[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjrza³em ponad jego ramieniem i zobaczy³em, ¿e ca³e jezioro jest ogromnym paleniskiem, wype³nionym od brzegu do brzegu wij¹cymi siê w konwulsjach cia³ami mê¿czyzn, kobiet i dzieci, po pas uwiêzionymi w p³on¹cym b³ocie.Ich usta wykrzywione by³y krzykiem, ale odleg³oœæ st³umi³a go tak, ¿e przypomina³ szum morza albo pomruk t³umu zgromadzonego w amfiteatrze.Byli za daleko, bym móg³ rozró¿niæ rysy twarzy, a mimo to rozpozna³em ma³ego Metona i m³odego Apoloniusza.Krassus obejrza³ siê przez ramiê.- Rzymska sprawiedliwoœæ - rzek³ z ponur¹ satysfakcj¹.- I nie da siê nic zrobiæ.Popatrzy³ na mnie dziwnie i wtedy zorientowa³em siê, ¿e jestem nagi.Odwróci³em siê, by wróciæ do sypialni, ale nie mog³em znaleŸæ drzwi.W zamieszaniu podszed³em zbyt blisko krawêdzi, która zaczê³a siê pode mn¹ kruszyæ i osuwaæ.Krassus zdawa³ siê nie widzieæ, ¿e spadam ty³em, usi³uj¹c siê wgramoliæ z powrotem na pó³kê, mimo i¿ ta spada³a razem ze mn¹, wprost w otch³añ.Obudzi³em siê zlany zimnym potem i ujrza³em Metona stoj¹cego nade mn¹ z wyrazem powa¿nego zaniepokojenia.Z drugiej strony pokoju dolatywa³o ciche pochrapywanie Ekona.Zamruga³em i przesun¹³em d³oni¹ po czole, zaskoczony, ¿e jest mokre od potu.Niebo nad tarasem by³o ciemnoniebieskie, po³yskuj¹ce pierwszymi wieczornymi gwiazdami.Pokój oœwietla³a trzymana przez ch³opca lampka.- Czekaj¹ na ciebie - powiedzia³ w koñcu, niepewnie unosz¹c brwi.- Kto? Na co czeka? - Mruga³em, nie wiedz¹c, o czym mówi, i wpatruj¹c siê w odblask p³omyka na suficie.- Wszyscy ju¿ s¹ oprócz ciebie - ponagla³ mnie Meto.- Gdzie?- W jadalni.Czekaj¹ na ciebie, by zacz¹æ obiad.Chocia¿ nie mam pojêcia, do czego im tak spieszno.Potrz¹sn¹³em g³ow¹, usi³uj¹c siê otrzeŸwiæ, i wsta³em chwiejnie z ³Ã³¿ka.- Czemu tak myœlisz?- Bo taki posi³ek nie nadaje siê nawet dla niewolników!W triclinium panowa³a ponura atmosfera.Po czêœci wynika³o to z okolicznoœci, mia³ to byæ bowiem ostatni posi³ek przed pogrzebem; przez resztê wieczoru, ca³¹ noc i ca³y nastêpny dzieñ wszyscy domownicy i goœcie mieli dochowaæ postu.Dopiero wieczorem po kremacji zw³ok i pochowaniu urny z prochami Lucjusza Licyniusza mia³a nast¹piæ stypa.Tradycja wymaga³a, by podano dziœ tylko najprostsze jad³o: zwyk³y chleb i gotowan¹ soczewicê, rozwodnione wino i puls, polewkê zbo¿ow¹.Kucharz Geliny wykaza³ siê inicjatyw¹ i do³o¿y³ kilka smako³yków o czarnej barwie: czarna ikra na kromkach razowego chleba, czarne marynowane jajka, czarne oliwki i ryba duszona w atramencie ka³amarnic.Nie by³ to posi³ek, przy którym mo¿na by prowadziæ wytworn¹, dowcipn¹ konwersacjê, i nawet Metrobiusz milcza³.Siedz¹cy po przeciwnej stronie pokoju Sergiusz Orata wodzi³ ponuro wzrokiem po stole i pakowa³ w siebie marynowane jajka, wsadzaj¹c je ca³e do ust.Ta atmosfera mia³a te¿ i inne Ÿród³o, którym by³ cz³owiek siedz¹cy obok Geliny.Dzisiejszego wieczoru Marek Krassus zaszczyci³ nas sw¹ obecnoœci¹, co zdawa³o siê t³umiæ wszelk¹ spontanicznoœæ.Jego przyboczni, Mummiusz i Fabiusz, spoczywaj¹cy obok siebie po prawicy wodza, nie mogli pozbyæ siê wojskowej postawy; Iaia i Metrobiusz te¿ siê czuli nieswojo, co ³atwo by³o odgadn¹æ po ich nerwowych spojrzeniach i ponurych minach.Zdenerwowanie Olimpias by³o usprawiedliwione.By³em zaskoczony, ¿e w ogóle przysz³a na kolacjê po prze¿ytym nad jeziorem Awernus szoku.D³uba³a w talerzu bez apetytu, zagryza³a wargi i nie podnosi³a oczu.Maluj¹ca siê na jej twarzy udrêka jeszcze bardziej podkreœla³a jej urodê.Zauwa¿y³em, ¿e Eko nie mo¿e od niej oderwaæ wzroku.Gelina by³a w stanie nerwowego podniecenia.Nie mog³a usiedzieæ spokojnie; bez przerwy gestami przyzywa³a niewolników, a kiedy podchodzili, nie mog³a sobie przypomnieæ, czego od nich chcia³a.Jej twarz na przemian to wykrzywia³ grymas rozpaczy i zmêczenia, to rozjaœnia³ dziwny uœmieszek.Bynajmniej nie ucieka³a te¿ wzrokiem, jak inni, ale rozgl¹da³a siê dooko³a, po kolei mierz¹c nas intensywnym, nieprzeniknionym spojrzeniem.Nawet Metrobiusz nie móg³ dzisiaj sobie z ni¹ poradziæ i od czasu do czasu œciska³ j¹ za rêkê dla dodania ducha, ale unika³ jej wzroku.Jego dowcip wydawa³ siê wyschniêty.Sam Krassus by³ zamyœlony i wynios³y.Wiêkszoœæ uwagi poœwiêca³ Mummiuszowi i Fabiuszowi, z którymi wymienia³ lakoniczne uwagi na temat stanu gotowoœci swej armii i postêpów przy wznoszeniu drewnianego amfiteatru nad jeziorem Lucrinus.Poza tym równie dobrze móg³by jeœæ posi³ek w samotnoœci, tak dalece nie obchodzi³a go reszta goœci.Jad³ z apetytem, ale zamkniêty by³ w sobie i jakby nieobecny.Jedynie filozof Dionizjusz zdawa³ siê promieniowaæ dobrym humorem.Policzki pokrywa³ mu zdrowy rumieniec, a oczy b³yszcza³y.Jazda do Kume i z powrotem doda³a mu wigoru, pomyœla³em, albo te¿ by³ zadowolony z wyników œledzenia Olimpias przez ca³e popo³udnie.Przysz³o mi nagle na myœl, ¿e mo¿e po prostu jej uroda tak samo zawróci³a mu w g³owie jak innym i jego ukradkowa obserwacja dziewczyny mia³a ca³kiem naturalne pod³o¿e.Przypomnia³em sobie, jak czai³ siê na urwisku, potajemnie wpatruj¹c siê w ni¹ spod kaptura, i ze wzdrygniêciem wyobrazi³em sobie, ¿e niepostrze¿enie masowa³ sobie krocze.Je¿eli teraz uœmiech na jego twarzy by³ pozosta³oœci¹ po zaspokajaniu jego szczególnego apetytu erotycznego, to bogowie ukazali mi o wiele bardziej intymny wizerunek uczonego, ni¿ chcia³em zobaczyæ.Niemniej jak na zauroczonego filozof ca³kiem nieŸle potrafi³ ignorowaæ Olimpias i jej udrêkê, mimo i¿ zajmowa³a miejsce tu¿ obok niego.Obróci³ ca³¹ uwagê na Krassusa.Tak jak poprzedniego wieczoru, Dionizjusz znów podj¹³ w koñcu próbê zdawkowej konwersacji, a w ka¿dym razie zaimponowania nam sw¹ erudycj¹.- Wczoraj rozmawialiœmy tu trochê o buntach niewolników, Marku Krassusie.¯a³owa³em, ¿e ciê nie ma.Byæ mo¿e coœ z moich badañ by³oby dla ciebie nowoœci¹.Krassus powoli skoñczy³ jeœæ trzyman¹ w d³oni skórkê chleba, zanim odpowiedzia³.- Mam co do tego powa¿ne w¹tpliwoœci, Dionizjuszu.Sam prowadzi³em takie badania przez ostatnie kilka miesiêcy, zw³aszcza je¿eli chodzi o b³êdy pope³niane przez rzymskich dowódców podczas nieudanych konfrontacji z takimi du¿ymi, choæ niezdyscyplinowanymi si³ami.Dionizjusz skin¹³ g³ow¹.- M¹dry cz³owiek interesuje siê nie tylko swoim wrogiem, ale i.nazwijmy to, dziedzictwem wroga oraz historycznymi mocami, jakimi dysponuje.Niezale¿nie od tego, jak bardzo wydaj¹ siê podejrzane i godne pogardy.- O czym¿e ty mówisz? - niecierpliwie rzuci³ Krassus, nie podnosz¹c nawet oczu na rozmówcê.- Chcê powiedzieæ, ¿e Spartakus nie spad³ nagle z nieba.Mam teoriê, ¿e wœród niewolników kr¹¿¹ legendy o dawnych buntach, opowieœci zbudowane wokó³ takich postaci, jak nieszczêsny mag Eunus, i okraszone wszelkimi rodzajami niby-heroicznych szczegó³Ã³w i pobo¿nych ¿yczeñ.- To nonsens! - odezwa³ siê Faustus Fabiusz, odgarniaj¹c z czo³a niesforny kosmyk rudych w³osów.- Niewolnicy nie maj¹ legend, tak jak nie maj¹ ¿on, matek ani dzieci, które by mogli nazywaæ w³asnymi.Niewolnicy maj¹ panów i obowi¹zki.Taki jest porz¹dek œwiata dany nam przez bogów.Przez jadalniê przetoczy³a siê fala pomruków aprobaty.- Ale porz¹dek mo¿e byæ naruszony - upiera³ siê Dionizjusz.- Widzimy to a¿ za dobrze przez ostatnie dwa lata, kiedy Spartakus ze sw¹ ho³ot¹ grasuje po ca³ej Italii, siej¹c chaos i podburzaj¹c coraz wiêcej niewolników, by siê doñ przy³¹czali.Tacy jak on graj¹ na nosie naturalnemu porz¹dkowi œwiata.- Dlatego te¿ nadszed³ czas, by silny Rzymianin ten porz¹dek przywróci³! - zagrzmia³ Mummiusz.- Z pewnoœci¹ jednak mog³oby byæ pomocne - nalega³ Dionizjusz - poznanie motywów i aspiracji, jakimi kieruj¹ siê ci buntownicy, aby tym pewniej ich pokonaæ.Fabiusz wyd¹³ wzgardliwie usta i wgryz³ siê w czarn¹ oliwkê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]