[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możechcieli porwać Burtona dla obserwacji, a może mają gorsze zamiary. - Niewykluczone, że chcieli wymazać mi z pamięci to, cowidziałem w komorze unoszących się ciał rzekł Burton.- Ich nauka może pozwalaćna takie działania. - Przecież opowiadałeś o tym tylu ludziom - zdziwił sięFrigate.- Nie mogą wyśledzić ich wszystkich i wszystkim usunąć z pamięciwspomnień o tym, co mówiłeś. - Czy to naprawdę konieczne? Ilu mi uwierzyło? Czasami samwątpię, czy to prawda. - Spekulacje nie prowadzą do niczego - oświadczył Ruach.- Copowinniśmy zrobić? - Richard! - krzyknęła Alicja.Obejrzeli się i zobaczyli, żesiedzi i patrzy na nich zdumiona. Minęło kilka minut, zanim jej wytłumaczyć, co zaszło. - Więc dlatego mgła pokryła także ląd! - powiedziała wreszcie.- Wydało mi się to dziwne, ale, naturalnie, nie mogłam wiedzieć, co się naprawdędzieje. - Bierz róg - polecił Burton.- Pakuj do worka wszystko, cochcesz ze sobą zabrać.Ruszamy natychmiast.Chcę odpłynąć, zanim reszta sięobudzi. Szeroko otwarte oczy Alicji otworzyły się jeszcze szerzej. - Dokąd ruszamy? - Dokądkolwiek.Nie lubię uciekać, ale nie mogę zostać iwalczyć z takimi ludźmi.Nie wtedy, kiedy wiedzą, gdzie jestem.Powiem wamjednak, co zamierzam zrobić.Postanowiłem dotrzeć do końca Rzeki.Ona musigdzieś wpływać i skądś wypływać.Musi istnieć droga, którą można przedostać siędo źródła.A jeżeli istnieje, to ja ją znajdę.Możecie postawić o zakład swojedusze.Tymczasem Oni będą mnie szukać gdzie indziej - mam nadzieję.To, że mnietutaj nie znaleźli dowodzi, że nie potrafią bezpośrednio zlokalizowaćkonkretnego człowieka.Mogli napiętnować nas jak bydło - wskazał niewidzialneznaki na swoim czole - ale nawet bydło miewa narowy.A my jesteśmy bydłem, któreposiada mózgi. - Możecie płynąć ze mną - zwrócił się do pozostałych.- Więcej,byłbym zaszczycony, gdybyście zechcieli mi towarzyszyć. - Iść po Monata - rzekł Kazz.- On nie chcieć zostać bez nas. Burton skrzywił się. - Dobry, stary Monat! - powiedział.- Nienawidzę myśli, żemuszę mu to zrobić, ale nie ma rady.Nie może płynąć z nami.Zbyt się wyróżnia.Ich agenci nie będą mieli najmniejszych problemów ze znalezieniem kogoś, ktowygląda tak jak on.Przykro mi, ale to niemożliwe. W oczach Kazza pojawiły się łzy, spływając po jego wystającychkościach policzkowych. - Burton - naq - powiedział stłumionym głosem - Ja też nie móc.Ja też się wyróżniać. Burton też poczuł łzy w oczach. - Zaryzykujemy - rzekł.- W końcu musi tu być mnóstwo osobnikówtwojego rodzaju.Sami spotkaliśmy w podróży co najmniej trzydziestu, jeśli niewięcej. - Na razie żadnych kobiet, Burton - naq - powiedział żałośnieKazz.Potem uśmiechnął się.- Może znaleźć jakąś, kiesy płynąć Rzeką. Lecz zaraz spoważniał. - Nie, do diabła.Nie płynąć.Nie móc ranić bardzo Monata.On ija, inni myśleć, że brzydcy i straszni.My przyjaciele.On nie być mój naq, aleprawie.Ja zostać. Podszedł do Burtona i uścisnął go tak, że tamten głośnowypuścił powietrze z plac.Podał rękę pozostałym, którzy kolejno krzywili się zbólu.Potem odwrócił się i odszedł. - Tracisz czas, Burton - odezwał się Ruach, trzymającsparaliżowaną chwilowo dłoń.- Czy nie zdajesz sobie sprawy, że możesz żeglowaćRzeką przez tysiąc lat i ciągle być o milion albo więcej mil od celu? Jazastaję.Jestem potrzebny mojemu narodowi.Poza tym Spruce jasno powiedział, żepowinniśmy dążyć do duchowej doskonałości, a nie walczyć z Tymi, Którzy dali namna to szansę. W smagłej twarzy Burtona jasno błysnęły zęby.Zakręcił rogiemobfitości jakby to była broń. - Nie prosiłem, żeby mnie tu wsadzili, tak jak nie prosiłem,żeby się urodzić na Ziemi.Nie mam zamiaru słuchać niczyich rozkazów! Chcęznaleźć kraniec tej Rzeki! A jeśli mi się nie uda, to przynajmniej będę siędobrze bawił i sporo się nauczę po drodze! Ludzie zaczynali wychodzić z chat, ziewali i tarli zaspaneoczy.Ruach nie zwracał na nich uwagi.Patrzył, jak łódź stawia żagle ostro nawiatr i wykręca pod prąd.Burton stał przy sterze; obejrzał się raz i zamachałcylindrem, a słońce odbiło się od metali pękiem lśniących włóczni. Ruach pomyślał, że wymuszona decyzja naprawdę uszczęśliwiłaBurtona.Zrzekł się odpowiedzialności sprawowania rządów w tym maleńkimpaństwie; robił to, na co miał ochotę.Mógł wyruszyć po największą ze swychprzygód. - Chyba to nawet lepiej - mruknął do siebie Ruach.- Każdy możeznaleźć zbawienie, jeśli będzie go pragnął, tak w drodze jak i w domu.Wszystkozależy od niego samego.Tymczasem ja, jak ten bohater Voltaire'a.jak mu było?Ziemskie sprawy zaczynają umykać mi z pamięci - będę uprawiał własny ogródek.Zatrzymał się, żeby z odrobiną zazdrości spojrzeć za Burtonem. - Kto wie? Może kiedyś spotka Voltaire'a.Westchnął iuśmiechnął się. - Z drugiej strony, Voltaire może kiedyś spotka mnie!następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]