[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaszura³ butami.Ocelot odwróci³ siê b³yskawicznie na plecy, kieruj¹c broñ na Rallicka.Twarz naczelnika klanu przerodzi³a siê w maskê wœciek³oœci i strachu.Nie marnowa³ czasu na s³owa.Natychmiast wypuœci³ be³t.Rallick napi¹³ miêœnie, czekaj¹c na wstrz¹s, który zwali go z nóg, a mo¿e nawet str¹ci z wie¿y.Przed jego piersi¹ eksplodowa³a czerwieñ.B³ysk oœlepi³ go na chwilê, lecz uderzenie nie nast¹pi³o.Mrugaj¹c, spojrza³ w dó³.Be³t znikn¹³.Natychmiast poj¹³ prawdê.Pocisk by³ magiczny, stworzony przez czary.Rdzawy proszek Baruka zadzia³a³.Gdy tylko ta myœl przemknê³a mu przez g³owê, Rallick skoczy³ naprzód.Ocelot zakl¹³, wypuszczaj¹c z r¹k kuszê.Gdy siêga³ po nó¿, napastnik wyl¹dowa³ na nim.Naczelnik klanu stêkn¹³ g³oœno, zaciskaj¹c powieki z bólu.Rallick uderzy³ w jego pierœ trzymanym w prawej d³oni sztyletem.Broñ zeœliznê³a siê po ukrytej pod koszul¹ kolczudze.Do licha, skurczybyk nauczy³ siê czegoœ od pamiêtnej nocy.Zabezpieczenie, z którego skorzysta³ wówczas Rallick, zwróci³o siê teraz przeciwko niemu.Uderzy³ w górê sztyletem trzymanym w lewej d³oni, mierz¹c pod praw¹ pachê Ocelota.Ostrze no¿a wbi³o siê w cia³o.I wydosta³o siê z niego przez prawy bark, w odleg³oœci kilku cali od twarzy Rallicka.Za nim pod¹¿y³ strumieñ krwi.Rozleg³ siê stukot padaj¹cego na kamienie sztyletu.Ocelot obna¿y³ zêby, wyci¹gn¹³ lew¹ rêkê, z³apa³ Rallicka za warkocz i szarpn¹³ zañ gwa³townie, przyci¹gaj¹c bli¿ej g³owê przeciwnika.Potem spróbowa³ zatopiæ zêby w jego szyi.Wci¹gn¹³ gwa³townie powietrze, gdy Rallick zdzieli³ go kolanem w krocze, zdo³a³ jednak ponownie zacisn¹æ d³oñ na warkoczu, tym razem blisko wêz³a na jego koñcu.Rallick us³ysza³ metaliczny trzask.Gor¹czkowo spróbowa³ przetoczyæ siê w prawo.Choæ Ocelot by³a ranny w praw¹ rêkê, uderzy³ ni¹ z wystarczaj¹c¹ si³¹, by przymocowane do nadgarstka trójk¹tne ostrze przebi³o kolczugê i wniknê³o w pierœ.Z rany pop³yn¹³ têpy, pal¹cy ból.Ocelot wyszarpn¹³ broñ i - wci¹¿ nie puszczaj¹c warkocza przeciwnika - uniós³ d³oñ do drugiego ciosu.Rallick jednym ruchem przeci¹³ warkocz.Uwolniony, przetoczy³ siê w prawo, oswobadzaj¹c sztylet, który trzyma³ w lewej rêce.Ocelot zamachn¹³ siê jak szaleniec, mierz¹c w jego twarz, lecz chybi³ o kilka cali.U¿ywaj¹c ca³ej si³y, jaka zosta³a mu w lewym ramieniu, Rallick wbi³ nó¿ w brzuch przeciwnika.Ogniwa kolczugi pêk³y i sztylet zatopi³ siê po rêkojeœæ w ciele naczelnika klanu, który natychmiast zgi¹³ siê wpó³.Rallick rzuci³ siê naprzód, dysz¹c ciê¿ko, i wbi³ drugi nó¿ w czo³o Ocelota.Przez pewien czas le¿a³ nieruchomo, dziwi¹c siê, ¿e nic go nie boli.Plan bêdzie teraz musia³ wykonaæ Murillio.Coll zostanie pomszczony.Murillio da sobie radê.Nie bêdzie mia³ wyboru.Choæ z przygniataj¹cego go cia³a Ocelota wyp³ywa³a krew, ci¹¿y³o mu ono coraz bardziej.