[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po s¹siedzku obozowali najbli¿si sprzymierzeñcy tegoplemienia:Siuksowie Oglala, za nimi Siuksowie Sans Arc, a dalej Czarne Stopy.Przedostatnia wioskanale¿a³a do Minneconjou, a ostatnia, wysuniêta najdalej na po³udnie, atakowanaju¿ przezmajora Reno, do Hunkpapa, których wodzem by³ wielki szaman Siuksów, weteranSittingBull, Siedz¹cy Byk.Oprócz tych szeœciu wielkich plemion byli tam równie¿ przedstawiciele SiuksówSantee, Brule i Assiniboin.Ci obozowali razem z najbli¿szymi krewnymi.SiódmyPu³k niemóg³ tego zobaczyæ, bo widok przes³ania³y wzgórza, ale atak majora Reno napo³udniowyskraj wioski Sitting Bulla skoñczy³ siê katastrof¹.Hunkpapa, chwyciwszy zabroñ, wysypalisiê t³umnie z namiotów, dosiedli koni i rzucili do kontrataku.Dochodzi³a druga po po³udniu.Konni wojownicy bez trudu i umiejêtnie oskrzydliliodlewej ludzi Reno i zepchnêli ich miêdzy topole rosn¹ce nad brzegiem rzeki, któr¹ci niedawnosforsowali.Czêœæ kawalerzystów zeskoczy³a tam z koni, inni, trac¹c panowanie nad swoimiwierzchowcami, pospadali z nich.Niektórzy pogubili karabiny, które Hunkpapaskwapliwiewy zbierali.Za parê minut niedobitki zmuszone zostan¹ do wycofania siê na drugibrzeg,gdzie schroni¹ siê na wzgórzu i oblê¿eni, bêd¹ siê broniæ przez ca³e trzydzieœciszeœæ godzin.Craig obserwowa³ z odleg³oœci kilku jardów genera³a Custera lustruj¹cegowidocznyfragment przedpola.W obozach roi³o siê od squaw i dzieci, ale wojowników nieby³o tamwidaæ.Pogromca Indian uzna³ to za mi³¹ niespodziankê.- Zje¿d¿amy, przeprawiamy siê przez rzekê i zajmujemy wioskê - powiedzia³ dodowódców szwadronów, którzy siê wokó³ niego zebrali.Potem przywo³a³ kapitana Cooke’a i podyktowa³ mu wezwanie adresowane nie dokogo innego, tylko do kapitana Benteena, którego dawno temu sam wys³a³ naposzukiwaniewiatru w polu.Wezwanie zapisane naprêdce przez Cooke’a brzmia³o: „Wracaj.Du¿awioska.Pospiesz siê.WeŸ pakunki”.Genera³ mia³ na myœli dodatkow¹ amunicjê.Z rozkazemtympchn¹³ trêbacza Martina, który dziêki temu prze¿y³ i opowiedzia³ potem, jakby³o.W³och dotar³ jakimœ cudem do Benteena, bo ten inteligentny oficer samzrezygnowa³ zbezsensownego uganiania siê po wertepach, wróci³ nad strumieñ i ostateczniedo³¹czy³ doobleganych na wzgórzu ludzi Reno.Ale wtedy nie by³o ju¿ mowy o przebiciu siê dozgubionego Custera.Craig odwróci³ siê w siodle, by popatrzeæ za odje¿d¿aj¹cym Martinem, i zauwa¿y³,¿edwudziestu czterech ludzi ze szwadronu F kapitana Yatesa te¿ zawraca konie isamowolnieod³¹cza siê od pu³ku.Nikt nie próbowa³ ich zatrzymywaæ.Craig zerkn¹³ znowu naCustera.Czy ju¿ nic nie by³o w stanie siê przebiæ do tego zakutego ³ba?Genera³ stan¹³ w strzemionach, zerwa³ z g³owy kremowy kapelusz i zawo³a³ doswoich ¿o³nierzy:- Hurrra, ch³opcy, mamy ich!By³y to ostatnie s³owa, jakie s³ysza³ z jego ust oddalaj¹cy siê W³och.Powtórzy³jepotem przed komisj¹ wojskow¹.Craig zauwa¿y³, ¿e jak wielu jasnych blondynów,trzydziestoszeœcioletni Custer ma ju¿ na czubku g³owy zacz¹tki ³ysiny.Indianienazywaligenera³a „D³ugie W³osy”, ale on na tê letni¹ kampaniê ostrzyg³ siê na krótko.Mo¿e w³aœniedlatego squaw z plemienia Oglala kr¹¿¹ce póŸniej po pobojowisku nie rozpozna³yjego trupa,a wojownicy nie uznali go za wartego oskalpowania.Wykrzyczawszy tê z³ot¹ myœl, Custer spi¹³ konia ostrogami i ruszy³ z kopyta, aza nimpod¹¿y³o pos³usznie dwustu dziesiêciu kawalerzystów, bo tylko tylu mu jeszczezosta³o.Nieco