[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzy³ oczy i wyprostowa³ siê bez poœpiechu.- Blokada - powiedzia³a.- Nie zwalniaj.Rzuci³a mu szybkie spojrzenie.Nie wygl¹da³o na to, by oszala³.Zreszt¹, jak zwykle.Raz kozie œmieræ.- pomyœla³a.Jechali z t¹ sam¹ prêdkoœci¹.Blokada by³a coraz bli¿ej.B³yska³y œwiat³a, widaæ ju¿ by³o twarze policjantów, stoj¹cych wokó³ autostrady.Nagle sta³o siê coœ dziwnego.Zrobiono przejazd, a policjanci schowali broñ lub opuœcili lufy ku ziemi.Miri wziê³a g³êboki wdech i zacisnê³a rêce na kierownicy.Kolczatka zniknê³a z jezdni, zanim zd¹¿y³a na ni¹ wjechaæ.Miri ostro¿nie wypuœci³a z p³uc powietrze.Bez poœpiechu minê³a most i pojecha³a dalej.- Twardzielu?- S³ucham? - Uk³ada³ siê wygodniej, bez w¹tpienia do nastêpnej drzemki.- Dlaczego to zrobili?- Prawdopodobnie doszli do wniosku, ¿e nie nale¿y ryzykowaæ.Kto wie, co by siê sta³o, gdyby zatrzymali prywatn¹ limuzynê ambasadora Yxtrangu? To przecie¿ grozi incydentem miêdzyplanetarnym.- Aha.- Milcza³a chwilê, trawi¹c jego s³owa.- Doprawdy nie chcê wnikaæ w twoje ¿ycie, lecz powiedz mi.ukrad³eœ ten samochód spod ich ambasady?- Z tego, co wiem, w tym rejonie placówka Yxtrangu mieœci siê w Omenski.- Œwietnie - ucieszy³a siê Miri.- Mam nadziejê, ¿e to ³adne miejsce, i ¿e zostan¹ w nim na zawsze.- D³ugim œlimakiem zjecha³a w lewo i przed nimi ukaza³y siê œwiat³a kosmodromu.- Przepraszam, ¿e g³upio pytam - powiedzia³a - ale siê nie wyspa³am.Sk¹d gliniarzom przysz³o do g³owy, ¿e jedzie pan ambasador?- Nadajnik im to powiedzia³.- Val Con usiad³ prosto.- Chyba Ÿle odczyta³em kod z instrukcji obs³ugi.Obraz cholernie œnie¿y³, jakby nie kontaktowa³ gdzieœ na z³¹czach.Przyjrza³a mu siê spod oka.- Oczywiœcie, nie mia³eœ z tym nic wspólnego.Popatrzy³ na ni¹ z bezbrze¿nym zdumieniem.- Ja? Niby w jaki sposób?- Niewa¿ne.Wcale nie chcê wiedzieæ.Do przystani by³o ju¿ ca³kiem blisko.Miri, po raz pierwszy od rozmowy z Murphem, poczu³a siê nieco spokojniej.Mo¿e siê uda.- O cholera.- Leniwym ruchem - jakby od niechcenia - skrêci³a w najbli¿sz¹ przecznicê, dojecha³a do koñca i znowu skrêci³a, oddalaj¹c siê od rzêsiœcie oœwietlonej wie¿y kosmodromu.- Widzia³eœ to, co mi siê zdawa³o, ¿e widzia³am? Skin¹³ g³ow¹.- Tak.Sprawdzaj¹ wszystkich wsiadaj¹cych.Coœ mi siê zdaje, ¿e nawet z daleka nie wygl¹damy na Yxtrangów.- Wci¹¿ trzeba czegoœ ¿a³owaæ w tym zafajdanym ¿yciu - westchnê³a.- Co teraz?Nast¹pi³a chwila cisza.To z³y znak, pomyœla³a Miri.- PodjedŸmy bli¿ej do przystani i wysi¹dŸmy, ¿eby siê rozejrzeæ.Mo¿e wmieszamy siê w jak¹œ wiêksz¹ grupê i z ni¹ przejdziemy przez bramkê.Rozeœmia³a siê i skrêci³a w lewo, potem w prawo.Znów byli na drodze do kosmodromu.- Bez planu, za to z jajami! - Zjecha³a do krawê¿nika i wy³¹czy³a silnik.- No to do roboty.ROZDZIA£ CZTERNASTYZ ulicy sytuacja wygl¹da³a jeszcze gorzej ni¿ zza szyb samochodu.Miri by³a w dziewiêædziesiêciu siedmiu procentach przekonana, ¿e w tym wypadku nic im nie pomog¹ si³y i zdolnoœci do grubszej rozróby.Nie przejd¹ przez kontrolê.Nawet nie prosi³a swojego towarzysza, ¿eby jej poda³ oficjalne liczby.On sam te¿ nie zaprz¹ta³ sobie tym g³owy.Sta³ obok, ukryty w cieniu, i w milczeniu przypatrywa³ siê odprawie.Po pewnym czasie niespokojnie przest¹pi³ z nogi na nogê.