[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sir Robercie, ten chłopak jest właścicielem trzeciejczęści Ziemskiego Banku Planetarnego.Na mocy statutu! A baron wyjaśnił Sir Robertowi: - Jonnie jest teraz również właścicielem około dwudziestu dwóchprocent Banku Galaktycznego oraz jednej trzeciej wartości IntergalaktycznegoTowarzystwa Górniczego. Baron zwrócił się do MacAdama. - A może powinniśmy dać mu więcej? MacAdam popatrzył na Sir Roberta. - Czy naprawdę myślał pan, że pozostawimy tego chłopca nalodzie? Również część z tony złota należy do niego.I biorąc wszystko razem,potrzebny jest komputer, by podsumować jego pieniądze.To są tryliony! Tonajbogatszy biedny chłopak, jaki kiedykolwiek pojawił się w tych szesnastuwszechświatach, wliczając w to ostatniego Imperatora Psychlo! Sir Robert puścił Jonnie'ego i nagle wybuchnął śmiechem.Klepnął go w plecy. - A to mi mysz kościelna w przebraniu! W porządku, panowie,niech tak będzie i dosyć już tego gadania.Po prostu powiedziałem otwarcie, comyślę.Słuchajcie - dodał - a może powinniście kupić mu z pół tuzina tychekstrawaganckich lordów na giermków? - On ich już kupił - powiedział MacAdam.- I to razem z butami! Wszyscy - oprócz Jonnie'ego - wybuchnęli śmiechem.Kręciło musię w głowie.Tryliony? Ta liczba nic mu nie mówiła.Może będzie wreszcie mógłkupić plecione ze skóry lejce dla Wiatrołoma.Lub jakieś nowe meble, jeśliChrissie straciła wszystkie. Na myśl o Chrissie ścisnęło się mu serce.Przez cały czastłumił w sobie niepokój, by móc normalnie działać. MacAdam i baron jeszcze raz pozbierali swe rzeczy i wyszli zpokoju, kręcąc głowami i mrucząc: - Brown Kulas! Sprawiał kłopoty do samego końca! Do pokoju dobiegł czyjś lamentujący i rozdrażniony głos.SirRobert spojrzał na drzwi.Przy wejściu stał Stormalong.Dwóch rosyjskichwartowników nie wpuszczało go do wnętrza. - Sir Robercie! Mam tu depeszę, która już czeka na pana odwielu godzin! Sir Robert przecisnął się przez rosyjskich wartowników izniknął za drzwiami.Jonnie siedział całkiem wyczerpany, próbując zebrać myśli ipodjąć decyzję, co ma teraz robić: Nic go już tutaj nie trzymało.Wyjdzie więcna zewnątrz, wsiądzie w samolot i poleci z pomocą do Szkocji.Podniósł z podłogiswój hełm.Obydwaj Rosjanie przy drzwiach rozstąpili się, by go przepuścić.Zderzył się z Sir Robertem.Stary Szkot stał z zapisanym blankietem depeszy wdłoni.Płakał i śmiał się jednocześnie.Zobaczywszy Jonnie'ego, wcisnął mudepeszę w rękę. - Ach, nareszcie! Straszny tam bałagan.Ale Jonnie, Jonnie,stara skała uchroniła ich wszystkich! Edynburg! Dziś o świcie przebili się przezostatni tunel.Byli na wpół zagłodzeni, część była ranna, wszyscy znajdowali sięw stanie skrajnego wyczerpania, ale wszystkich wydobyto na zewnątrz! Dwa tysiącesto osób. Uczucie ulgi aż oszołomiło Jonnie'ego.Depesza nie wymieniałaposzczególnych nazwisk.Potykając się, Jonnie wybiegł na zewnątrz.Miał zamiarpójść do pomieszczenia operacyjnego.Po drugiej stronie doliny stał ktoś pokrytykurzem, w hennie na głowie, jakiego używano do lotów hiperdźwiękowych.To byłThor. Thor machał do niego radośnie ręką i wołał: - Zobacz, kogo ci tu przywiozłem, Jonnie! Ktoś zaczął biec w jego kierunku, po czym zarzucił mu ręce naszyję i z płaczem wymawiał jego imię. To była Chrissie! Wychudła i blada, z czarnymi oczami zalanymiłzami. - Och, Jonnie! Jonnie! - szlochała.- Nigdy więcej cię nieopuszczę! Nigdy! Obejmij mnie, Jonnie! Jonnie wziął ją w ramiona, o mało nie łamiąc jej żeber.TrzymałChrissie w objęciach, przez długi czas nie mogąc wykrztusić słowa.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]