[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— SiedŸ, jeœli cidobrze.A pani, milady, niech pani zabierze nasze koce.Jak tylkozrobiê tutaj porz¹dek, pójdziemy szukaæ naszych wojowników.Coœ misiê zdaje, ¿e oni zab³¹dzili w lesie.„Jestem Genek” och³on¹³ ze zdumienia i zacz¹³ siê stawiaæ:— Proszê pani, nie tak ostro! Kto to s³ysza³, ¿eby do turystówmierzyæ z broni palnej?Rudy pukn¹³ siê d³oni¹ w czo³o:— Ja j¹ znam! — zawo³a³.— To kierowniczka kawiarni w Z³otym Rogu.Nazywaj¹ j¹ Krwawa Mary.— Do us³ug, przyjacielu — kiwnê³a g³ow¹ dziewczyna — a teraz powiedzmi, gdzie trzymacie ptaszki.Obi³o mi siê o uszy, ¿e ³apiecie je doklatek i zamierzacie jutro sprzedaæ.Jednym s³owem, do kradzie¿ymotorówki i w³amania do domu Winnetou nale¿y dodaæ jeszcze jednoprzestêpstwo: ³apanie ptaków.— A co, pani z milicji? — zapyta³ j¹ drwi¹co Rudy.— Ze zwi¹zku ³owieckiego — odpowiedzia³a.— A ptaszki zapewnetrzymacie w szopie?I nie namyœlaj¹c siê posz³a zajrzeæ do szopy.W ciemnoœciach nie dostrzeg³a klatek, wiêc zrobi³a krok do œrodka,obracaj¹c siê plecami do „ptaszników”.W tym momencie Rudy zerwa³ siê gwa³townie, zrobi³ kilka szybkich icichych kroków, podbieg³ do szopy i zatrzasn¹³ drzwi za Krwaw¹ Mary.— Mamy j¹! — zawo³a³ tryumfuj¹co.— Otwórzcie, bo bêdê strzela³a — zawo³a³a przez drzwi Krwawa Mary.— Strzelaj! Strzelaj! — odkrzykn¹³ jej Rudy.I wyda³ komendê Genkowi:— A teraz w nogi! Szybko, zanim ona przestrzeli skobel na drzwiach.Zaczêli miotaæ siê po polanie, zbieraj¹c porozrzucane tam swojerzeczy.W tym zamieszaniu nawet nie zauwa¿yli, ¿e na polanie stan¹³Winnetou.— Dok¹d wam tak spieszno? — zagrzmia³ jego donoœny g³os.— Czy¿by zpowodu jednej skwaw blade twarze ogarn¹³ przestrach?Nie by³o ju¿ potrzeby dalszego ukrywania siê w ciemnoœciach.Wyszed³em na polanê i zbli¿y³em siê do milady.— Czy nie uczynili pani ¿adnej krzywdy? — zapyta³em.— Ach, nie — zaprzeczy³a, sk³adaj¹c nasze koce.— Mam chyba tylkosiniak na ramieniu.Podszed³em do drzwi szopy i otworzy³em je szeroko.— Jest pani wolna — oœwiadczy³em Krwawej Mary, nie bez nutki tryumfu.— Bia³a skwaw imieniem Krwawa Mary — rzek³ Winnetou — nie pos³ucha³anas i pope³ni³a dwa b³êdy.Pozwoli³a, aby Sosnowa Igie³ka dosta³a siêdo niewoli ptaszników, a potem sama wpad³a w niewolê.— Da³abym sobie radê — odpar³a lekcewa¿¹co.— A co do milady, touprzedzam was, ¿e nie zamierzam zajmowaæ siê pilnowaniem dam.A banda ptaszników zbi³a siê w ciasn¹ gromadkê i z prawdziwymstrachem patrzy³a na Winnetou.Nosek naopowiada³ Genkowistrasznych historii o Winnetou, s³ysza³ te opowieœci ukryty wkrzakach Rudy, wiêc Winnetou nawet nie mierzy³ do nich ze swojejstrzelby, tylko j¹ trzyma³ niedbale zarzucon¹ na ramieniu, a ¿adennie próbowa³ ucieczki.— Przynieœcie ptaki w klatkach — rozkaza³em — a nie zapomnijcie osid³ach.Gromadka ptaszników natychmiast ruszy³a do szopy, ale Winnetou ichzatrzyma³.— Karampuki niech zostan¹ — oœwiadczy³.— Jakie Karampuki? — zapyta³ Rudy.— Wasze skwaw — wyjaœni³ Winnetou.— A mo¿e wy tak¿e jesteœciech³opakami? — zwróci³ siê do trzech Karampuków.— Nie.My jesteœmy dziewczyny — odrzek³y chórem, robi¹c wdziêczneminki do Winnetou.