- ChodŸmy na ma³ego drinka - powiedzia³.W atramentowym mroku Miri nie mog³a zobaczyæ jego twarzy.- Tak chyba bêdzie najrozs¹dniej - przyzna³a.- Nawet na dwa, albo trzy kieliszki.Po powrocie spróbujemy przedrzeæ siê si³¹.Jak nas podziurawi¹, to przynajmniej bêdzie mniej bola³o.- Nic w tobie wiary, Miri - mrukn¹³ Val Cona i odszed³.Dogoni³a go po paru krokach.- Rzeczywiœcie nie - powiedzia³a: - Moi rodzice nie byli religijni.Naprawdê masz ochotê w³Ã³czyæ siê po barach, kiedy policja i Juntavas niemal siedz¹ nam na karku?Skrêci³ w w¹sk¹ alejkê, w której feeria kolorowych œwiate³ i neonów wabi³a obietnic¹ taniego ciep³a i ha³asu.- A dlaczego nie? - spyta³ Val Con.Czyli: masz lepszy pomys³? - przet³umaczy³a sobie Miri.Nie mia³a, wiêc posz³a za nim.W trzecim barze by³o najg³oœniej i najt³oczniej.Zbity t³um mê¿czyzn i kobiet w skórach i w drelichach niemal wylewa³ siê na ulicê.Znakomita kryjówka, pomyœla³a Miri, pod warunkiem, ¿e da siê tu wcisn¹æ jeszcze ze dwa cia³a.Wprawdzie niedu¿e, ale jednak.Val Con zatrzyma³ siê przed drzwiami, ¿eby oceniæ sytuacjê.Miri stanê³a obok niego, tak¿e patrz¹c na goœci.Nagle z g³oœnym œwistem wci¹gnê³a powietrze.Val Con szybko spojrza³ na ni¹, przekonany, ¿e czekaj¹ ich nowe k³opoty.Ale Miri uœmiecha³a siê od ucha do ucha.Pochyli³a g³owê, zmru¿y³a oczy i wbi³a wzrok w zadymion¹ salê.Po chwili odwróci³a siê do Liadena.- Wiesz co, Twardzielu? Jesteœ genialny.ChodŸ - powiedzia³a weso³o i ruszy³a naprzód.Z³apa³ j¹ za rêkê i przytrzyma³.- Tam siedz¹ moi kumple, Gyrfalkowie.Mój dawny oddzia³ - papla³a z wyraŸnym podnieceniem.- No chodŸ, Twardzielu.Poszed³ za ni¹, boj¹c siê, ¿e j¹ zgubi w g¹szczu spoconych cia³ i wszechobecnym dymie.Miri sz³a energicznym i zdecydowanym krokiem, jakby naprawdê wiedzia³a, dok¹d zmierza.Wreszcie dotarli na œrodek sali.Tu œcisk by³ jakby mniejszy, a ca³¹ przestrzeñ wype³nia³a w³aœciwie jedna postaæ.Val Con jeszcze nigdy w ¿yciu nie widzia³ tak wielkiego Terrañczyka.Wysoki prawie na dwa metry, o barach szerokich niczym skorupa Szlifierza i wysoko sklepionej piersi, œwiadcz¹cej o tym, ¿e na jego rodzimej planecie wystêpowa³y niedobory tlenu.Nie mia³ na sobie ani grama t³uszczu.D³ugie jasne w³osy zwi¹za³ na plecach czarn¹ wst¹¿k¹.Trefiona broda zalatywa³a woni¹ perfum.Pi³ jakiœ brunatny p³yn z litrowego dzbanka, zarzuciwszy rêkê na ramiona szczup³ej, œniadej dziewczyny, przy której ka¿dy - oprócz niego - wygl¹da³by jak karze³.Miri podesz³a prosto do jasnow³osego boga.Stanê³a, pochyli³a g³owê i wziê³a siê pod boki.Heros wys¹czy³ dzban do koñca i z trzaskiem odstawi³ go na szynkwas.Jego lazurowe oczy spoczê³y na stoj¹cej przed nim dziewczynie.- Ruda! Na najwiêkszy, najwspanialszy i najzimniejszy brylant Magnetów! Na najg³êbszy zak¹tek Pi¹tej Stymaty! Na.Zabrak³o mu s³Ã³w, wiêc tylko wyci¹gn¹³ olbrzymie ³apska, chwyci³ Miri w pó³ i podrzuci³, jakby by³a lalk¹.Potem z³apa³ j¹ i uca³owa³ z tak¹ si³¹, ¿e by³by jej urwa³ g³owê, gdyby mu w tym nie przeszkodzi³a.Poci¹gnê³a go za kucyk i otwart¹ d³oni¹ walnê³a po g³owie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]