[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Boję się - szepnęła. - Nie masz się czego bać - odpowiedział wiedźmin, kładąc dłońna jej ramieniu.- Na całym świecie trudno o bezpieczniejsze miejsce.To jest KaerMorhen, Wiedźmińskie Siedliszcze.Tu był kiedyś piękny zamek.Dawno temu. Nie odpowiedziała, schyliła nisko głowę.Klacz Wiedźmina,nazywana Płotką, prychnęła z cicha, jak gdyby i ona chciała ją uspokoić. Zanurzyli się w ciemną otchłań, w długi, nie kończący sięczarny tunel wśród kolumn i arkad.Płotka stąpała pewnie i ochoczo, nie zważającna nieprzebite ciemności, raźno podzwaniała podkowami po posadzce. Przed nimi, w końcu tunelu, zapłonęła nagle czerwonym światłemprosta pionowa linia.Rosnąc i poszerzając się, stała się drzwiami, zza którychbiła poświata, migotliwy blask łuczyw zatkniętych w żelazne uchwyty na ścianach.W drzwiach stanęła czarna, rozmazująca się w blasku postać. - Kto? - Ciri usłyszała zły, metaliczny głos, brzmiący jakszczeknięcie psa.- Geralt? - Tak, Eskel.To ja. - Wchodź. Wiedźmin zsiadł, zdjął Ciri z siodła, postawił na ziemi, wcisnąłw rączki tobołek, który uchwyciła kurczowo oburącz, żałując, że jest zbyt mały,by mogła schować się za nim cała. - Zaczekaj tu z Eskelem - powiedział.- Odprowadzę Płotkę dostajni. - Chodź do światła, mały - warknął mężczyzna zwany Eskelem.-Nie stój w ciemnościach. Ciri spojrzała w górę, na jego twarz, i z trudem stłumiła krzykprzestrachu.To nie był człowiek.Chociaż stał na dwóch nogach, chociaż pachniałpotem i dymem, chociaż nosił normalne ludzkie odzienie, to nie był człowiek.Żadenczłowiek, pomyślała, nie może mieć takiej twarzy. - No, na co czekasz? - powtórzył Eskel. Nie poruszyła się.Z ciemności słyszała oddalający się stukpodków Płotki.Coś, co było miękkie i piszczało, przebiegło jej po nodze.Podskoczyła. - Nie stój w mroku, smyku, bo ci szczury pogryzą cholewki. Ciri, przytulając tobołek, postąpiła prędko w stronę światła.Szczury z piskiem pryskały jej spod nóg.Eskel schylił się, odebrał jej zawiniątko,zdjął kapturek. - Zaraza - mruknął.- Dziewczynka.Tego jeszcze brakowało. Spojrzała na niego, przestraszona.Eskel uśmiechał się. Zobaczyła, że to jednak człowiek, że ma całkiem normalną ludzkątwarz, tyle że zniekształconą długą, brzydką, półokrągłą blizną, biegnącą odkącika ust przez cały policzek, aż do ucha. - Skoro tu już jesteś, witaj w Kaer Morhen - powiedział.- Jakcię wołają? - Ciri - odpowiedział za nią Geralt, bezszelestnie wyłaniającsię z mroku.Eskel odwrócił się.Nagle, szybko, bez słowa obaj wiedźmini padlisobie w objęcia, mocno, twardo opletli się ramionami.Na jedną krótką chwilę. - Żyjesz, Wilku. - Żyję. - No, dobra - Eskel wyjął łuczywo z uchwytu.- Chodźcie.Zamykani wewnętrzne wrota, bo ciepło ucieka. Poszli korytarzem.Szczury były i tu, przemykały pod ścianami,popiskiwały z otchłani ciemnych bocznych przejść, pierzchały przed chwiejnymkręgiem światła rzucanym przez pochodnię.Ciri dreptała szybko, starając siędotrzymać kroku mężczyznom. - Kto zimuje, Eskel? Oprócz Vesemira? - Lambert i Coen. Zeszli w dół po schodach, stromych i śliskich.W dole widaćbyło odblask światła.Ciri usłyszała głosy, poczuła zapach dymu. Halla była ogromna, zalana światłem z wielkiego paleniskahuczącego płomieniami zasysanymi w czeluść komina.Jej środek zajmował ogromny,ciężki stół.Przy stole tym mogło zasiąść co najmniej dziesięciu ludzi.Siedziałotrzech.Trzech ludzi.Trzech wiedźminów, poprawiła się w myśli Ciri.Widziałatylko sylwetki na tle żaru paleniska. - Witaj, Wilku.Czekaliśmy na ciebie. - Witaj, Vesemir.Witajcie, chłopaki.Dobrze być znowu w domu. - Kogóż to do nas przywiodłeś? Geralt milczał przez chwilę, potem położył rękę na ramieniuCiri, popchnął ją leciutko do przodu.Szła niezgrabnie, niepewnie, kuląc się igarbiąc, pochylając głowę. Boję się, pomyślała.Bardzo się boję.Gdy Geralt mnie odnalazłi zabrał ze sobą, myślałam, że strach już nie wróci, że to już minęło.I oto,zamiast w domu, jestem w tym strasznym, ciemnym, zrujnowanym zamczysku, pełnymszczurów i koszmarnych ech.Stoję znowu przed czerwoną ścianą ognia.Widzęgroźne czarne postacie, widzę wpatrzone we mnie złe, niesamowicie błyszcząceoczy. - Kim jest to dziecko, Wilku? Kim jest ta dziewczynka? - Jest moim.- Geralt zająknął się nagle.Poczuła na ramionachjego mocne, twarde dłonie.I nagle strach zniknął.Przepadł bez śladu.Czerwonyhuczący ogień dawał ciepło.Tylko ciepło.Czarne sylwetki były sylwetkamiprzyjaciół.Opiekunów.Błyszczące oczy wyrażały ciekawość.Troskę.I niepokój. Dłonie Geralta zacisnęły się na jej ramionach. - Ona jest naszym przeznaczeniem.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]