dalej na pó³noc teren trochê ³agodniej opada³ ku brzegowi rzeki i lepiejnadawa³ siê doprzeprowadzenia szar¿y.Pokonawszy pó³ mili, kolumna, szwadron za szwadronem,wykrêci³aw lewo i zaczê³a zje¿d¿aæ w dolinê, by przeprawiæ siê tam przez rzekê i z marszuprzejœæ donatarcia.I wtedy w wiosce Czejenów zawrza³o.Miêdzy namiotami w jednej chwili zaroi³o siê od wojowników.Pomalowani wwojenne barwy, w wiêkszoœci nadzy do pasa, niczym rój szerszeni, zcharakterystycznym dlasiebie, og³uszaj¹cym, œwidruj¹cym w uszach jod³owaniem, dopadli do rzeki i wrozbryzgachwody b³yskawicznie j¹ sforsowali.Piêæ zje¿d¿aj¹cych ze stoku szwadronówzatrzyma³o siê naten widok raptownie.Jad¹cy obok Craiga sier¿ant Lewis œci¹gn¹³ cugle i znowu wymrucza³: „S³odkiJezu”.Znalaz³szy siê na wschodnim brzegu, Czejenowie zeskakiwali z koni i spieszenignali dalejpod górê skokami, przypadaj¹c co kilka kroków do ziemi i znikaj¹c w wysokiejtrawie.Nakawaleriê zaczê³y spadaæ pierwsze strza³y.Koñ ugodzony jedn¹ z nich w bokzakwicza³ zbólu i stan¹³ dêba, zrzucaj¹c jeŸdŸca.- Z koni! Konie do ty³u! - wrzasn¹³ Custer.Pos³uchano go w okamgnieniu.Craig zauwa¿y³, ¿e co roztropniejsi ¿o³nierzewyszarpuj¹ z kabur colty.45, strzelaj¹ swoim wierzchowcom w g³owê i kryj¹ siê zapad³ymizwierzêtami.Wzgórze by³o kompletnie ³yse.Nie uœwiadczy³o siê na nim ani jednego wiêkszegokamienia, nie mówi¹c ju¿ o g³azie, za którym mo¿na by znaleŸæ schronienie.¯o³nierzewyznaczeni przez dowódcê ka¿dego szwadronu do odprowadzenia na ty³y konichwytali zauzdy po kilka i wracali biegiem na szczyt wzgórza.Sier¿ant Lewis te¿ zawróci³ ipoci¹gaj¹cza sob¹ Craiga, pok³usowa³ w œlad za nimi.Wmieszali siê w k³êbowiskosp³oszonychkawaleryjskich wierzchowców, z którymi szamota³a siê grupka ¿o³nierzy.Zwierzêtazaczyna³y ju¿ wietrzyæ zapach Indian.Parska³y zaniepokojone, rzuca³y ³bami,stawa³y dêba,podrywaj¹c w powietrze tych, którzy je trzymali.Lewis i Craig spojrzeli zsiode³ na polebitwy.Po pierwszym zamieszaniu zapanowa³ tam wzglêdny spokój.Ale Indianiebynajmniejnie zrezygnowali; przeprowadzali po prostu manewr oskrzydlaj¹cy.Mówiono póŸniej, ¿e tego dnia Custer zosta³ pokonany przez Siuksów.Nieprawda.Wiêkszoœæ frontalnych ataków przeprowadzili Czejenowie.Ich kuzyni, SiuksowieOglala,odst¹pili im przywilej obrony w³asnej wioski, bo to ona le¿a³a na kierunkunatarcia Custera, iwspierali ich tylko, zachodz¹c nieprzyjaciela z flank, by odci¹æ mu drogêodwrotu.Zeswojego punktu obserwacyjnego Craig widzia³ Oglala przemykaj¹cych wœród trawdaleko zlewa i z prawa.Po niespe³na dwudziestu minutach o odwrocie nie by³o ju¿ comarzyæ.Œwiszcz¹ce pociski i bzykaj¹ce strza³y pada³y coraz bli¿ej.Jeden z opiekunówkoni, charcz¹ci krztusz¹c siê, run¹³ na ziemiê jak œciêty, z gard³em przeszytym strza³¹.Indianie mieli trochê karabinów, a nawet parê starych strzelb ska³kowych, alenie by³otego wiele.Pod wieczór uzupe³ni¹ swój arsena³ o nowiutkie springfieldy i colty.U¿ywalig³Ã³wnie ³uków, co z ich punktu widzenia mia³o swoje dwie dobre strony.Popierwsze ³uk jestbroni¹ cich¹ i nie zdradza pozycji strzelaj¹cego.Wiele granatowych kurtekzginê³o tegopopo³udnia ugodzonych w pierœ strza³¹, która nadlecia³a nie wiadomo sk¹d.Drugazaleta ³ukupolega³a na tym, ¿e wypuszczona w niebo chmura strza³ po osi¹gniêciu apogeumspada³aniemal pionowo œmiercionoœnym deszczem na kawalerzystów.Ostrza³ taki by³szczególnieniebezpieczny dla koni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]