[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeœliby³byœ tak dobry, zachowaj to dla siebie.Powiedzia³emmu, ¿eby przekaza³ szkockiemu królowi, ¿e jeœli zaatakujezamek de Mer, wyst¹pi¹ przeciwko niemu wszystkie angiel-skie i szkockie smoki.A kiedy one siê zjawi¹, z jego dworunie pozostanie nawet kamieñ na kamieniu.Ze zdziwieniem zauwa¿y³, ¿e twarz Herraca poblad³a.- I jesteœ w stanie to zrobiæ? - zapyta³ olbrzymdr¿¹cym g³osem.- Nie - uspokoi³ go Jim.- W tym w³aœnie problem.Ale jeœli obaj w to uwierz¹, jesteœ zupe³nie bezpieczny.Towszystko, co mog³em dla ciebie zrobiæ.- Z pewnoœci¹ nie da³oby siê uczyniæ nic wiê-cej! - zapewni³ go Herrac, tym razem ju¿ weselszymtonem.- ChodŸmy wiêc do reszty.Nikomu nie powtórzêtego, co mi powiedzia³eœ.Nawet w³asnym dzieciom.Udali siê do zgromadzonych na dziedziñcu m³odych deMerów, Dafydda oraz MacGreggora.Kiedy podeszli bli¿ej,Jim ze zdziwieniem zauwa¿y³, ¿e Liseth obejmuje Szkota.Byæ mo¿e Lachlan tak¿e ju¿ ich opuszcza³ i w ten sposób¿egna³a go serdecznie.- S¹dzê, ¿e namówi³em Ewena MacDougalla do opo-wiedzenia królowi, ¿e obrabowano go ze z³ota.Nie pytajciejednak, w jaki sposób.Wa¿ne, ¿e sprawa jest ju¿ za³atwiona.Powie bowiem, ¿e zrobi³a to nieznana mu zgraja ludziz pogranicza, która póŸniej zniszczy³a tak¿e co do jednegoPustych Ludzi.Teraz wiêc nie pomog¹ ju¿ Szkotom.- Och, cudownie! - wykrzyknê³a Liseth.Ponowniemocno objê³a Lachlana.- S³ysza³eœ?-- Oczywiœcie, ¿e tak! - potwierdzi³.- Wiêc wszystkodobrze siê skoñczy³o dla zamku de Mer i dla nas wszystkich.Nie ma powodu, dla którego nie moglibyœmy ruszaæz Liseth do Szkocji ju¿ jutro.- Ale¿ oczywiœcie, ¿e jest - zaprotestowa³a dziewczyna,odsuwaj¹c siê od niego.- Najpierw chcê tu mieæ wspania³ewesele.A to oznacza co najmniej kilka miesiêcy pracy naduszyciem sukni, przygotowaniem wszystkiego i zaprosze-niem goœci.- Wychodzisz za Lachlana? - zapyta³ zaskoczony Jim.- O, tak - przyzna³a Liseth, ponownie obejmuj¹cswego wybranka.-Jak tylko bêdzie to mo¿liwe, mój drogi.Te ostatnie s³owa skierowa³a raczej do MacGreggora ni¿Smoczego Rycerza.- Ale myœla³em.W korytarzu, przed sypialni¹ Briana,s¹dzi³em, ¿e chodzi o niego.- Co ma z tym wspólnego Sir Brian? - zapyta³ LachlangroŸnym tonem, marszcz¹c czo³o.- No có¿.- zacz¹³ Jim, lecz wyrêczy³a go Liseth.- To moja wina, Lachlanie.Mówi³am jak bardzo ciêkocham, lecz nie wypowiedzia³am twojego imienia.A skorochwilê wczeœniej opuœciliœmy œpi¹cego Sir Briana, Sir Jamesmusia³ dojœæ do wniosku, ¿e chodzi mi w³aœnie o niego.Przenios³a spojrzenie na Smoczego Rycerza i mówi³adalej:-- Nigdy w moim ¿yciu nie by³o nikogo poza Lach-lanem, od czasu, gdy by³am dziewczynk¹.Jesteœmy sobieobiecani ju¿ od wielu lat.To dlatego zjawi³ siê teraz nanaszym zamku.i tak bardzo zale¿a³o mu na uchronieniunas przed niebezpieczeñstwem.- Hmm, rozumiem - stwierdzi³ wreszcie Jim.Oblicze Szkota przybra³o nieco ³agodniejszy wyraz,Zwróci³ siê do Liseth:- Czy jesteœ pewna, ¿e to tylko niedomyœlnoœæ zestrony Sir Jamesa?- Oczywiœcie - przyzna³ szybko Smoczy Rycerz.- Te-raz wszystko rozumiem.Jak¿e mog³em byæ tak nierozs¹dny?Teatralnym gestem uderzy³ siê w czo³o, podkreœlaj¹cswój b³¹d.- No có¿, w takim razie.