[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Decyzja jestbardzo trudna, gdy¿ raczej nie mamy w¹tpliwoœci, ¿e Hunter wygra te wybory.- A wiec jeszcze nie zdecydowa³eœ? - zapyta³a Micky.- Ja ju¿ podj¹³em decyzjê - odpar³em.- Zostajê.- Mimo wszystko? Mimo ¿e mnie zgwa³ci³?- Micky - powiedzia³em.- Musi przy nim zostaæ ktoœ, kto zna go takim, jakim by³jeszcze wczoraj.Ktoœ, kto wierzy w prawdziwego Huntera i jego oryginaln¹ teoriê„nowego pocz¹tku”.Jeœli odejdê ja, odejdzie Sam Wieka, Donald Zarowski i JamesEvans, wówczas Hunter po prostu zatrudni nowych ludzi na nasze miejsce.Takich,dla których zabawa w zimn¹ wojnê bêdzie równie atrakcyjna jak kibicowanieAnio³om Piekie³.Micky milcza³a.Pali³a papierosa, zezuj¹c na jego koñcówkê, a¿ wreszcie zdusi³adu¿y niedopa³ek w popielniczce.- Jeœli Hunter nie wygra z nami - mówi³em - wówczas wygra bez nas.Wed³ug mniepozwolenie mu na dzia³anie bez naszej kontroli i wiedzy jest o wiele gorszym zobu z³ych rozwi¹zañ.- A co bêdzie, jeœli Hunter zostanie prezydentem, a ciebie mianuje swoimsekretarzem prasowym? - zapyta³a Micky.- Co bêdzie, je¿eli ka¿e ci wówczasmówiæ rzeczy, które bêd¹ wbrew twojemu sumieniu? Czy podporz¹dkujesz siêHunterowi, jak ¿o³nierze podporz¹dkowywali siê Hitlerowi? Czy bêdziesz wmawia³sobie, ¿e pracujesz tylko dlatego, ¿eby pilnowaæ Huntera i ¿e jedynie wykonujeszjego polecenia?- Micky.Opuœci³a wzrok.- Przepraszam.To by³o niesprawiedliwe z mojej strony.- Problem sumienia bêdziemy rozwa¿aæ, kiedy przyjdzie na to czas.Teraz naszymobowi¹zkiem jest pozostaæ przy Hunterze i mieæ go na oku - powiedzia³em.- Naszym obowi¹zkiem, rzeczywiœcie - westchnê³a Micky.- To imponuj¹ce, jakwiele mo¿na zawrzeæ w tym jednym s³owie.Wielki mahoniowy zegar na œcianie zacz¹³ wybijaæ godzinê dziesi¹t¹.- Lepiej pójdê na górê - powiedzia³em do Micky.- Nie pij za du¿o, dobrze? Jutromasz wywiad z „Redbook”.W tym momencie do œrodka zajrza³a Arlene Wieka, tleniona blondynka o starannieu³o¿onej, trwa³ej fryzurze.- Micky, najdro¿sza - powiedzia³a.- Napijesz siê kawy? A ty, Jack? Kawy dlaciebie?- Nie, dziêkujê - odpar³em.- Mam teraz spotkanie z naszym panem i w³adc¹.ROZDZIA£ XIIKorytarz prowadz¹cy do pokoju Huntera oœwietlony by³ przez dwa kandelabry zelektrycznymi ¿arówkami.Oba dawa³y nieprzyjemne pomarañczowe œwiat³o.Ju¿ uszczytu schodów mog³em dojrzeæ dwa ko³a z br¹zu œwiec¹ce na drzwiach Huntera idwie ohydne paszcze, które ich strzeg³y.Zbli¿aj¹c siê do drzwi, czu³em siê, jakbym podchodzi³ do zakazanego miejsca.Powietrze na korytarzu nie porusza³o siê, przywodz¹c mi na myœl tuneleprowadz¹ce do podziemnych komnat i sanktuariów.Pod pach¹ zaciska³em teczkê znotatkami, ale fakt, ¿e reprezentuj¹ one realny œwiat, wcale nie dodawa³ miotuchy.Razem z Donaldem spêdzi³em tego popo³udnia ponad dwie godziny, próbuj¹cprzekszta³ciæ zimnowojenn¹ filozofie Huntera w coœ, co opinia publiczna mog³abyzaakceptowaæ, jednak zachowanie Huntera do tej pory wskazywa³o, ¿e nasz trud by³zbêdny.Rz¹dzi³ teraz tylko jeden cz³owiek i by³ nim Hunter Peal.Dotar³em do drzwi.Szyba z matowego szk³a nad nimi wskazywa³a, ¿e w pokoju jestciemno.Nabra³em g³êboko powietrza w p³uca i ciê¿ko westchn¹³em.Zwierzêce twarze zobrêczami w paszczach obserwowa³y mnie z uwag¹.Dotkn¹³em jednej z nich -prawdopodobnie, ¿eby siê przekonaæ, ¿e jest to tylko rzeŸbione drewno.Nieugryz³a mnie.Jednak drewno zdawa³o siê nienaturalnie delikatne i œliskie podmoimi palcami.Tak jakby niezliczona ju¿ liczba przera¿onych ludzi dotyka³a tegomiejsca przede mn¹.- Hunter! - zawo³a³em.- Jesteœ tam? Wówczas us³ysza³em czyjeœ g³osy.G³osHuntera i czyjœ jeszcze.G³êboki, ochryp³y, niewyraŸny g³os.- Hunter! - zawo³a³em jeszcze raz.Nikt nie odpowiada³, przy³o¿y³em wiêc ucho do drzwi.Us³ysza³em jak Hunter mówi:- Ale przecie¿ tu nie ma wyboru, nie dajesz mi ¿adnego wyboru.Drugi g³os odpar³:- Pragniesz byæ najwiêkszym przywódc¹ swoich czasów, prawda? Nie powinieneœ wiêcmartwiæ siê o wybór.Ci, którym przeznaczenie poda d³oñ, ju¿ dokonali wyboru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]