[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Groves mia³ te¿ racjê w tym, ¿e ani Mallory, ani Miller nie spróbuj¹ nawet dobyæ lugerów.Przez kilka pierwszych sekund Mallory by³ przekonany tak jak Groves, ¿e ka¿dy najmniejszy ruch œci¹gnie na nich uwagê, lecz niemal od razu - i na d³ugo przed tym, nim przysz³o to na myœl sier¿antowi - uœwiadomi³ sobie, ¿e wartownicy s¹ tak poch³oniêci nas³uchiwaniem, ¿e nie zauwa¿yliby nawet przesuwaj¹cej siê im przed oczami rêki.W tej samej chwili zdoby³ zreszt¹ pewnoœæ, ¿e nie musi w ogóle nic robiæ, bo z wysoka dojrza³ coœ, czego nie móg³ zobaczyæ stoj¹cy pod zapor¹ Groves - ¿e za chwilê tarczê ksiê¿yca przes³oni kolejna ciemna chmura.W ci¹gu sekund czarny cieñ mkn¹cy po wodach zalewu Neretvy zmieni³ ich kolor z ciemnozielonego na g³êboki granat, przesun¹³ siê prêdko po wierzcho³ku zapory, skry³ drabinê i dwóch przylepionych do niej mê¿czyzn, a potem pogr¹¿y³ w mroku w¹wóz.Groves westchn¹³ z bezg³oœn¹ ulg¹ i opuœci³ luger.Maria wsta³a i ruszy³a w dó³ rzeki, w stronê wisz¹cego mostu.Petar powiód³ dooko³a niewidz¹cym wzrokiem tak, jak to robi œlepiec.Natomiast wysoko w górze Mallory z Millerem natychmiast podjêli wspinaczkê.Na koñcu jednego z odcinków zygzakowatej drabiny Mallory zszed³ z niej i zacz¹³ siê wspinaæ po pionowej œcianie.Na szczêœcie nie by³a ona ca³kiem g³adka, ale punktów oparcia i zaczepienia dla r¹k i nóg zapewnia³a niewiele, a ich sk¹poœæ i trudne usytuowanie czyni³o wspinaczkê uci¹¿liw¹ i nie³atw¹ technicznie.W zwyk³ych warunkach, gdyby wolno mu by³o u¿ywaæ zatkniêtych za pas m³otka i haków, uzna³by j¹ za œrednio trudn¹, ale u¿ycie haków by³o wykluczone.Znajdowa³ siê bowiem wprost nad wierzcho³kiem zapory i najwy¿ej dziesiêæ metrów od najbli¿ej stoj¹cego wartownika - najcichszy brzêk m³otka o metal nie uszed³by wiêc uchu najmniej czujnego s³uchacza - a jak spostrzeg³ przed chwil¹, brak czujnoœci w nas³uchiwaniu by³ ostatnim zarzutem, jaki mo¿na by³o postawiæ wartownikom na tamie.Musia³y mu wiêc wystarczyæ jego wrodzone talenty i ogromne doœwiadczenie, jakie zdoby³ w ci¹gu wielu lat wspinaczki po górach, wspina³ siê zatem dalej tak jak wspina³, poc¹c siê obficie w hermetycznym gumowym kombinezonie, podczas gdy znajduj¹cy siê ju¿ kilkanaœcie metrów pod nim Miller wpatrywa³ siê w górê z takim nerwowym niepokojem, ¿e chwilowo zapomnia³, i¿ stoi niebezpiecznie na szczycie ukoœnej drabiny i jest w opresji, która w zwyk³ych warunkach przyprawi³aby go o umiarkowan¹ histeriê.Tak¿e Andrea wpatrywa³ siê w tej chwili w coœ, co znajdowa³o siê w odleg³oœci jakichœ piêtnastu metrów od niego, ale trzeba by³o nie lada rozwiniêtej wyobraŸni, aby dopatrzyæ siê w jego nieforemnej twarzy choæby œladu napiêcia.On równie¿, tak jak przed momentem wartownicy na zaporze, bardziej s³ucha³, ni¿ patrzy³.Ze swojego miejsca widzia³ jedynie ciemn¹, bezkszta³tn¹ mieszaninê mokro po³yskuj¹cych g³azów i p³yn¹c¹ wartko obok nich Neretvê.Nie by³o tam ¿adnych œladów ¿ycia, ale oznacza³o to tylko, i¿ Droszny, Neufeld i ich ¿o³nierze, dostawszy surow¹ nauczkê - Andrea nie móg³ wiedzieæ, ¿e Neufeld zosta³ ranny - posuwali siê cal po calu czo³ganiem.Nigdy nie opuszczaj¹c bezpiecznej os³ony, póki nie wypatrzyli nastêpnej.Up³ynê³a minuta, a wówczas us³ysza³ nieunikniony dŸwiêk - ledwo dos³yszalny trzask, klekot dwóch uderzaj¹cych o siebie kamieni.Oszacowa³, ¿e dobieg³ go z odleg³oœci oko³o dziesiêciu metrów.Skin¹³ g³ow¹, jakby go to ucieszy³o, odbezpieczy³ granat, zaczeka³ dwie sekundy, a potem