- zacz¹³ Lachlan roz-promieniaj¹c siê ju¿ zupe³nie - wszystko w porz¹dku.Po chwili jednak znów spojrza³ podejrzliwie na dziew-czynê.- Tylko bez tego czekania na zaœlubiny, Liseth.W Szko-cji tak siê nie robi.- Nie obchodzi mnie, jak to wygl¹da w twoim dzikimkraju! - oburzy³a siê wybranka jego serca.- Jesteœmyw Northumbrii, na zamku de Mer, w moim domu i zamie-rzam wyjœæ za ciebie tak jak ja tego chcê, a przygotowania,niestety, musz¹ potrwaæ.Pos³a³a MacGreggorowi s³odkie spojrzenie, które z³ama-³oby opór ka¿dego rycerza.- No có¿, czeka³em tak d³ugo, ¿e wytrzymam jeszczetych kilka miesiêcy.Niemniej.- Niewa¿ne! - przerwa³ mu nagle Carolinus.Lachlan wlepi³ w niego pe³ne zaskoczenia spojrzenie.- Co to ma znaczyæ? - wykrzykn¹³.- Moje weselejest niewa¿ne?- Ciszej! Uspokój siê - przemówi³ Mag i choæ ustaSzkota nadal porusza³y siê, nie wychodzi³ z nich ¿adendŸwiêk.- Chodzi³o mi o to, ¿e starczy ju¿ dyskusji na tentemat.Mam tu znacznie powa¿niejsze sprawy i chcia³em,byœcie byli obecni podczas ich za³atwiania.A teraz w ciszys³uchajcie, kiedy bêdê prowadzi³ rozmowê.-.Mówiæ jeszcze raz? - rozleg³y siê nagle s³owaMacGreggora, stanowi¹ce zapewne koniec zdania wyciszo-nego magicznie przez Carolinusa.- Jak sobie ¿yczysz - stwierdzi³ starzec - ale terazb¹dŸ tak dobry i zamilcz.Jesteœcie tu jako œwiadkowie,a tak¿e eksponaty.- Co znaczy to ostatnie s³owo? - zapyta³ z zaciekawie-niem Herrac.- Niewa¿ne.W tej chwili to zupe³nie bez znacze-nia - rzuci³ poirytowany Mag.- Zajmie nam to ca³ydzieñ, jeœli wci¹¿ bêdziecie mi przerywaæ.Muszê bowiemzamieniæ kilka s³Ã³w z kimœ, kto stara siê ju¿ od d³u¿szegoczasu skontaktowaæ ze mn¹.Wydzia³ Kontroli.Spojrza³ na de Mera.Wokó³ jego g³owy kr¹¿y³a ha³aœliwamucha, lecz gdy tylko oko Carolinusa spoczê³o na niej,odlecia³a pospiesznie, jakby na wyraŸne polecenie.- S³yszeliœcie? - rzuci³ starzec w pustkê.- Wydzia³Kontroli!- Magu! - rozleg³ siê potê¿ny, basowy g³os, do któregoJim zd¹¿y³ siê ju¿ przyzwyczaiæ.- Staraliœmy siê skontak-towaæ z tob¹.- Wiem - rzek³ zniecierpliwiony.- Teraz otrzymacieodpowiedzi na swoje pytania.Poza tym mam jeszcze dowas pewn¹ sprawê.Zgromadzeni nie us³yszeli ¿adnej odpowiedzi, lecz pochwili Mag pokrêci³ g³ow¹.- Nie obchodzi mnie czy siê to wam podoba czynie - stwierdzi³.- I nie zamierzam przed nikim ukrywaæswych s³Ã³w! Zrozumiano?Przed Carolinusem lekko zawirowa³o powietrze, leczwci¹¿ nic nie by³o s³ychaæ.- Lepiej, ¿eby tak by³o - warkn¹³ Mag.- Wypowie-dzia³em siê ju¿ wczeœniej na ten temat.Ale mam wra¿enie,¿e moje s³owa nie dotar³y do was.Jeœli wiêc chcecie,powrócê do tego tematu! Czy wam siê to podoba, czy nie,przemyœlcie to.Rozmawia³em ju¿ z wami o moim uczniuJamesie Eckercie? - Znów chwila ciszy.- I mia³em racjêwe wszystkich piêciu przypadkach - ci¹gn¹³ Mag.- Aleczy wy zwróciliœcie na to uwagê? Nie.Wam w g³owie tylkoprzepisy.Czy uwa¿acie, ¿e tak nale¿y za³atwiaæ sprawy? Jawam mówiê, ¿e nie.WyraŸnie przerwa³ mu nies³yszalny g³os Wydzia³u Kon-troli.- Zapomnijmy teraz jednak o waszym braku odpowie-dzialnoœci.Jestem w stanie dowieœæ, ¿e nie nale¿y po-stêpowaæ w ten sposób.Zastanówcie siê, jak zazwyczajcz³owiek zachowuje siê w podobnej sytuacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]