[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy s³usznie ten œwiêto-kupczy i znieprawiony papie¿ stawia³ narówni ¿ebrz¹cych braci, którzy g³osili ubóstwo, i te bandy golców i obwiesiów? Ja w owychdniach, choæ podró¿owa³em trochê po pó³wyspie italijskim, nie mia³em ju¿ jasnegorozeznania; s³ysza³em o braciach z Altopascio, którzy w swych kazaniach groziliekskomunik¹ i obiecywali odpusty, rozgrzeszali z grabie¿y i bratobójstwa, z zabójstwa ikrzywoprzysiêstwa w zamian za pieni¹dze, dawali do zrozumienia, ¿e w ich szpitalu odprawiasiê codziennie do stu mszy, wiêc zbierali na nie datki, i ¿e ze swoich dóbr daj¹ wiano dladwustu ubogich dziewcz¹t.I s³ysza³em o bracie Pawle Chromym, który ¿y³ na odludziu wlesie ko³o Rieti i che³pi³ siê, i¿ mia³ bezpoœrednio od Ducha Œwiêtego objawienie, ¿e aktcielesny nie jest grzechem: tak wiêc uwodzi³ swoje ofiary, które nazywa³ siostrami, zmuszaj¹cje.by da³y siê ch³ostaæ na go³e cia³o, przyklêkaj¹c w tym czasie piêciokroæ, aby utworzyækszta³t krzy¿a, zanim przedstawi swoje ofiary Bogu i weŸmie od nich to, co nazywa³poca³unkiem pokoju.Lecz czy by³a to prawda? I co ³¹czy³o tych samotników, którzy g³osili osobie, ¿e zostali oœwieceni, z braæmi ubogiego ¿ywota, którzy przebiegali drogi pó³wyspunaprawdê czyni¹c pokutê, znienawidzeni przez duchowieñstwo i biskupów, których wystêpkii z³odziejstwa piêtnowali.W opowieœci Salwatora, przemieszanej z tym wszystkim, czego dowiedzia³em siêuprzednio sam, te rozró¿nienia nie wydostawa³y siê na œwiat³o dnia: wydawa³o siê, ¿ewszystko równe jest wszystkiemu.Raz stawali mi przed oczyma owi u³omni ¿ebracy zTouraine, o których legenda opowiada, ¿e zbli¿ywszy siê do cudownych szcz¹tków œwiêtegoMarcina, rzucili siê do ucieczki, lêkali siê bowiem, by œwiêty nie uzdrowi³ ich, odbieraj¹c wten sposób Ÿród³o dochodów, lecz nielitoœciwy œwiêty okaza³ im ³askê, nim dotarli dorogatek, karz¹c ich za nie-godziwoœæ przez przywrócenie sprawnoœci cz³onków.Czasemznowu¿ zwierzêca twarz mnicha rozœwietla³a siê 221s³odkim blaskiem, kiedy opowiada³, jak to, ¿yj¹c poœród tych band, s³ucha³ s³Ã³wfranciszkañskich kaznodziejów, tak samo jak on wêdruj¹cych po bezdro¿ach, i poj¹³, ¿e nabiedne i w³Ã³czêgowskie ¿ycie, jakie wiedzie, nie trzeba patrzeæ jak na ponur¹ koniecznoœæ, alejak na radosny gest oddania siebie, i sta³ siê uczestnikiem sekt i grup pokutnych, którychnazwy przekrêca³, zaœ doktrynê przedstawia³ w sposób ma³o pasuj¹cy do rzeczywistoœci.Wywnioskowa³em, ¿e spotyka³ patarenów i waldensów, i byæ mo¿e katarów, arnoldystów ipokornych i ¿e wêdruj¹c przez œwiat, przechodzi³ z grupy do grupy, przyjmuj¹c za swojepos³annictwo los w³Ã³czêgi i czyni¹c dla Pana to, co poprzednio czyni³ dla swojego brzucha.Ale jak i do kiedy? O ile zrozumia³em, jakieœ trzydzieœci lat wczeœniej przyst¹pi³ dojednego z klasztorów minoryckich w Toskanii i tam¿e przyj¹³ sukniê œwiêtego Franciszka, nieotrzymawszy jednak œwiêceñ.Tam te¿ zapewne nauczy³ siê tej szczypty ³aciny, któr¹ mówi³,mieszaj¹c j¹ z narzeczami wszystkich miejsc, gdzie przebywa³, on, nêdzarz bez ojczyzny, iwszystkich napotkanych towarzyszy w³Ã³czêgi, od najemnych ¿o³nierzy z mojej ziemi podalmatyñskich bogomi³Ã³w.Tam poœwiêci³ siê ¿yciu pokutnemu, mówi³ (penilenziagite —cytowa³ z natchnionym spojrzeniem, i znowu us³ysza³em wyra¿enie, co tak zaciekawi³oWilhelma), ale jak siê zdaje, tak¿e minoryci, u których boku przebywa³, mieli w g³owachzamêt, gdy¿ w gniewie przeciwko kanonikowi s¹siedniego koœcio³a, oskar¿anemu o grabie¿ iinne ³otrostwa, napadli pewnego dnia na dom grzesznika, którego zrzucili ze schodów, tak ¿eów od tego umar³, a potem spustoszyli koœció³.Biskup wezwa³ zbrojnych, bracia rozpierzchlisiê i Salwator b³¹ka³ siê d³ugo po pó³nocnej Italii z band¹ braciaszków, to jest minorytówkwestuj¹cych ju¿ bez ¿adnego prawa ni dyscypliny.Ruszy³ wiêc w okolice Tuluzy, gdzie przydarzy³a mu siê dziwna historia, kiedyus³ysza³ opowieœci o wielkim przedsiêwziêciu krzy¿owców.Ci¿ba pasterzy i maluczkichruszy³a pewnego dnia wielkim zastêpem, by przebyæ morze i walczyæ przeciwkonieprzyjacio³om wiary.Nazywano ich pastuszkami.W rzeczywistoœci chcieli uciec ze swojejprzeklêtej ziemi.Mieli dwóch 222przywódców, którzy wpajali im fa³szywe nauki, kap³an pozbawiony swojego koœcio³a,gdy¿ Ÿle siê prowadzi³, i mnich apostata z zakonu Œwiêtego Benedykta.Ci dwaj do tegostopnia zawrócili w g³owach prostaczkom, ¿e owi biedacy poszli za nimi niby stado wielk¹ci¿b¹, nawet siedemnastoletnie pacholêta wbrew woli rodziców, bior¹c ze sob¹ jedynie sakwêi kij, bez pieniêdzy, porzucaj¹c swoje pola.Nie rz¹dzili siê ju¿ ani rozumem, ani spra-wiedliwoœci¹, jeno sil¹ i w³asn¹ wol¹.Upoi³o ich poczucie, ¿e s¹ razem, wreszcie wolni,upoi³a ich niejasna nadzieja ziemi obiecanej.Przebiegali wsie i miasta zabieraj¹c wszystko, ajeœli jeden z nich by³ zatrzymany, oblegali wiêzienie i uwalniali go.Kiedy weszli do twierdzyPary¿a, by zabraæ kilku swoich towarzyszy, których panowie kazali zamkn¹æ, prewotpróbowa³ stawiæ opór, wiêc obalili go, rzucili ze schodów twierdzy i wy³amali drzwi lochu.Potem uszykowali siê do bitwy na ³¹ce Saint--Germain.Nikt jednak nie œmia³ stan¹ænaprzeciwko i wyszli z Pary¿a kieruj¹c siê ku Akwitanii.Zabijali wszystkich ¯ydów, którychspotykali tu i ówdzie, i pozbawiali ich dóbr.„Dlaczego ¯ydów?" - zapyta³em Salwatora.Odpowiedzia³: „A dlaczego by nie?" Iwyjaœni³, ¿e przez ca³e ¿ycie uczyli siê od kaznodziejów, i¿ ¯ydzi s¹ wrogami chrzeœcijañstwai gromadz¹ dobra, których im, biedakom, odmawia siê.Zapyta³em go, czy nie by³o prawd¹,¿e dobra gromadzili te¿ panowie i biskupi, œci¹gaj¹c dziesiêcinê, a wiêc pastuszkowie niezwalczali swoich prawdziwych nieprzyjació³.Odpar³, ¿e jeœli prawdziwi nieprzyjaciele s¹ zbytpotê¿ni, trzeba poszukaæ sobie jakich s³abszych.Pomyœla³em wtedy, ¿e s³usznie nazywaj¹ ichprostaczkami.Tylko mo¿ni wiedz¹ zawsze, kto jest ich prawdziwym wrogiem.Panowie niechcieli, by pastuszkowie wystawili na szwank ich dobra, i mieli wielkie szczêœcie, gdy¿przywódcy pastuszków szerzyli myœl, ¿e znaczne bogactwa s¹ u ¯ydów.Zapyta³em, kto wbi³ t³umom do g³Ã³w, ¿e nale¿y wzi¹æ siê za ¯ydów.Salwator niepamiêta³.Zdaje mi siê, ¿e kiedy takie t³umy id¹ za jak¹œ obietnic¹ i ¿¹daj¹ czegoœ bez zw³oki,nigdy nie wiadomo, kto spoœród ci¿by przemawia.Pomyœla³em, ¿e ich przywódcy byliwykszta³ceni 223w klasztorach i szko³ach biskupich i przemawiali jêzykiem panów, choæby iprzek³adali go na wyra¿enia zrozumia³e dla pastuszków.A pastuszkowie nie wiedzieli, gdzieprzebywa papie¿, ale wiedzieli, gdzie znaleŸæ ¯ydów.Wziêli szturmem wysoki i mocnyzamek króla Francji, dok¹d przera¿eni ¯ydzi pobiegli t³umem, by siê schroniæ.A ¯ydzi wyszlipod mury zamku i bronili siê odwa¿nie i bezlitoœnie, rzucaj¹c belki i kamienie.Alepastuszkowie pod³o¿yli ogieñ pod bramê zamku, drêcz¹c zabarykadowanych ¯ydów dymemi ogniem.¯ydzi zaœ, nie mog¹c siê uratowaæ i wol¹c sami zadaæ sobie œmieræ ni¿ umrzeæ zrêki nieobrzezanych, zawo³ali jednego ze swoich, który zdawa³ siê najodwa¿niejszy, by zabi³ich mieczem.Ten zgodzi³ siê i zabi³ ich prawic piêciuset.Potem wyszed³ z zamku z córkami¯ydów i prosi³ pastuszków, by ochrzcili go.Ale pastuszkowie rzekli: ty dokona³eœ takiej rzeziswoich, a teraz chcesz unikn¹æ œmierci? I rozerwali go na strzêpy, oszczêdzaj¹c dzieci, którekazali ochrzciæ.Potem ruszyli w stronê Carcassone, dokonuj¹c wielu krwawych czynów naswojej drodze.Wtenczas król Francji dowiedzia³ siê, ¿e przekroczyli granicê, i rozkaza³, bystawiaæ im opór w ka¿dym mieœcie, w którym siê pojawi¹, i broniæ nawet ¯ydów, jakby byliludŸmi króla
[ Pobierz całość w formacie PDF ]