delikatnie, wysokim ³ukiem rzuci³ go w dó³ rzeki i przypad³ p³asko do ziemi za os³on¹ g³azu.Rozleg³ siê charakterystyczny g³uchy huk eksplozji i na krótko rozb³ys³o bia³e œwiat³o, w którym mignê³y wyrzucone w bok cia³a dwóch ¿o³nierzy.Odg³os wybuchu dotar³ wyraŸnie do uszu Mallory’ego.Nie poruszy³ siê, pozwalaj¹c sobie jedynie na wolny skrêt g³owy tak, ¿e jego wzrok spocz¹³ na wierzcho³ku zapory znajduj¹cej siê ju¿ prawie szeœæ metrów pod nim.Ci sami dwaj patroluj¹cy wartownicy, którzy przedtem tak chciwie nas³uchiwali, znowu przystanêli, spojrzeli w dó³ na w¹wóz rzeki, wymienili niespokojne spojrzenia, wzruszyli niepewnie ramionami i podjêli obchód.Mallory znów zacz¹³ siê wspinaæ.Zwiêkszy³ tempo.Znikome na pocz¹tku wspinaczki punkty oparcia dla palców nóg i r¹k ust¹pi³y po czêœci miejsca niewielkim szczelinom w skale, w które by³ ju¿ w stanie tu i ówdzie wsun¹æ hak, na którym móg³ siê oprzeæ znacznie pewniej, ni¿ bez niego.Kiedy po raz kolejny siê zatrzyma³ i spojrza³ w górê, zobaczy³, ¿e najwy¿ej dwa metry nad nim biegnie pod³u¿na szczelina, której szuka³ i która rzeczywiœcie, tak jak wczeœniej powiedzia³ Millerowi, by³a jedynie szczelin¹.Znów zacz¹³ siê wspinaæ, ale znieruchomia³, nadstawiaj¹c ucha w niebo.Z pocz¹tku ledwie s³yszalny wœród hucz¹cych wód Neretvy i sporadycznych strza³Ã³w z broni rêcznej dobiegaj¹cych z Prze³êczy Zenicy, ale wzbieraj¹cy na sile z ka¿d¹ up³ywaj¹c¹ sekund¹, odezwa³ siê niski, odleg³y grzmot, dŸwiêk ³atwo rozpoznawalny dla wszystkich, którzy go s³yszeli w czasie wojny, dŸwiêk obwieszczaj¹cy przelot eskadr flotylli ciê¿kich bombowców.Mallory ws³ucha³ siê w szybko zbli¿aj¹cy siê ha³as mnóstwa silników samolotowych i uœmiechn¹³ siê do siebie.Wielu ludzi uœmiechnê³o siê do siebie tej nocy s³ysz¹c nadlatuj¹ce z zachodu eskadry lancasterów.Miller, który nadal sta³ na drabinie staraj¹c siê z ca³ych si³ nie spojrzeæ w dó³, zdo³a³ uœmiechn¹æ siê do siebie, podobnie jak Groves u stóp drabiny i Reynolds przy wisz¹cym moœcie.Na prawym brzegu Neretvy Andrea uœmiechn¹³ siê do siebie, uznaj¹c, ¿e szybko zbli¿aj¹cy siê ryk silników idealnie zag³uszy ka¿dy niepo¿¹dany dŸwiêk, i wyj¹³ zza pasa jeszcze jeden granat.Wysoko na p³askowy¿u Ivenici, przed namiotem, w którym gotowano zupê, stoj¹cy na szczypi¹cym mrozie pu³kownik Vis i kapitan Vlanoviæ wymienili radosne uœmiechy i uroczyœcie uœcisnêli sobie d³onie.Za po³udniowymi redutami Kot³a Zenicy Genera³ Vukaloviæ i trzej jego wy¿si oficerowie, pu³kownik Janzy, pu³kownik Laszlo i major Stefan, przynajmniej raz tej nocy odjêli od oczu lornetki, przez które ju¿ tak d³ugo obserwowali most na Neretvie oraz z³owieszcze lasy po drugiej jego stronie i z pe³n¹ niedowierzania ulg¹ uœmiechnêli siê jeden do drugiego.No a - co najdziwniejsze - siedz¹cy ju¿ w swoim wozie sztabowym tu¿ na skraju lasu na po³udnie od mostu genera³ Zimmermann uœmiechn¹³ siê byæ mo¿e najszerzej ze wszystkich.Mallory znów zacz¹³ siê wspinaæ, poruszaj¹c siê teraz jeszcze szybciej, dotar³ do pod³u¿nej szczeliny w skale, podci¹gn¹³ siê w górê ponad ni¹, wcisn¹³ w odpowiedni¹ szczelinê hak i wyj¹³ zza pasa m³otek, gotów czekaæ.W dalszym ci¹gu znajdowa³ siê zaledwie nieco ponad dwanaœcie metrów nad zapor¹, a hak, który pragn¹³ wbiæ w ska³ê, wymaga³ niejednego uderzenia, ale kilkunastu, w dodatku mocnych - absurdem by³o ³udziæ siê, ¿e nawet poœród zbli¿aj¹cego siê grzmotu silników lancasterów nikt nie us³yszy metalicznych odg³osów wbijania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]