— Hm — mrukn¹³ Winnetou i spojrza³ na nie podejrzliwie.— Niewygl¹dacie na skwaw.Zabra³ g³os ros³y Karampuk:— Teraz taka jest moda, ¿e dziewczyny wygl¹daj¹ jak ch³opaki, ach³opaki jak dziewczyny.Zreszt¹, mo¿emy to udowodniæ.— O, nie ma potrzeby.Wierzê wam — powiedzia³ spiesznie Winnetou,a wszystkie Karampuki zachichota³y radoœnie.Dwaj ptasznicy wynieœli z szopy cztery du¿e klatki z ptakami i trzysid³a.W klatkach zobaczyliœmy mnóstwo ptaków — przewa¿nie by³y toszczyg³y i makol¹gwy, ale nie brak³o szpaków, kosów, wilg, a nawetby³y pójdŸka i sowa p³omykówka.W Polsce niemal wszystkie ptakipodlegaj¹ ochronie.Myœliwym w pewnych okresach wolno polowaæ nadzikie kaczki i gêsi, s³onki, bekasy, g³uszce, ³yski, derkacze.I mo¿natak¿e niekiedy zabijaæ jastrzêbie, gdy szkodz¹ w gospodarstwachrolnych, porywaj¹c ptactwo domowe.Nie podlegaj¹ ochronie tylkowróbel domowy i wróbel mazurek, ale to nie znaczy, ¿e ktoœ ma prawochwytaæ je w sid³a i trzymaæ w klatce, w niewoli.Otworzy³em drzwiczki klatek, ale œpi¹ce ptaki jakoœ nie chcia³y sameszukaæ wolnoœci.Musia³em je po prostu wytrz¹sn¹æ przez otwartedrzwiczki.Odlecia³y natychmiast w mrok lasu.Wtedy wzi¹³em od Winnetou jego tomahawk i por¹ba³em nim klatki nadrobne kawa³ki.Tak samo poci¹³em sid³a.— O rany — wyrwa³ siê z piersi ptaszników okrzyk zgrozy.I dopiero gdy upora³em siê z tym wszystkim, Winnetou uroczyœcieoœwiadczy³ ptasznikom:— Pope³niliœcie cztery przestêpstwa: poprzecinaliœcie linykotwiczne w jachtach na bindudze, ukradliœcie motorówkê,w³amaliœcie siê do domu Winnetou i skradliœcie jego rzeczy oraz³apaliœcie ptaki.Ta ostatnia zbrodnia wydaje siê Winnetounajgorsz¹.Albowiem nie ma nic piêkniejszego nad œpiew ptaków wleœnej gêstwinie lub nad brzegiem jeziora.Jest to tak¿eprzestêpstwo przeciwko cz³owiekowi, albowiem odbieracie w tensposób ludziom mo¿liwoœæ wspania³ego wypoczynku, jakim jests³uchanie ptasich g³osów.Winnetou bêdzie dziœ ramieniemsprawiedliwoœci, któr¹ oka¿e wam przyroda.Ptaki nie umiej¹ mówiæ,ale Winnetou w ich imieniu rozprawi siê z wami.I zabierze skalpy.— Nie! Nie! — wrzasnêli ptasznicy.By³em zdecydowany zaprotestowaæ przeciwko obciêciu w³osów obydwuptasznikom.Bo choæ przestêpstwa, jakie pope³nili, wydawa³y mi siêwielkie, ale zawsze przeciwstawia³em siê pogl¹dom, ¿e „gwa³t niechsiê gwa³tem odciska”.Mieliœmy prawo ich œcigaæ, dokonali bowiemzamachu na cudz¹ w³asnoœæ i niszczyli przyrodê, ale nikt nieupowa¿ni³ nas do s¹dzenia tych ludzi, a tym bardziej egzekwowaniaod nich kary w postaci obciêcia im w³osów.Winnetou wyj¹³ z pochwy swój nó¿ myœliwski.— Obetnê wam po kosmyku — rzek³.Powstrzyma³em go:— Niech mój brat tego nie czyni.Nie bêdziemy wprowadzali prawpuszczy.Dopóki nie os¹dz¹ ich ludzie do tego celu powo³ani, nawetw³os nie powinien im spaœæ z g³owy.Winnetou zawaha³ siê:— A co mój brat, Szara Sowa, proponuje? Chyba nie zamierza puœciæwolno bladych twarzy, zwanych ptasznikami?— Jako „skalpy” zabierzemy im dowody osobiste.Potem przeka¿emy jena posterunek milicji w Z³otym Rogu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]