi.Jaka kobieta krzykna piskliwie, przewracay si jakie cikie przedmioty.Co si dziao w domu starego onierza?- Prosz, pomó nam! Lemury, lemury.Stary niewolnik zrobi tak przeraon min, e a si cofnem.Signem za fady tuniki do rkojeci sztyletu.Jaki jednak miabym z niego poytek w walce z kim, kto ju dawno nie yje?Przeszedem przez furtk z sercem bijcym jak oszalae.W ogrodzie czuo si wilgo i spalenizn.Po mawce wzgórza Rzymu oblepi niemal namacalny chód, przyciskajc do ziemi dymy z kominów i jakby zagszczajc nieruchom atmosfer.Wcignem do puc dranicy haust powietrza i zakaszlaem.Z domu wybieg mi na spotkanie weteran Sulli.Potkn si i upad, doczoga si do mnie na czworakach i objwszy w pasie, spojrza mi w oczy z wyrazem potwornej zgrozy.- Tam! - Wskaza za siebie, na dom.- Goni mnie! Chopiec bez gowy, onierz z rozcitym brzuchem i wszyscy inni! Bogowie, ulitujcie si nade mn!Wytyem wzrok, starajc si przenikn mglist ciemno, ale niczego nie zobaczyem.Poczuem si nagle sabo; zakrcio mi si w gowie.To dlatego, e od rana nic nie jadem, powiedziaem sobie.Trzeba byo nie unosi si honorem, skorzysta z niechtnej gocinnoci Kornelii i wprosi si na posiek.I wtedy na moich oczach kb dymu zacz si rozszerza i zmienia ksztat.Z mroku wynurzya si ludzka twarz.wykrzywiona bólem twarz chopca.- Widzisz? - krzykn onierz.- Patrz, jak biedny chopak trzyma w rku wasn gow, niczym Perseusz eb Gorgony! Widzisz, jak si we mnie wpatruje, jak mnie milczco oskara?Rzeczywicie, w ciemnoci i dymie zaczynaem widzie wanie to, co opisywa stary: bezgowego modzieca, wycignit w gór rk trzymajcego odcit gow za wosy.Zastygem w bezruchu z otwartymi ustami.Za chopcem zaczy si tworzy inne ksztaty; najpierw jeden, potem nastpne, a wreszcie cay legion fantomów pokrytych krwi i wijcych si w powietrzu jak robaki.Widok by przeraajcy.Uciekbym w panice, gdybym móg; nogi jednak jakby wrosy mi w ziemi.onierz ciska mnie za kolana, stary ogrodnik zacz paka i bekota bez sensu.Z domu dobiegay przeraone gosy i jki innych ludzi.- Nie syszysz ich? - krzykn gospodarz.- To lemury, wrzeszcz jak harpie!Wielka, drgajca masa ywych trupów zacza wy i przeraliwie jcze.Chyba sycha je w caym miecie, pomylaem.Jak toncy czowiek, umys w panice chwyta si czegokolwiek, eby si ratowa.dbo siana pywa, ale nie utrzyma szukajcego ratunku mczyzny.Deska moe mu da nadziej, ale poród szalejcego nurtu najlepsza jest solidna skaa.Mój mózg take gorczkowo szuka punktu oparcia w tym szalestwie, czegokolwiek, co pomogoby mu si uchroni przed t przemon, niezrozumia groz.Jak powiedzia stary niewolnik, czas si zatrzyma; przez to nie koczce si, rozcignite mgnienie kbiy mi si w gowie potoki obrazów, wspomnie, wydarze i myli.Szukaem choby dba.Szalestwo wsysao mnie w sw czelu, jak niewidoczny prd w czarnej wodzie.Tonem.a wreszcie nagle znalazem swoj ska, której mogem si uchwyci.- Krzak! - szepnem.- Gorejcy krzak, który przemawia ludzkim gosem!Mylc, e spostrzegem co nowego midzy tumem lemurów, onierz mocniej do mnie przywar i zadygota.- Jaki krzak? Ach, tak, ja te go widz.- Nie, ten krzak w twoim ogrodzie! - krzyknem.- To dziwne, poskrcane drzewko midzy morwami, pod którym leao tyle ótych, krgych lici! Ale teraz wszystkie zostay zgrabione z innymi.spalone razem z nimi w koszu.dym wisi w powietrzu.Wywlokem onierza z ogrodu na ciek, po czym wróciem po ogrodnika.Kolejno wycigaem pozostaych.Toczyli si na bruku pod przeciwlegym murem, drcy i zdezorientowani, z oczyma szeroko otwartymi i nabiegymi krwi.- Nie ma adnych lemurów! - Chciaem krzykn, ale z podranionego garda wydoby mi si tylko ochrypy szept.Nad murem wci jednak je widziaem; taczyy w powietrzu, dyndajc wntrznociami wypywajcymi z rozcitych brzuchów i przeraliwie chichoczc.Niewolnicy nie przestawali krzycze i jcze, ciskajc si za rce.Weteran ukry twarz w doniach.Kiedy wreszcie wszyscy nieco si uspokoili, zawiodem ich do mego domu, gdzie skupili si w kcie ogrodu, wci wystraszeni, ale bezpieczni.Bethesda bya zdumiona, a póniej za z powodu tej niespodziewanej inwazji na pó oszalaych obcych ludzi, ale Eko by zachwycony, mogc nie ka si do óka a do witu, i to w takich cudownie niesamowitych okolicznociach.Bya to duga i zimna noc, przerywana atakami paniki i istnymi orgiami wzajemnego dodawania sobie ducha.Czekalimy na brzask i powrót normalnoci.Pierwsze wiato nowego dnia przynioso z sob zimn ros niczym eliksir spokoju dla zmysów wci zmconych przez bezsenno i zatrutych przez dym.W gowie czuem pulsowanie jak Jowiszowe gromy; miaem kaca gorszego ni kiedykolwiek po winie.Pierwszy promie soca porazi mi oczy jak sztylet, ale ju nie widziaem lemurów ani nie syszaem ich upiornego wycia.onierz, wci oszoomiony i wymczony, baga mnie o wyjanienia.- Prawda objawia mi si jak nagy bysk - odrzekem.- Twój coroczny rytua palenia lici i regularne pojawianie si lemurów.Dym wypeniajcy twój ogród i plaga upiorów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]