- Zawsze by³em pewien, ¿e potrafiê mu sprostaæ - mrukn¹³.Zrzuci³ z siebie drgaj¹ce jeszcze zw³oki i przetoczy³ siê na plecy.Le¿a³ na samym œrodku tarasu.Mia³ nadziejê, ¿e zobaczy niebo, po raz ostatni ujrzy jego jasny, niezg³êbiony b³êkit.Mia³ jednak nad sob¹ dach dzwonnicy, staro¿ytne kamienne sklepienie, pod którym wisia³o mnóstwo œpi¹cych nietoperzy.Ten szczegó³ zapisa³ siê mocno w jego œwiadomoœci, gdy krew wyp³ywa³a mu z piersi.Mia³ wra¿enie, ¿e paciorkowate oczy wpatruj¹ siê weñ z góry.Nie zauwa¿ywszy ju¿ na dzwonnicy ¿adnych oznak ruchu, Paran przeniós³ wzrok na alejê po lewej.Zobaczy³ tam Vildrona, który powozi³ zaprzê¿onym w dwa konie wozem.- Pomó¿ mi zsadziæ staruszka, dobra? - odezwa³ siê drugi wartownik, czekaj¹cy przy wierzchowcu Colla.Kapitan zsun¹³ siê z siod³a i podbieg³ do niego.Spojrza³ rannemu w twarz.Choæ nie spad³ z siod³a, by³ nieprzytomny.Jak d³ugo jeszcze wytrzyma? Gdybym by³ na jego miejscu, ju¿ bym nie ¿y³, zda³ sobie sprawê.- Kosztowa³eœ mnie cholernie du¿o wysi³ku - mrukn¹³, œci¹gaj¹c Colla z siod³a.- I lepiej teraz nie umieraj.Serrat przewróci³a siê z jêkiem na plecy.Gdy zbiera³a z wysi³kiem strzêpki wspomnieñ, jej zaciœniête powieki rozgrzewa³y promienie s³oñca.Mia³a w³aœnie zamiar zabiæ czekaj¹c¹ w uliczce na dole kobietê.Gdyby j¹ wyeliminowa³a, powiernikowi monety zosta³aby tylko jedna stra¿niczka.A kiedy oboje wyszliby pod os³on¹ nocy z kamienicy, wpadliby prosto w zastawion¹ przez ni¹ pu³apkê.Gdy otworzy³a oczy, by³o ju¿ póŸne popo³udnie.Sztylety, które œciska³a w d³oniach, czaj¹c siê na krawêdzi dachu, le¿a³y obok siebie na usianej kamykami powierzchni.Z ty³u g³owy czu³a têpy, pulsuj¹cy ból.Pomaca³a ranê, skrzywi³a siê i usiad³a.Œwiat zawirowa³, lecz po chwili siê uspokoi³.Serrat by³a zbita z tropu i wœciek³a.Ktoœ zaszed³ j¹ od ty³u, ktoœ wystarczaj¹co dobry, by zaskoczyæ maga-skrytobójcê Tiste Andii.Niepokoi³a j¹ ta myœl.Nie spotkali dot¹d w Darud¿ystanie godnych siebie rywali, pomijaj¹c dwóch szponów, na których natknêli siê w noc zasadzki.Gdyby jednak napastnik by³ szponem, ju¿ by nie ¿y³a.Odnosi³a wra¿enie, ¿e ca³y incydent mia³ j¹ raczej zawstydziæ ni¿ wyrz¹dziæ realn¹ szkodê.Zostawiono j¹ w œwietle dnia z broni¹ le¿¹c¹ obok.Œwiadczy³o to o subtelnym i inteligentnym poczuciu humoru.Oponn? Niewykluczone, choæ bogowie rzadko dzia³ali tak bezpoœrednio.Woleli pos³ugiwaæ siê niczego nieœwiadomymi agentami, wybranymi z t³umów œmiertelników.W ca³ej tej tajemniczej sprawie pewne by³o tylko jedno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]