[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili odzyskuję panowanie nad sobą.-Ale przynajmniej nigdy mi tego nie powiedziała wprost.Owszem, kiedy miałem jakieśosiemnaście lat i właśnie zasypiałem, usłyszałem, jak w sąsiednim pokoju mówiła dojednej ze swoich przyjaciółek, że jestem wspaniałym chłopakiem.Była ze mniedumna.Już nie pamiętam, co takiego zrobiłem, znalazłem pracę czy zdobyłem jakąśnagrodę, ale w tamtej chwili była ze mnie dumna i kochała mnie, i powiedziałato.tyle, że nie do mnie. - Mów dalej.Bob. - Mówię przecież! Daj mi trochę czasu.To boli.Sądzę, że towłaśnie nazywasz bólem pierwotnym. - Proszę cię.Bob, nie stawiaj sobie diagnozy.Po prostu mów.Pozwól, by to samo z ciebie wylazło. - A, cholera. Sięgam po papierosa i zatrzymuję się w pół ruchu.Taki wybiegdaje dobre wyniki, zwłaszcza kiedy Sigfrid mi nie popuszcza, ponieważ prawiezawsze zaczyna wtedy dochodzić, czy przypadkiem nie próbuję dać upust napięciu,zamiast się z nim uporać.Tym razem czuję jednak zbyt duże obrzydzenie do samegosiebie, Sigfrida, a nawet matki.Chcę mieć to już za sobą.- Posłuchaj - mówięwięc - to było tak.Bardzo kochałem matkę i wiem - wiedziałem! - że i ona mniekochała.Ale nie umiała tego okazać. Zdaję sobie nagle sprawę, że trzymam w dłoni papierosa igniotę go nie zapalając.Sigfrid zaś - to dziwne - nawet tego nie skomentował.-Nie wyraziła tego w słowach - brnę dalej.- I nie tylko to.Wiesz, to zabawne,jednak nie przypominam sobie, by mnie kiedykolwiek dotykała.Czasami mnie całowałana dobranoc.W czubek głowy, i pamiętam, że opowiadała mi bajki.Była też zawsze,kiedy jej potrzebowałem.Ale. Muszę przerwać na moment, by zapanować nad swoim głosem.Głęboko i spokojnie wciągam powietrze przez nos koncentrując się, by oddychaćrównomiernie. - Jak widzisz, Sigfrid - mówię dokładnie ważąc słowa i cieszącsię z klarowności i precyzji, z jaką je wygłaszam - nie dotykała mnie zbyt często.Z jednym tylko wyjątkiem.Była dla mnie bardzo dobra, kiedy chorowałem.Achorowałem często.Wszyscy mieszkający w pobliżu kopalni żywności cierpieli nakrwotoki z nosa i infekcje skórne.Sam wiesz, jak to jest.Dawała mi wszystko,czego potrzebowałem.Była przy mnie, Bóg raczy wiedzieć, jak sobie radziłapracując i opiekując się mną jednocześnie, i kiedy byłem chory. - Dalej, Robbie - zachęca po chwili Sigfrid - wyduś to.Próbuję, ale ponieważ wciąż jestem zakłopotany, mówi: - Powiedz to szybko.Wyrzuć z siebie.Nie martw się, czy cięrozumiem i czy ma to jakiś sens.Musisz się tego pozbyć. - Mierzyła mi temperaturę - wyjaśniam.- Dobrze wiesz, jak towygląda.Wkładała mi w tyłek termometr i trzymała go - ile to mogło być - jakieśtrzy minuty.A potem wyjmowała i odczytywała temperaturę. Jestem już prawie na granicy wybuchu.Chcę, żeby nastąpił, alewpierw pragnąłbym przejść przez to wszystko - od początku do końca.Jest to wręczseksualne przeżycie - jak wtedy, gdy decydujesz się pójść do łóżka z kobietą ichoć właściwie nie chcesz jej się tak bardzo oddać,jednak to robisz.Odmierzam swoje opanowanie, by go starczyło do końca.Sigfridnic nie mówi i po chwili udaje mi się wykrztusić: - Widzisz sam, jak to jest.To zabawne.Całe życie - ile tegobędzie? - jakieś czterdzieści lat.A mnie ciągle nie opuszcza myśl, że byciekochanym łączy się jakoś z wsadzaniem czegoś w tyłek.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]