[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stały w nich zwykłe posągi Amona-Ra iJowisza oraz oczywiście wszystkich ważniejszych postaci z panteonu, ale byzrobić przyjemność gościom umieszczono też tam Ormuzda, Jahwe, Freję,Quetzalcoatla i kilkunastu innych, których w ogóle nie rozpoznałem.Zdobiły jeświeże ofiary z kwiatów i owoców, dowodząc, że turyści - jeśli nie samiastronomowie - nie pomijali żadnych dróg przywrócenia łączności zOlimpijczykami.Uczeni to oczywiście agnostycy (jak zresztą chyba w większościludzie wykształceni, prawda?), ale nawet agnostyk poświęci kawałek owocu, byudobruchać boga, na wypadek, gdyby się okazało, że agnostyk się mylił. Pod domem senatu przekupnie już ustawiali swe stragany,mimo że pierwsze posiedzenie miało się zacząć dopiero jutro.Kupiłem u nichgarść daktyli i spacerowałem tu i tam, pogryzając daktyle i przyglądając sięmarmurowemu fryzowi na ścianie budynku.Przedstawiał on falujące łany zbóż ipola ziemniaków, jakie od dwóch tysięcy lat czyniły Egipt spichlerzem Cesarstwa.Oczywiście nie było tu nic o Olimpijczykach; Egipcjanie nie interesują sięzanadto Kosmosem.Wolą spoglądać na swą chwalebną ( n a z y w a j ą jąchwalebną) przeszłość; żaden uczony by zresztą nie pomyślał o zorganizowaniu tukonferencji w sprawie Olimpijczyków, gdyby nie to, że nikomu nie chciałoby sięjechać w grudniu do jakiegoś północnego miasta. Wewnątrz wielka sala była pusta, jeśli nie liczyćniewolników ustawiających łoża i spluwaczki dla uczestników.Sale wystawowekipiały hałasem pochodzącym od robotników ustawiających eksponaty, ale osóbpostronnych tam nie wpuszczano, a w kuluarach dla uczestników było ciemno. Szczęśliwie dostrzegłem otwarte pomieszczenie dziennikarzy.To zawsze dobre miejsce na darmową szklaneczkę wina, a poza tym chciałemwiedzieć, gdzie się wszyscy podzieli.Dyżurny niewolnik nie umiał mi tegopowiedzieć.- Gdzieś odbywa się zamknięte posiedzenie organizatorów, tylewiem.a poza tym dziennikarze węszą w poszukiwaniu kogoś, z kim mogliby zrobićwywiad.- A potem, spoglądając mi przez ramię, gdy się wpisywałem, niewolnikdodał: - Och, to ty piszesz romanse naukowe, prawda? Może któryś z dziennikarzyzainteresuje się i tobą. Nie było to nazbyt entuzjastyczne zaproszenie, ale sięzgodziłem.Marcus zawsze nakłania mnie do akcji reklamowej, gdyż jego zdaniempodnosi to sprzedaż książek, więc tu akurat mogłem Marcusowi pójść na rękę. Dziennikarz nie wyglądał jednak na zbyt szczęśliwego.Wpodziemiach Senatu zaimprowizowano kilka pomieszczeń studyjnych i kiedy zjawiłemsię w tym, do którego niewolnik mnie skierował, dziennikarz siedział przedlustrem i pastwił się nad swoją fryzurą.Przed ekranem siedziało kilkutechników, oglądając nadawany właśnie program rozrywkowy.Kiedy sięprzedstawiłem, reporter odwrócił wzrok od swego oblicza w lustrze na tyle tylko,by rzucić w moją stronę spojrzenie pełne wątpliwości. - Nie jesteś prawdziwym astronomem - powiedział do mnie. Wzruszyłem ramionami.Zaprzeczanie na nic by się nie zdało.- Mimo wszystko - mruknął - lepszy rydz niż nic.Dobra.Siadaj tutaj i postarajsię, aby głos twój brzmiał tak, jakbyś wiedział, o czym mówisz.- Następniezaczął wydawać instrukcje technikom. Było to dość dziwne.Zauważyłem już, że technicy nosilizłote emblematy obywateli.Dziennikarz nie miał go, a jednak to on im wydawałpolecenia. Nie podobało mi się to ani trochę.Denerwują mnie wielkiestacje komercjalne, które stawiają niewolników na pozycji wydających rozkazywolnym obywatelom.To niedobra praktyka.Stanowiska nauczycieli, wykładowców,opiekunów to inna sprawa: niewolnicy potrafią wykonywać te obowiązki równiedobrze, jak obywatele, a przy tym znacznie taniej.Ale w tym wypadku mamy doczynienia z problemem moralnym.Niewolnik musi mieć pana; inaczej jak móżna gouważać za niewolnika? A jeśli się pozwala niewolnikowi pełnić rolę pana, nawet wtak mało ważnej sprawie jak nagrywanie programu telewizyjnego, uderza się wfundamenty społeczeństwa. Poza tym są to nieuczciwe praktyki konkurencyjne.Ta pracapotrzebna jest dla wolnych obywateli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]