[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ćwicząc ten nowy dla mnie sposób walki przekonałem się wkrótce,że mój własny kwiat może okazać się dla mnie równie niebezpieczny, jak należącydo Septentriona.Kiedy trzymałem go za blisko, ryzykowałem zetknięcie z długimi,dolnymi liśćmi, zaś kiedykolwiek spojrzałem na niego, żeby oderwać jeden zesztyletów, przykuwał moją uwagę pogmatwanym ułożeniem swych płatków, usiłującprzyciągnąć mnie do siebie obietnicą śmiertelnych rozkoszy.Wszystko to niewyglądało zbyt zachęcająco, ale kiedy wreszcie nauczyłem się nie patrzeć wpółotwarty kielich, zdałem sobie sprawę, że przecież mój przeciwnik będzienarażony na takie same niebezpieczeństwa. Rzucanie liśćmi okazało się łatwiejsze niż przypuszczałem.Ichpowierzchnia była śliska, podobnie jak wielu roślin, które zaobserwowałem wDżungli, dzięki czemu łatwo opuszczały dłoń, były zaś wystarczająco ciężkie,żeby celnie i daleko lecieć.Można było rzucać je ostrzem naprzód lub nadając imruch obrotowy, żeby cięły swymi śmiercionośnymi krawędziami wszystko, coznajdzie się na ich drodze. Pilno mi było, rzecz jasna, zasypać Hildegrina pytaniamidotyczącymi Vodalusa, ale okazja nadarzyła się dopiero wtedy, kiedy jużprzeprawił nas na drugą stronę spokojnego jeziora.Wówczas Agia tak zajęła sięzachęcaniem Dorcas, żeby ta poszła w swoją stronę, że zdołałem odciągnąć go nabok i szepnąć mu do ucha, że ja także jestem przyjacielem Vodalusa. - Chyba pomyliłeś mnie z kimś innym, mój młody panie.Czymówisz o tym wyrzutku? - Nigdy nie zapominam głosu - odparłem.- N i c nie zapominam.- A potem w rozgorączkowaniu dodałem coś, co było najgorszą rzeczą, jaką mogłempowiedzieć: - Próbowałeś rozwalić mi głowę swoją łopatą. Jego twarz momentalnie zamieniła się w pozbawioną wszelkiegowyrazu maskę.Wrócił pośpiesznie do łodzi i wypłynął na brązową wodę. Kiedyopuściliśmy Ogrody Botaniczne, Dorcas ciągle była z nami.Agia bardzo sięstarała, żeby ją od nas odstręczyć, ja zaś przez jakiś czas pozwalałem jej nato.Powodowała mną częściowo obawa, że w jej obecności nie uda mi się namówićAgii, żeby mi się oddała, ale bardziej chyba niejasne przeczucie bólu irozpaczy, jakiego doznałaby widząc, jak umieram.Jeszcze niedawno wylałem przedAgią rozpacz, jaką wywołała u mnie śmierć Thecli, teraz zaś jej miejsce zajęłynowe troski i przekonałem się, że rzeczywiście ją wylałem, jak to się czyninieraz z kwaśnym winem.Mówiąc o bólu udało mi się na jakiś czas go stłumić -tak potężny jest czar słów redukujący do przyswajalnych rozmiarów emocje, którew przeciwnym razie wpędziłyby nas w szaleństwo i unicestwiły. Niezależnie od motywów kierujących postępowaniem moim, Dorcas iAgii, jej wysiłki spełzły na niczym.Wreszcie zagroziłem jej, że ją uderzę,jeśli natychmiast nie przestanie i zawołałem Dorcas, która podążała jakieśpięćdziesiąt kroków za nami. Od tej pory szliśmy razem w milczeniu, przyciągając wieleciekawskich spojrzeń.Byłem przemoczony do suchej nitki i przestałem się jużtroszczyć, czy mój płaszcz zakrywa czerń katowskich szat.Agia, w swojejposzarpanej, obsypanej brokatem sukni musiała wyglądać przynajmniej równiedziwnie, zaś Dorcas ciągle była cała wymazana błotem; które wyschło w ciepłym,wiosennym wietrze, wykruszając się z jej złotych włosów i pozostawiając pyliste,brązowe smugi na jasnej skórze.Kwiat zemsty trzepotał nad nami niczymchorągiew, rozsiewając zapach murowych perfum.Półotwarty kielich wciąż bieliłsię niczym kość, ale liście w promieniach słońca wydawały się zupełnie czarne.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]