[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jam te¿ rad.A rodzic twój gdzie?- Nie rodzic, jeno stryj.W niewoli ci on u Krzy¿aków i z wykupem za niego jadê.- A owa¿ dzieweczka, która ciê na³êczk¹ przykry³a? Zbyszko nie odrzek³ nic, tylko podniós³ w górê oczy, które za³zawi³y mu siê w jednej chwili, co widz¹c pan z Taczewa rzek³:- Padó³ to jest ³ez.nic, jeno prawy padó³! Ale chodŸmy na ³awê pod jarzêba, to mi opowiesz swoje rzewliwe przygody.I poci¹gn¹³ go w k¹t dziedziñca.Tam Zbyszko siad³szy obok niego pocz¹³ mu opowiadaæ o niedoli Juranda, o pochwyceniu Danusi i o tym, jako jej szuka³ i jako mu zmar³a po odbiciu.A Powa³a s³ucha³ uwa¿nie i na przemian to zdumienie, to gniew, to zgroza, to litoœæ odbija³y mu siê na obliczu.Wreszcie, gdy Zbyszko skoñczy³, rzek³:- Opowiem to królowi, panu naszemu! Ma on i tak upomnieæ siê u mistrza o ma³ego Jaœka z Kretkowa i srogiej domagaæ siê kary na tych, którzy go porwali.A porwali dlatego, ¿e bogaty i chc¹ wykupu.Nic to u nich na dziecko rêkê podnieœæ.Tu zamyœli³ siê nieco, po czym mówi³ dalej jakby do siebie samego:- Nienasycone to plemiê, gorsze od Turków i Tatarów.Bo oni w duszy i króla, i nas siê boj¹, a jednak od grabie¿y i mordów nie mog¹ siê powstrzymaæ.Napadaj¹ wsie, rzezaj¹ kmieciów, topi¹ rybaków, chwytaj¹ dzieci jako wilcy.Có¿ by to by³o, gdyby siê nie bali!.Mistrz na króla listy do obcych dworów wysy³a, a w oczy mu siê ³asi, bo lepiej od innych nasz¹ potêgê rozumie.Ale przebierze siê w koñcu miara!I znów na chwilê ucich³, a potem po³o¿y³ d³oñ na ramieniu Zbyszka.- Powiem królowi - powtórzy³ - a w nim wre ju¿ z dawna gniew jak ukrop w garnku i tego b¹dŸ pewien, ¿e kara okrutna nie minie sprawców twojej niedoli.- Z tych, panie, ju¿ ¿aden nie ¿ywie - odpar³ Zbyszko.A Powa³a spojrza³ na niego z wielk¹ przyjacielsk¹ ¿yczliwoœci¹:- Bogdaj¿e ciê! To widaæ swego nie darujesz.Jednemu Lichtensteinowi jeszczeœ nie odp³aci³, bo wiem, ¿eœ nie móg³.Myœmy mu tak¿e w Krakowie œlubowali, ale z tym trzeba chyba wojny - któr¹ daj Bóg - czekaæ, gdy¿ on bez pozwoleñstwa mistrzowego stan¹æ nie mo¿e, a mistrzowi jego rozum potrzebny, dla którego ci¹gle go na ró¿ne dwory posy³a, wiêc mu i nie³atwo pozwoli.- Pierwej muszê stryjca wykupiæ.- Tak.i wreszcie pyta³em siê o Lichtensteina.Nie ma go tu i nie bêdzie w Raci¹¿ku, gdy¿ wys³an jest do króla angielskiego po ³uczników.A o stryja niech ciê g³owa nie boli.Gdy król albo tutejsza ksiê¿na s³owo rzekn¹, to z okupem nie pozwoli mistrz krêciæ.- Tym bardziej ¿e mam jeñca znacznego, rycerza de Lorche, któren jest pan mo¿ny i miêdzy nimi s³awny.Rad by on siê pewnie wam, panie, pok³oniæ i znajomoœæ z wami uczyniæ, bo nikt wiêcej nad niego nie wielbi s³awnych rycerzy.To rzek³szy skin¹³ na pana de Lorche, któren sta³ w pobli¿u, a ów rozpytawszy siê ju¿ poprzednio, z kim Zbyszko rozmawia, zbli¿y³ siê skwapliwie, bo istotnie zap³on¹³ chêci¹ poznania tak s³awnego jak Powa³a rycerza.Wiêc gdy ich Zbyszko zaznajomi³, sk³oni³ siê wytworny