[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nestor by³ tak podniecony, ¿e nie móg³ sk³adnie mówiæ.Uda³o mi siê wydobyæ z nich tylko tyle, ¿e czekali w³aœnie na tego rodzaju znak.La Gorda oczekiwa³a nas przed wejœciem.Wiedzia³a, co im opowiedzia³em.– Chcia³am tylko daæ czas swojemu cia³u – rzek³a, zanim jeszcze którykolwiek z nas siê odezwa³.– Musia³am mieæ absolutn¹ pewnoœæ, a teraz ju¿ j¹ mam.To byli Nagual i Genaro.– Co jest w tych barakach? – zapyta³ Nestor.– Oni nie weszli do œrodka – wyjaœni³a la Gorda.– Skierowali siê na otwart¹ przestrzeñ, na wschód.W stronê tego miasta.Wydawa³o siê, ¿e za wszelk¹ cenê chce ich uspokoiæ.Prosi³a, ¿eby zostali, ale nie chcieli.Wymówili siê czymœ i odeszli.By³em pewien, ¿e czuj¹ siê nieswojo w jej obecnoœci.Wygl¹da³a na bardzo rozgniewan¹.Lubi³em jej wybuchy temperamentu, co by³o u mnie zupe³nie niezwyk³e, bo zawsze czu³em siê bardzo spiêty w towarzystwie osób zdenerwowanych.La Gorda by³a tajemniczym wyj¹tkiem.Wczesnym wieczorem ca³a grupa zebra³a siê w pokoju la Gordy.Wszyscy wydawali siê czymœ zaabsorbowani.Siedzieli w milczeniu, patrz¹c w pod³ogê.La Gorda próbowa³a zacz¹æ rozmowê.Powiedzia³a, ¿e nie traci³a czasu, doda³a dwa do dwóch i wpad³a na pewne rozwi¹zanie.– Nie chodzi tylko o to, ¿eby dodaæ dwa do dwóch – rzek³ Nestor.– Rzecz w tym, ¿eby cia³o odzyska³o pamiêæ.Z potakiwania pozosta³ych wynika³o, ¿e rozmawiali ju¿ miêdzy sob¹ na ten temat.La Gorda i ja byliœmy tu autsajderami.– Lydia tak¿e coœ pamiêta – powiedzia³ Nestor.– Uwa¿a³a to za w³asn¹ g³upotê, ale gdy us³ysza³a, co sobie przypomnia³em, powiedzia³a, ¿e ten Nagual zabra³ j¹ do uzdrowiciela i zostawi³ tam, by wyleczono jej oczy.La Gorda i ja spojrzeliœmy na Lydiê, która pochyli³a g³owê, skrêpowana, mamrocz¹c coœ pod nosem.Wydawa³o siê, ¿e to wspomnienie jest dla niej bolesne.Powiedzia³a, ¿e gdy don Juan j¹ znalaz³, mia³a zainfekowane oczy i nic nie widzia³a.Ktoœ zawióz³ j¹ samochodem bardzo daleko do uzdrowiciela, który j¹ wyleczy³.Zawsze by³a przekonana, ¿e tym, kto j¹ zawióz³, by³ don Juan, ale gdy us³ysza³a mój g³os, uœwiadomi³a sobie, ¿e to by³em ja.Niespójnoœæ tego wspomnienia nie dawa³a jej spokoju od pierwszego naszego spotkania.– Moje uszy nie mog¹ k³amaæ – doda³a po d³ugiej chwili ciszy.– To ty mnie tam zawioz³eœ.– Niemo¿liwe! Niemo¿liwe! – zawo³a³em.Moim cia³em zaczê³y wstrz¹saæ dreszcze.Mia³em wra¿enie dwoistoœci.Moje racjonalne “ja", niezdolne kontrolowaæ ca³ej reszty, przyjê³o pozycjê obserwatora.Obserwowa³o wstrz¹s innej czêœci mojego “ja"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]