[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Stoned Ranger, mówisz? No cóż, jutrozłożymy nasz depozyt w Banku Jaj i żaden Stoned Ranger nas nie powstrzyma!Powiem ci coś, Stoney.Wyzywam cię na pojedynek.Taak, tylko ty i ja - Billy theKidney! W korralu "Numerek".Jutro, o wschodzie słońca. - Dobrze! - zawołał barman.- On tam będzie, Billy.Szykuj siędo jazdy na Boot Hill! - Chyba miałeś na myśli Shoe Hill - rzekł niewyraźnie Bill. - Nie.Billy wykupił sobie grób w Dodge City odparł barman.-Teraz ty, Billy, i twoja banda zabierzecie stąd swoje tyłki! Usłyszeli przekleństwa, a potem tętent kopyt wyjeżdżających zmiasta koni. Barman uśmiechnął się do Billa i innych. - Wyjechali! Banda Jismów i Billy the Kidney uciekli z miasta!Hip, hip, hura dla Stoned Rangera i jego wiernego towarzysza - Procto! - Hip, hip, hura! Bill uśmiechnął się niewyraźnie. - O rany, to brzmi całkiem nieźle.Tylko co z tą jutrzejsząstrzelaniną w korralu "Numerek"? - Nie martw się, Stoned Ranger! - rzekł Dziki Will.- Tak sięskłada, że jutro szeryf wraca do miasta tym o dziesiątej dziesięć z Kansas City.On ci pomoże! - Racja! - powiedział Chinger.- I pamiętaj, że Irma czeka naciebie w hotelu! Ojejku - to wspaniale! Decydujące starcie, jutro o świcie! Topowinno zniweczyć Over-Gland! Jakie to symboliczne! Bill nie słyszał ostatniej części entuzjastycznej przemowyBgra.Usłyszał tylko imię "Irma" - i to mu wystarczyło. - Irma! - rzekł, przypomniawszy sobie.- Najwyższy czas, żebymwpadł w jej czułe objęcia! - Powodzenia, stary! - żegnał go barman.Jeszcze jednego nadrogę, co? - Napełnił Billowi szklaneczkę.- Ona czeka na ciebie, bohaterze! - Pewnie! - zawołał Bill, po czym opróżnił szklankę, obróciłsię i na niepewnych nogach ruszył w kierunku hotelu po drugiej stronie ulicy. - Baw się dobrze, Bill! - krzyknął za nim Chinger.- Ja zostanętutaj, zjem słomkę czy dwie i pogadam z Dzikim Willem! - Blee - rzekł Bill, ledwie go słysząc i tocząc się do drzwi. - Irma! - mówił.- I r m a! Jakże jej pragnął, tęsknił do jej oczu, chciał szeptać słodkiegłupstwa do uszka.Bill jeszcze nigdy, w całym swoim życiu, nie czuł się tak,jak teraz. A więc to tak wygląda, myślał, otoczony czerwonym oparemalkoholu. Był zakochany! (Westchnienie!) Nie wiedział, czy to z miłoścido Irmy, czy pod wpływem alkoholu, ale był szczęśliwy jak altairański dzikpiaskowy w rui.Życie jednak miało sens, a cały sens życia mieścił się w sarnichoczach, słodkim uśmiechu, zgrabnym nosku i nazywał się Irma! I - o cudzie! - ona również go kochała! GalaktyczniKawalerzyści nie zakochują się.Nie pozwala na to regulamin.Jednak oszalały zeszczęścia Bill nie dbał o przepisy.Czyżby w końcu, po tak długim oczekiwaniu,coś drgnęło w jego zatwardziałym żołnierskim sercu? Jakieś ciepłe, delikatneuczucie? Ach, słodka, droga Irma! Z szumem w głowie, śpiewem na ustach, alkoholem w żyłach iniechybną marskością wątroby Bill wdrapał się na schody hotelu.Recepcjonista znajwyższą przyjemnością powiedział mu, że panna Irma zajęła pokój 122 inajwidoczniej oczekuje go, ponieważ właśnie zamówiła dwie butelki szampana istek z polędwicy. Bill uśmiechnął się z satysfakcją.Z sercem bijącym w rytmienamiętności potoczył się korytarzem, szukając pokoju.W końcu rozgorączkowaneoczy dojrzały cyfry 1-2-2.Pchnął drzwi.Były zamknięte.Zapukał.Nikt nieodpowiedział.Jednak cóż to? Bill usłyszał w środku namiętne westchnienia. - Irma, kochanie! - zawołał chrapliwie.- To ja, Bill, twójukochany.Wpuść mnie, kochanie. W środku rozległ się przeraźliwy krzyk i trzask łamanych mebli.Bill poczuł dreszcz niepokoju.Czy tam działo się coś złego? Irma miała kłopoty. - Nie bój się, Irmo! - zawołał.- Uratuję cię! Cofnął się,skoczył naprzód i wytrenowanym w obozie imienia Leona Trockiego uderzeniemrąbnął barkiem w drzwi.Wystarczył jeden raz, żeby rozbić cienkie drewno.Wpadłdo ciemnego pokoju, rycząc: - Irma! Gdzie jesteś? W następnej chwili nadepnął na pustą butelkę po szampanie i złomotem runął na twarz.Leżąc na podłodze głupawo zamrugał oczami i ujrzał dwietwarze patrzące nań z pościeli wielkiego, mosiężnego łoża.Jedna należała doIrmy.Druga twarz w łóżku należała do paskudnego doktora Latexa Delazny'ego!następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]