[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kochaniciê, John.Chcê siê z tob¹ kochaæ.Przysunê³a bli¿ej rozczapierzone palce.Widzia³em, jak elektrycznoœæ pe³za poliniachjej d³oni, wzd³u¿ linii ¿ycia, linii serca i linii rozumu.Nawet pod paznokciamii wokó³nadgarstków wi³y siê iskrz¹ce wy³adowania.Energia ludzkiego ¿ycia mia³a pos³aæmnie dogrobu razem z Jane.Walczy³em ze wszystkich si³, ale ciê¿ar na mojej piersi nawet nie drgn¹³.Wszêdziewokó³ mnie zjawy zaczê³y œpiewaæ i zawodziæ; przeraŸliwa kakofonia przypomina³aob³¹kañcze wrzaski wariatów.Tu¿ obok mojej twarzy spoczywa³a bezcielesna stopanie¿ywejkobiety, z fosforyzuj¹cymi kostkami palców.Trochê dalej sta³ zakapturzonymê¿czyzna bezpo³owy twarzy, wpatruj¹c siê we mnie dziko jednym, pozbawionym powieki okiem.- Nie mo¿esz tego nazywaæ mi³oœci¹! - krzykn¹³em do Jane g³osem piskliwym zestrachu.- Nie po to siê pobraliœmy! Nie dlatego chcieliœmy mieæ dziecko! Bo¿e,jeœli mniekochasz, Jane, wypuœæ mnie!Jane spojrza³a na mnie swoimi nieprzeniknionymi oczami.Elektrycznoœæ pe³za³awokó³ jej ust i op³ywa³a zêby.- Dziecko? - powtórzy³a Jane jak dŸwiêczne echo.- Tak - - potwierdzi³em urywanym g³osem.By³em tak przera¿ony, ¿e sam niewiedzia³em, o czym mówiê.- Dziecko, które nosi³aœ, kiedy umar³aœ.Naszedziecko.Zjawa Jane wydawa³a siê g³êboko rozwa¿aæ moje s³owa.Wokó³ nas cmentarne stworyszepta³y i œpiewa³y, a nad naszymi g³owami nocne ob³oki pêdzi³y po niebie, jakgdybyucieka³y przed tym samym, co mnie teraz czeka³o.- Dziecko.- szepnê³a Jane.Zawaha³a siê przez chwilê i odsunê³a ode mnie, araczejjakby skurczy³a siê i jednoczeœnie cofnê³a.- Dziecko.- wymówi³a.Jej szept rozlega³ siê równie blisko jak przedtem.- -Alenasze dziecko nigdy siê nie urodzi³o.Rozejrza³em siê.Wygl¹da³o na to, ¿e pozosta³e zjawy równie¿ zaczynaj¹ siêcofaæ.Dwie trzecie t³umu rozproszy³o siê i odesz³o.Nagle poczu³em, ¿e ciê¿arprzygniataj¹cy mipiersi znikn¹³.Wsta³em niepewnie i przyg³adzi³em zwichrzone w³osy.Z lêkiem inieopisan¹ulg¹ patrzy³em, jak zjawy odlatuj¹, odp³ywaj¹ i kuœtykaj¹ w dó³ po trawiastymzboczu zpochylonymi g³owami.Wreszcie wszystkie znik³y za bram¹ cmentarza.Zosta³a tylko Jane, przyæmiona i niewyraŸna.Teraz trzyma³a siê z dala i niepróbowa³a ju¿ poraziæ mnie pr¹dem.Wiatr rozwiewa³ jej w³osy, bia³a szatatrzepota³a wokó³jej kostek, ale ledwie j¹ widzia³em w ciemnoœciach.- Straci³am ciê, John.Ju¿ nigdy nie bêdziesz mój.- Dlaczego? - zapyta³em nie na g³os, tylko w myœli.- Do krainy zmar³ych mo¿esz wejœæ tylko jako nastêpca.na wezwanie tego zkrewnych, który umar³ przed tob¹.To jest taka si³a, dziêki której zmarli mog¹przywo³ywaæ¿ywych.Nasz syn umar³ w szpitalu, d³ugo po mojej œmierci, dlatego on i tylko onmo¿e ciêwezwaæ, ¿ebyœ siê do nas przy³¹czy³.Ale on nigdy siê nie narodzi³ i jegodusza przebywawci¹¿ w wy¿szej sferze, w sferze spokoju.On nie mo¿e siê tu ukazaæ, ¿ebyzaprowadziæ ciêdo krainy zmar³ych.Nie wiedzia³em, co jej odpowiedzieæ.Przypomnia³em sobie, jaka by³a dawniej.Przypomnia³em sobie jej radoœæ, kiedy dowiedzia³a siê, ¿e jest w ci¹¿y.Gdybymtylkowiedzia³ tego dnia, kiedy doktor Rosen zadzwoni³ do mnie z wiadomoœci¹, ¿ezostanêojcem.gdybym wtedy wiedzia³, ¿e pewnej nocy mój syn uratuje mi ¿ycie.- Co teraz bêdzie z tob¹? - zapyta³em Jane, tym razem na g³os.Skurczy³a siê jeszcze bardziej.- Teraz bêdê musia³a na zawsze pozostaæ w krainie zmar³ych.teraz nigdy niezaznamspokoju.- Jane, co mogê dla ciebie zrobiæ?! - krzykn¹³em.- Jakmogê ci pomóc?Nast¹pi³o d³ugie milczenie.Zjawa Jane zamigota³a jeszcze s³abiej i zniknê³a.Pozosta³tylko dr¿¹cy cieñ na tle ciemnych wzgórz.;Potem jakiœ g³êboki, be³kotliwy g³os, parodia g³osu Jane, powiedzia³:- Raaatuj staaatek.- Statek? Jaki statek? “Davida Darka”? Powiedz mi! Muszê wiedzieæ, co to znaczy!- Staaatek.- - powtórzy³ g³os niemal niezrozumiale, jeszcze bardziejrozci¹gaj¹csylaby.Czeka³em jakiœ czas na nastêpne g³osy i nastêpne zjawy, ale wygl¹da³o na to, ¿ezostawi³y mnie w spokoju.Zawróci³em w stronê domu.Czu³em siê tak zmêczony iprzybity,jak jeszcze nigdy w ¿yciu.Kiedy dotar³em do szczytu wzgórza, zobaczy³em przed domem zaparkowan¹ karetkêpogotowia z migaj¹cym czer-wono-niebieskim œwiat³em
[ Pobierz całość w formacie PDF ]