[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślał, że nie znajdziemy sposobu na ichsztuczki. Winun pokiwał ponuro głową. - Bo i nie znajdziemy.Nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. - No, to zacznij kombinować bez sensu. Tourmast zmarszczył czoło. - Nie ma drzew, niczego nie ma, tylko zboże.Może powiesz, jak stądzejdziemy? - Szybko - mruknął Randżi i spojrzał w zamgloną dalLabiryntu.Bez wątpienia przeciwnik musiał dochodzić do ich własnego sztabu. Ściany Labiryntu były zbyt gładkie nawet dla owada i idealnie pionowe.Randżiwstał i spojrzał na towarzyszy. - Siadaj okrakiem, Winun.Spuścicie mnie na dół. - Żadne takie, Randżi - stwierdził Tourmast, oceniając wysokość.- Nawet wfinale nie przyznaje się punktów za połamane nogi. - To co, mamy siedzieć na tej grzędzie do uśmiechniętej śmierci? Przyklęknął, uchwycił jak najmocniej krawędź i zaczął się opuszczać.Obaj jegotowarzysze ścisnęli mur udami i łokciami, każdy złapał Randżiego za jedennadgarstek.Zawsze to jeszcze z pół metra mniej do przelecenia.W tejże chwilijeden z sędziów dostrzegł całą trójkę.Już dla samego widoku obliczabezgranicznie zdumionego arbitra warto było pokonać taką drogę.Nawet gdybyimpreza miała skończyć się dyskwalifikacją. Randżi zamknął oczy, rozluźnił mięśnie i gdy był już gotowy, kazałprzyjaciołom rozluźnić dłonie. Spadał całą wieczność.Ugiął kolana przy lądowaniu, ale i tak impet cisnął gona bok. Gdy chciał się podnieść, lewa noga zapłonęła żywym ogniem.Nie wiedział, czybyła złamana, czy tylko skręcona; tak czy tak nie chciała go nosić.Podpełzłdo ściany i wsparty o nią zaczął kuśtykać do celu.Oszołomiony bólem, ledwo cowidział. Towarzysze opuścili go już za wykopem, zatem jedyną przeszkodą była własnasłabość.Wiedział, że obaj muszą zagrzewać go z góry, ale nie słyszał niczego;bariera akustyczna tłumiła wszelkie dźwięki. Dwóch sędziów zastygło w bezruchu przy wejściu do Labiryntu.Randżi słyszałludzi nadbiegających z zewnątrz, ale mroczki tańczyły mu przed oczami i niepotrafił nikogo z nich rozpoznać.Ledwie kilka okrzyków przerwało pełnąoczekiwania ciszę. Zebrał siły, aby nie upaść.Wiedział, że teraz wszystko zależy tylko od niego.Pozostała dwójka nie dałaby rady zeskoczyć cało z muru. Zastanowił się przelotnie, ile czasu da mu jeszcze przeciwnik, i przymierzyłsię otwartą dłonią do przycisku.Musiał trafić za pierwszym razem, narastającasłabość bowiem mogła nie pozwolić na drugą próbę. Jak się później okazało, wyprzedził konkurentów o niecałe cztery minuty.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]