[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt mu przedtem nic nie mówi³, a jednak siê domyli³, Skleci³ naprêdce jakie prowizoryczne po³±czenia i zanim siê spali³y, miasto przez ponad pó³ godziny by³o niewidoczne.- Niewidoczne? Mo¿e tylko nieprzejrzyste? - spyta³ z niedowierzaniem Amalfi, próbuj±c to sobie wyobraziæ.A on o ma³y w³os nie kaza³ zabiæ Schlossa! - Je¿eli uda nam siê to wykorzystaæ.- Ju¿ nam siê uda³o.Przelecielimy prosto przez kordon policji.Jestemy w drodze do najbli¿szego uk³adu gwiezdnego.- To za blisko - powiedzia³ Amalfi, poruszaj±c siê niespokojnie.- Je¿eli jestemy oskar¿eni o zdradê sekretów technicznych, to za blisko.Policja nas wyledzi i na pewno ruszy za nami w pogoñ.Powiedz Markowi, ¿eby wzi±³ kurs na ¯leb.- Co to jest ¯leb, John?Na d¼wiêk tego s³owa Amalfi znów zacz±³ siê zapadaæ w tê sam± bezdenn± otch³añ, w której pogr±¿a³ siê we nie tamtej nocy, kiedy Hazleton wrós³ do miasta.Jak wyt³umaczyæ dziewczynie, która wychowa³a siê na jednej ma³ej planecie, co to jest ¯leb? Jak wyjaniæ jej w kilku zaledwie s³owach, ¿e istnieje miejsce we wszechwiecie tak puste i pozbawione wszelkiego wiat³a, ¿e nawet wêdrowcy nie omielaj± siê tam zapuszczaæ? Tego po prostu nie da siê zrobiæ.- ¯leb jest pustk±.Jest miejscem, w którym nie ma ¿adnych gwiazd.Nie potrafiê ci tego lepiej wyt³umaczyæ, Dee.Powiedz Markowi, ¿e musimy tam lecieæ.Zapad³a d³uga chwila milczenia.Dziewczyna najwyra¼niej siê przestraszy³a.W koñcu jednak powiedzia³a spokojnie:- ¯leb.Powiem mu.- On bêdzie temu przeciwny.Powiedz mu, ¿e to rozkaz.- Dobrze, John.Lecimy w kierunku ¯lebu.to rozkaz.I znów umilk³a.Jako zaakceptowa³a tê koniecznoæ.Amalfi poczu³ siê tym dziwnie zaskoczony, ale cierpliwy, monotonny ruch ch³odnych r±k przynosi³ mu ulgê i usypia³.Tylko by³o w tym wszystkim jeszcze co.- Dee?- Tak, John.- Powiedzia³a: jestemy w drodze.- Tak, John.- Ty te¿? Nawet w g³±b ¯lebu?Koniuszkami palców dziewczyna wyrysowa³a mu na czole delikatny umiech.- Ja te¿ - powiedzia³a ³agodnie.- Nawet w g³±b ¯lebu.Ja, dziewczyna z Utopii.- Nie - westchn±³ ciê¿ko Amalfi.- Ju¿ nie, Dee.Teraz ju¿ jeste wêdrowcem.Odpowiedzi nie by³o, ale ch³odne palce ani na chwilê nie przerywa³y koj±cego masa¿u.Brzêcz±c cichutko jak ogromna pszczo³a, miasto mknê³o w bezmiar niegocinnej nocy.ROZDZIA£ 3*¯leb*Nawet dla mieszkañców kosmicznego miasta ¯leb okaza³ siê czym o wiele bardziej przera¿aj±cym ni¿ wszystko, z czym zetknêli siê w czasie swego d³ugiego ¿ycia.Samotnoæ miêdzygwiezdnych przestrzeni by³a uczuciem zupe³nie naturalnym i wszyscy maj±cy do czynienia z dalekimi podró¿ami zdo³ali siê do niej przyzwyczaiæ.Zagêszczenie ka¿dej przeciêtnej gromady gwiazd by³o nawet wystarczaj±co du¿e, ¿eby wywo³aæ u ka¿dego wêdrowca-weterana uczucie klaustrofobii.Ale samotnoæ pustki ¯lebu to co zupe³nie wyj±tkowego.Wed³ug wszelkich posiadanych przez Amalfiego informacji ¿adna istota ludzka - nie mówi±c ju¿ o ca³ym miecie - nigdy dotychczas nie przebywa³a ¯lebu.Wszystkowiedz±cy Ojcowie Miasta autorytatywnie to potwierdzili.Po raz pierwszy w ¿yciu Amalfi nie mia³ pewnoci, czy to roztropnie byæ pionierem.Z przodu i z ty³u migota³y ciany ¯lebu - gwiezdne powiaty, zbyt odleg³e, by da³o siê sporód nich wyodrêbniæ poszczególne punkciki s³oñc.Ich p³aszczyzny zagina³y siê delikatnie w kierunku wygwie¿d¿onego dna, le¿±cego tak wiele parseków "pod" granitow± stêpk± miasta, ¿e zdawa³o siê ukryte we wschodz±cym ob³oku gwiezdnego py³u.Natomiast "w górze" by³o nic - nic tak nieodwo³alne jak zatrzaniêcie drzwi.Tam rozci±ga³ siê bezkresny ocean pustki miêdzygalaktycznej.¯leb, jak wskazywa³a, jego nazwa, by³ czym w rodzaju w±wozu wy¿³obionego w powierzchni Galaktyki.Przemierza³o go zaledwie kilka odleg³ych od siebie o tysi±ce lat wietlnych gwiazd, których fala ludzkiej kolonizacji nigdy nie zdo³a³a dosiêgn±æ.Zamieszkanych planet, a w konsekwencji pracy, mo¿na siê by³o spodziewaæ dopiero na przeciwleg³ym brzegu.Po tej stronie ¯lebu ci±gle jeszcze grozi³o spotkanie z policj±, choæ oczywicie nie z tymi samymi oddzia³ami, które podporz±dkowa³y Ziemi Utopiê i ksiêstwo Gortu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]