[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.zaiste, niezmiernie ciekawe.W³o¿y³ z powrotem ró¿d¿kê do pude³ka i owin¹³ j¹ br¹zowym papierem, mrucz¹c pod nosem: - Ciekawe.bardzo ciekawe.- Przepraszam - powiedzia³ Harry - co jest takie ciekawe? Pan Ollivander utkwi³ w nim blade spojrzenie.- Widzi pan, panie Potter, pamiêtam ka¿d¹ ró¿d¿kê, któr¹ sprzeda³em.Co do jednej.I tak siê sk³ada, ¿e feniks, którego pióro jest w pañskiej ró¿d¿ce, uroni³ jeszcze jedno pióro.ale tylko jedno.To bardzo ciekawe, bo to drugie znajduje siê w ró¿d¿ce, za pomoc¹ której zrobiono panu tê bliznê.Harry prze³kn¹³ œlinê.- Tak, tak, trzynaœcie i pó³ cala.Cis.To naprawdê ciekawe, jak do tego dosz³o.Bo, widzi pan, ró¿d¿ka sama sobie wybiera czarodzieja.Myœlê, ¿e mo¿emy siê po panu spodziewaæ wielkich rzeczy, panie Potter.Ostatecznie Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiaæ dokonywa³ wielkich rzeczy.strasznych, to prawda, ale wielkich.Harry'emu dreszcz przebieg³ po plecach.Wcale nie by³ pewny, czy polubi³ pana Ollivandera.Zap³aci³ za ró¿d¿kê siedem z³otych galeonów, a pan Ollivander w uk³onach odprowadzi³ ich do drzwi.S³oñce wisia³o ju¿ doœæ nisko na niebie, kiedy Harry i Hagrid wrócili ulic¹ Pok¹tn¹ na ciemne podwórko i przeszli przez mur do Dziurawego Kot³a, teraz ju¿ opustosza³ego.Harry nie odzywa³ siê, kiedy szli ulic¹, nie zauwa¿a³ te¿, ¿e ludzie gapi¹ siê na nich w metrze, bo rzeczywiœcie wygl¹dali doœæ dziwacznie z tymi ró¿nymi pakunkami o niespotykanych kszta³tach i bia³¹ sow¹ œpi¹c¹ sobie w klatce na kolanach ch³opca.Wjechali na górê, na stacjê Paddington, a Harry zorientowa³ siê, gdzie s¹, dopiero wtedy, gdy Hagrid poklepa³ go po ramieniu.- Mamy czas, ¿eby coœ przek¹siæ przed odjazdem twojego poci¹gu.Kupi³ sobie i Harry'emu po hamburgerze i usiedli na plastikowej ³awce, ¿eby je zjeœæ.Harry rozgl¹da³ siê dooko³a.Wszystko by³o jakieœ dziwne.- Dobrze siê czujesz, Harry? - zapyta³ Hagrid.- Jesteœ taki spokojny.Harry nie bardzo wiedzia³, czy potrafi to wyjaœniæ.W³aœnie prze¿y³ najwspanialsze urodziny w swoim ¿yciu, a jednak.¯u³ hamburgera, staraj¹c siê znaleŸæ w³aœciwe s³owa.- Wszyscy uwa¿aj¹ mnie za kogoœ niezwyk³ego - powiedzia³ w koñcu.- Wszyscy w Dziurawym Kotle, profesor Quirrell, pan Ollivander.a przecie¿ ja nie mam pojêcia o magii.Jak mog¹ ode mnie oczekiwaæ jakichœ wielkich czynów? Jestem s³ynny, a nawet nie pamiêtam, z jakiego powodu.Nie wiem, co siê sta³o, kiedy Vol., przepraszam.to znaczy w tê noc, kiedy zginêli moi rodzice.Hagrid nachyli³ siê do niego ponad plastikowym stolikiem.Pod zmierzwion¹ brod¹ i nastroszonymi brwiami czai³ siê mi³y uœmiech.- Nie martw siê, Harry.Szybko siê nauczysz.W Hogwarcie wszyscy zaczynaj¹ od zera, dasz sobie radê.Wystarczy, jak bêdziesz sob¹.Wiem, ¿e jest ciê¿ko.Zosta³eœ sam na œwiecie, a wtedy zawsze jest ciê¿ko, chohbka.Ale w Hogwarcie prze¿yjesz wspania³e chwile.ja te¿ je mia³em.i wci¹¿ miewam, prawdê mówi¹c.Hagrid pomóg³ Harry'emu wejœæ do wagonu, a potem wrêczy³ mu kopertê.