Geldryjczyk jak najuk³adniej i rzek³:- Jeden tylko by³by wiêkszy zaszczyt, panie, od uœciœniêcia waszej d³oni, a to potykaæ siê z wami w szrankach albo w bitwie.Na to uœmiechn¹³ siê potê¿ny rycerz z Taczewa, gdy¿ przy drobnym i szczup³ym panu de Lorche wygl¹da³ jak góra, i rzek³:- A ja tam rad, ¿e siê spotkamy jeno przy pe³nych konwiach i da Bóg, nigdy inaczej.De Lorche zaœ zawaha³.siê nieco, a potem ozwa³ siê jakby z pewn¹ nieœmia³oœci¹:- Gdybyœcie jednak, szlachetny panie, chcieli twierdziæ; ¿e panna Agnieszka z D³ugolasu nie jest najpiêkniejsz¹ i najcnotliwsz¹ dam¹ w œwiecie.Wielki by³by dla mnie honor.zaprzeczyæ i.Tu przerwa³ i pocz¹³ patrzeæ w oczy Powale z szacunkiem, ba! nawet z uwielbieniem, ale bystro i uwa¿nie.Ale ów, czy dlatego ¿e wiedzia³, i¿ zgniót³by go w dwóch palcach jak orzech, czy dlatego ¿e duszê mia³ niezmiernie dobrotliw¹ i weso³¹, rozaœmia³ siê g³oœno i rzek³:- Ba, ja swego czasu œlubowa³em ksiê¿nie burgundzkiej, ale ona wówczas mia³a z dziesiêæ roków wiêcej ode mnie; je¿elibyœcie wiêc, panie, chcieli twierdziæ, ¿e moja ksiê¿na nie jest starsza od waszej panny Agnieszki, to trzeba nam bêdzie zaraz na koñ.Us³yszawszy to de Lorche popatrzy³ przez chwilê w zdumieniu na pana z Taczewa, po czym twarz poczê³a mu drgaæ i wreszcie wybuchn¹³ i on szczerym œmiechem.A Powa³a pochyli³ siê, otoczy³ mu biodra ramieniem, nagle podniós³ go z ziemi i pocz¹³ ko³ysaæ go z tak¹ ³atwoœci¹, jakby pan de Lorche by³ niemowlêciem.- Pax! Pax! - rzek³ - jak mówi biskup Kropid³o.Udaliœcie mi siê, rycerzu, i prze Bóg, nie bêdziemy siê potykali o ¿adne damy.Za czym uœciskawszy go postawi³ na ziemi, gdy¿ w³aœnie przy wejœciu na dziedziniec huknê³y nagle tr¹by i wszed³ ksi¹¿ê Ziemowit P³ocki z ma³¿onk¹.- Tutejsi ksiêstwo przed królem i przed ksiêciem Januszem przybywaj¹ - rzek³ do Zbyszka Powa³a bo choæ to uczta u starosty, ale zawsze w P³ocku - oni gospodarze.PójdŸ ze mn¹ do pani, boæ j¹ znasz jeszcze z Krakowa, gdzie siê do króla za tob¹ przyczynia³a.I wzi¹wszy go za rêkê powiód³ przez dziedziniec.Za ksiêciem i za ksiê¿n¹ szli dworzanie i dwórki, wszyscy z powodu obecnoœci króla bardzo strojni i œwietni, ¿e a¿ ca³y dziedziniec zajaœnia³ od nich jak od kwiatów.Zbyszko zbli¿aj¹c siê z Powa³¹ przepatrywa³ z dala twarze, czyli nie dojrzy miêdzy nimi znajomych, i nagle a¿ przystan¹³ ze zdumienia.Bo oto tu¿ za ksiê¿n¹ ujrza³ rzeczywiœcie znajom¹ postaæ i znajom¹ twarz, ale tak powa¿n¹, tak piêkn¹ i tak pañsk¹, i¿ pomyœla³, ¿e go chyba oczy myl¹.- Jagienka-li to czyli mo¿e córka ksiêstwa na P³ocku? ' Ale to by³a Jagienka Zychówna ze Zgorzelic, gdy¿ w chwili gdy oczy ich spotka³y siê, uœmiechnê³a siê do niego zarazem przyjaŸnie i litoœciwie, a potem przyblad³a nieco i nakrywszy oczy powiekami sta³a w z³otej przepasce na ciemnych w³osach i w niezmiernym blasku swej piêknoœci, wysoka, smutna i cudna, nie tylko do ksiê¿niczki, ale do prawdziwej królewny podobna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]