[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.CytatPewnego popo³udnia w sierpniu Judym otrzyma³ list przez umyœlnego cz³owieka.By³a to rêk¹ Korzeckiego na jakimœ urywku schematów kancelaryjnych skreœlona cytata z Platonowej Apologii Sokratesa:Objawia siê we mnie jakieœ od Boga czy od bóstwa pochodz¹ce zjawisko.Zdarza siê to ze mn¹ pocz¹wszy od dzieciñstwa.Odzywa siê g³os jakiœ wewnêtrzny, który ilekroæ siê zjawia, odwodzi miê zawsze od tego, cokolwiek w danej chwili zamierzam czyniæ, sam jednak nie pobudza miê do niczego.To, co mnie obecnie spotka³o, nie by³o dzie³em przypadku; przeciwnie, widoczn¹ dla mnie jest rzecz¹, ¿e umrzeæ i uwolniæ siê od trosk ¿ycia za lepsze dla mnie s¹dzono Dlatego w³aœnie owo Dajmonion, ów g³os wieszczy nie stawi³ mi nigdzie oporu.Judym bez szczególnego niepokoju przeczyta³ te wyrazy.By³ przyzwyczajony do dziwactw Korzeckiego i s¹dzi³, ¿e ma przed sob¹ jemu tylko w³aœciw¹ formê zaproszenia do odwiedzin.Mimo to ¿¹da³ koni.Ledwie wyjecha³ za bramê, ujrza³ powóz, co koñ skoczy, w tumanach kurzu, bocznymi drogami pêdz¹cy w stronê jego mieszkania.Myœla³, ¿e to konie ponosz¹.Kaza³ swemu furmanowi stan¹æ i czekaæ.Tamten pojazd wypad³ na szosê i gna³ co pary w koniach.Gdy obok przelatywa³ jak burza, Judymowi uda³o siê spostrzec, ¿e siedzi w nim tylko furman na koŸle.Cz³owiek ten coœ krzycza³.O jakie æwieræ wiorsty zdo³a³ zatrzymaæ swe konie i nawróciæ.P³aty piany pada³y z ich pysków, powóz okryty by³ szar¹ mas¹ py³u, Furman krzycza³:- Pan.in¿ynier.- Kto taki?- Pan in¿ynier!- Korzecki?- Tak, pan.Korzecki.Judym wysiad³ ze swego powozu i ruchem instynktownym skoczy³ w tamten.Konie polecia³y znowu jak huragan.Patrz¹c na ich mokre kad³uby lœni¹ce w burym kurzu, Judym myœla³ tylko o tym, jak piêkn¹ jest taka jazda.By³o mu dobrze, mi³o, pysznie, ¿e to po niego mianowicie pêdzono z tak¹ furi¹.Rozpar³ siê, wytê¿y³ nogi.Zanim zd¹¿y³ przejœæ do jakiegokolwiek innego uczucia, powóz stan¹³ przed mieszkaniem.Jacyœ ludzie rozbiegli siê.Ktoœ przytuli³ siê do œciany na schodach, aby nie tamowaæ drogi.Drzwi by³y otwarte.W drugim pokoju, na sofie, która s³u¿y³a za ³o¿e goœcinne, le¿a³ Korzecki w ubraniu, okropn¹ mas¹ krwi do szczêtu zwalanym.G³owa jego by³a roztrzaskana.Na miejscu lewej czêœci czo³a i na ca³ym lewym policzku sta³a kupa krwi stygn¹cej.Judym rzuci³ siê do tego cia³a, ale natychmiast wyczu³, ¿e ma przed sob¹ zw³oki.Serce nie bi³o.Rozstawione palce jednej rêki by³y twarde i czarne jakby z ¿elaza.Doktor przymkn¹³ drzwi i bezmyœlnie usiad³.Huk rozlega³ siê w jego g³owie, i trzask kopyt, w galopie pêdz¹cych po twardych kamieniach.Trzask kopyt, w galopie pêdz¹cych po twardych kamieniach.Oczy sz³y leniwie z przedmiotu na przedmiot.Wszystkie sprzêty by³y rozwarte i odzie¿ z nich wywalona.Oto nie zamkniêta szufladka sto³u.Le¿a³ tam wielki atlas anatomiczny.Roz³o¿ony by³ na karcie z wizerunkiem g³owy.Od ty³u czaszki ku przodowi sz³a grubo naprowadzona czerwonym o³Ã³wkiem kresa w kierunku lewego oka.Tu¿ przy niej by³y kilkakroæ wypisane jakieœ cyfry i literki.Judym odrzuci³ ten atlas i usiad³ w k¹cie.By³ tam rodzaj niszy miêdzy dwiema szafami.Tyle razy widzia³ ju¿ œmieræ, tyle razy bada³ j¹ jak zjawisko.Dziœ pierwszy raz w ¿yciu spostrzega³ niby to rysunek jej istoty.I oddawa³ jej pok³on g³êboki.Linia czerwona ze strza³k¹ u koñca swego zdawa³a siê zbli¿aæ, i rzecz dziwna, przypomina³a tê wskazówkê na wodzie zawaliska widzian¹ tamtej nocy.Dr¿enie tajemnicze przejmowa³o go w najg³êbszej komorze serca, jakby mia³ us³yszeæ bicie okrutnej godziny.Gdy tak siedzia³ zatopiony w sobie, drzwi siê cicho otwar³y i ktoœ wszed³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]