- To twój bilet do Hogwartu.Pierwszego wrzeœnia.stacja King'sCross.wszystko jest na bilecie.A jakbyœ mia³ jakieœ problemy z Dursleyami, daj mi znaæ przez sowê, ju¿ ona mnie znajdzie.Do szybkiego zobaczenia, Harry.Poci¹g wyjecha³ ze stacji.Harry chcia³ popatrzyæ na Hagrida, zanim zniknie mu z oczu, wiêc wsta³ i przycisn¹³ nos do szyby, mrugn¹³, a kiedy otworzy³ oczy, Hagrida ju¿ nie by³o.* * *ROZDZIA£ SZÓSTYPeron numer dziewiêæ i trzy czwarteOstatni miesi¹c u Dursleyów by³ doœæ ponury.Dudley tak siê ba³ Harry'ego, ¿e za nic w œwiecie nie chcia³ z nim przebywaæ w jednym pokoju.Ciotka Petunia i wuj Vernon nie zamykali go ju¿ w komórce pod schodami, nie zmuszali do niczego i nie wrzeszczeli na niego od rana do wieczora - prawdê mówi¹c, w ogóle siê do niego nie odzywali.Przera¿eni i wœciekli, traktowali go jak powietrze.Tak wiêc pod wieloma wzglêdami niby by³o lepiej, ale po jakimœ czasie zaczê³o go to trochê mêczyæ.Harry przesiadywa³ wiêc w swoim pokoju w towarzystwie œnie¿nej sowy.Nazwa³ j¹ Hedwig¹; imiê to znalaz³ w Historii magii.Nowe podrêczniki okaza³y siê bardzo interesuj¹ce.Czyta³ je w ³Ã³¿ku do póŸnej nocy, a Hedwiga wlatywa³a i wylatywa³a przez otwarte okno, kiedy jej siê podoba³o.Na szczêœcie ciotka Petunia nie przychodzi³a ju¿, aby odkurzyæ pokój, bo Hedwiga ci¹gle znosi³a martwe myszy.Co wieczór, przed zaœniêciem, Harry odhacza³ kolejny dzieñ na kartce papieru, któr¹ przybi³ do œciany, odliczaj¹c dni do pierwszego wrzeœnia.Ostatniego dnia sierpnia uzna³, ¿e warto porozmawiaæ z ciotk¹ i wujem na temat sposobu dotarcia na dworzec King's Cross, wiêc zszed³ wieczorem do salonu, gdzie wszyscy siedzieli, ogl¹daj¹c jakiœ teleturniej.Harry odchrz¹kn¹³, na co Dudley wrzasn¹³ i uciek³ z pokoju.- Ee.wuju Vernonie.Wuj Vernon te¿ chrz¹kn¹³ na znak, ¿e s³yszy.- Ee.muszê byæ jutro na dworcu King's Cross.jadê do Hogwartu.Wuj Vernon odchrz¹kn¹³ ponownie.- Czy wuj móg³by mnie tam podwieŸæ? Chrz¹kniêcie.Harry uzna³ je za wyra¿enie zgody.- Dziêkujê.Ju¿ mia³ wróciæ do swojego pokoju na piêtrze, kiedy wuj Vernon jednak przemówi³.- To doœæ dziwne, ¿eby do szko³y dla czarodziejów jechaæ poci¹giem.Wszystkie lataj¹ce dywany z³apa³y kichê? Harry milcza³.- A w ogóle, gdzie jest ta ca³a szko³a?- Nie wiem - odpowiedzia³ Harry, po raz pierwszy zdaj¹c sobie z tego sprawê.Wyj¹³ z kieszeni bilet, który da³ mu Hagrid.- Muszê wsi¹œæ do poci¹gu, który odchodzi o jedenastej z peronu numer dziewiêæ i trzy czwarte - przeczyta³.Ciotka i wuj wytrzeszczyli na niego oczy.- Z którego peronu?- Dziewiêæ i trzy czwarte.- Nie opowiadaj bzdur - rzek³ wuj Vernon.- Nie ma takiego peronu.- Tak jest napisane na bilecie.- Oni maj¹ kompletnego bzika - powiedzia³ wuj Vernon.- To banda wariatów.Zobaczysz.Ostrzega³em ciê.No dobrze, podwieziemy ciê na King's Cross.Tak siê sk³ada, ¿e wybieramy siê jutro do Londynu, bo inaczej nie zaprz¹ta³bym sobie g³owy takimi wariactwami.- Po co siê wybieracie do Londynu? - zapyta³ Harry, staraj¹c siê byæ uprzejmy.- Zawozimy Dudleya do szpitala - warkn¹³ wuj Vernon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]