[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmoczone obfitymi d¿d¿ami drzewa pachnia³y wilgotn¹ kor¹, a z leœnego pod³o¿a bi³a surowa woñ opad³ego igliwia i próchna.S³oñce gra³o têcz¹ na zwieszonych wœród liœci kroplach i ptactwo g³osi³o siê w górze radoœnie.Oni szli coraz prêdzej, bo Zbyszko przynagla³.Po chwili przyjecha³ znów na ty³y oddzia³u, gdzie by³ Maæko z Czechem i mazurskimi ochotnikami.Nadzieja dobrej bitki widocznie o¿ywi³a go znacznie, bo w twarzy nie mia³ zwyk³ej troski i oczy œwieci³y mu po dawnemu.- Nu¿e! - zawo³a³.- W przodku nam teraz iœæ, nie w oci¹gu!I powiód³ ich na czo³o oddzia³u.- S³yszcie - rzek³ jeszcze - mo¿e zaskoczym Niemców niespodzianie; ale jeœli co wymiarkuj¹ i w szyku zdo³aj¹ stan¹æ, to ju¿ci pierwsi uderzym, bo zbroja na nas godniejsza i miecze lepsze!- Tak ono i bêdzie! - rzek³ Maæko.Inni zaœ osadzili siê mocniej w, kulbakach, jakby ju¿ zaraz mieli uderzyæ.Ten i ów nabra³ w piersi powietrza i zmaca³, czy kord ³atwo z pochew wychodzi.Zbyszko powtórzy³ im jeszcze raz, aby jeœli wœród pieszych knechtów znajd¹ siê rycerze lub bracia w bia³ych p³aszczach na zbroi, nie zabijaæ ich, jeno w niewolê braæ, po czym skoczy³ znów do przewodników i po chwili zatrzyma³ oddzia³.Przyszli do goœciñca, który od przystani le¿¹cej naprzeciw wyspy bieg³ w g³¹b kraju.W³aœciwie nie by³ to jeszcze prawdziwy goœciniec, ale raczej szlak niedawno przez lasy przetarty i wyrównany tylko o tyle, aby wojska i wozy od biedy mog³y przejœæ po nim.Z obu stron wznosi³ siê wysokopienny bór, a po obu brzegach piêtrzy³y siê poœcinane dla otwarcia drogi pnie starych sosen.Leszczynowe podszycie by³o miejscami tak gêste, ¿e przes³ania³o ca³kiem g³¹b leœn¹.Wybra³ przy tym Zbyszko miejsce na zakrêcie, aby nadchodz¹cy, nie mog¹c nic dojrzeæ z dala, nie mieli czasu albo cofn¹æ siê w porê, albo ustawiæ w bojowym szyku.Tam zaj¹³ oba boki szlaku i kaza³ czekaæ nieprzyjaciela.Z¿yci z borem i z leœn¹ wojn¹ ¯mujdzini przypadli tak sprawnie za k³ody, za wykroty, za leszczynowe krze i kêpy m³odej jedliny - jakby ich ziemia poch³onê³a.Cz³owiek siê nie ozwa³, koñ nie parskn¹³.Od czasu do czasu ko³o zaczajonych ludzi przeci¹ga³ to drobny, to gruby zwierz leœny i dopiero niemal otar³szy siê o nich rzuca³ siê z przera¿eniem i fukiem w bok.Chwilami zrywa³ siê powiew i nape³nia³ bór szumem uroczystym i powa¿nym, chwilami cichn¹³, a wówczas s³ychaæ by³o tylko odleg³e kukanie kuku³ek i bliskie kucie dziêcio³Ã³w.Zmujdzini s³uchali z radoœci¹ tych odg³osów, albowiem szczególnie dziêcio³ by³ dla nich zwiastunem dobrej wró¿by.By³o zaœ owych ptaków pe³no w tym boru i kowanie dochodzi³o ze wszystkich stron, usilne, szybkie, podobne jakby do pracy ludzkiej.Rzek³byœ, wszystkie tam mia³y swe kuŸnie i od wczesnego rana zabra³y siê do gorliwej roboty.Maækowi i Mazurom zdawa³o siê, ¿e s³ysz¹ cieœlów pobijaj¹cych krokwie na nowym domu, i przypomnia³y im siê strony rodzinne.Lecz czas up³ywa³ i d³u¿y³ siê, a tymczasem nic nie by³o s³ychaæ prócz szumu leœnego i g³osów ptactwa.Mg³a le¿¹ca na dole zrzed³a, s³oñce podnios³o siê znacznie i jê³o przygrzewaæ, a oni le¿eli ci¹gle.Wreszcie Hlawa, któremu znudzi³o siê oczekiwanie i milczenie, pochyli³ siê do ucha Zbyszka i pocz¹³ szeptaæ:- Panie.Jeœli, da Bóg, ¿aden z psubratów nie ujdzie, czybyœmy nie mogli noc¹ poci¹gn¹æ pod zamek, przeprawiæ siê i zdobyæ go niespodzianie?- A to myœlisz, ¿e tam ³odzi nie strzeg¹ i has³a nie maj¹?- Strzeg¹ i maj¹ - odszepn¹³ Czech - ale jeñcy pod no¿em has³o powiedz¹, ba! sami siê po niemiecku do nich obezw¹.Byle na wyspê siê dostaæ, to sam zamek.Tu przerwa³, gdy¿ Zbyszko po³o¿y³ mu nagle d³oñ na ustach, albowiem z goœciñca dosz³o krakanie kruka.- Cichaj! - rzek³ - to znak!Jako¿ we dwa pacierze póŸniej na szlaku zjawi³ siê ¯mujdzin na ma³ym kud³atym koniu, którego kopyta obwiniête by³y w skórê barani¹, tak aby nie wydawa³y têtentu i nie zostawia³y œladów na b³ocie.Jad¹c rozgl¹da³ siê bystro na obie strony i nagle us³yszawszy z g¹szczy odpowiedŸ na krakanie nurkn¹³ w las, a po chwili by³ ju¿ przy Zbyszku.- Id¹!.- rzek³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]