[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdybym teraz uciek³, wpad³bym w pu³apkê.Byæ mo¿e pies ju¿ by nie powróci³, ale strach towarzyszy³by mi a¿ do Santiago de Compostela.I nawet potem ca³ymi nocami œni³bym o psie, obawiaj¹c siê, ¿e zaraz przede mn¹ stanie, i ju¿ po kres moich dni ¿yj¹c w ci¹g³ym lêku.Gdy snu³em te rozmyœlania, pies przesun¹³ siê w moj¹ stronê.Natychmiast skoncentrowa³em siê wy³¹cznie na walce, która mia³a wybuchn¹æ lada moment.Petrus uciek³ i zosta³em sam.Ogarn¹³ mnie strach.I w tej samej chwili pies powoli ruszy³ w moj¹ stronê, cicho powarkuj¹c.Ten g³uchy pomruk brzmia³ o wiele groŸniej ni¿ g³oœne ujadanie, tote¿ strach siê nasili³.Czytaj¹c z mych oczu s³aboœæ, pies rzuci³ siê na mnie.To by³o, jakby g³az run¹³ na m¹ pierœ.Upad³em na ziemiê.Przez g³owê przemknê³a mi niejasna myœl - widzia³em przecie¿ swoj¹ œmieræ, wiedzia³em, ¿e nie tak przyjdzie mi skoñczyæ, ale strach narasta³ i nie potrafi³em nad nim zapanowaæ.Walczy³em tylko w obronie twarzy i gard³a.Silny ból sprawi³, ¿e zwin¹³em siê w k³êbek.Zrozumia³em, ¿e psisko wyszarpa³o mi kawa³ cia³a z ³ydki.Oderwa³em rêce od twarzy, ¿eby dotkn¹æ rany.Pies wykorzysta³ tê chwilê i ju¿ szykowa³ siê do ataku na moj¹ g³owê.I w³aœnie wtedy natrafi³em palcami na kamieñ.Chwyci³em go i uderzy³em bestiê z ca³¹ si³¹ rozpaczy.Pies nieco siê odsun¹³, raczej zaskoczony ni¿ ranny, a mnie uda³o siê w tym czasie poderwaæ z ziemi.Cofn¹³ siê jeszcze trochê, mnie zaœ ten zakrwawiony kamieñ w rêce doda³ odwagi.Nadmiar szacunku wobec wroga okaza³ siê pu³apk¹.Zwierzê nie mog³o byæ silniejsze ode mnie.Mo¿e bardziej zwinne, ale na pewno nie silniejsze, bo to ja by³em ciê¿szy i wiêkszy od niego.Teraz nie ba³em siê ju¿ tak bardzo, jednak utraci³em kontrolê nad sytuacj¹ i zacz¹³em potwornie krzyczeæ, œciskaj¹c kamieñ.Zwierzê znów siê cofnê³o, a potem, nagle, zatrzyma³o siê.Mia³em wra¿enie, ¿e czyta w moich myœlach.Pe³en desperacji, czu³em siê silny i tê walkê z psem uwa¿a³em za ¿a³osn¹.Niespodziewanie ogarnê³o mnie przeœwiadczenie o w³asnej mocy, a nad opuszczonym miastem powia³ ciep³y wiatr.Odczu³em bezgraniczn¹ niechêæ do ci¹gniêcia tego pojedynku - wystarczy³o przecie¿ cisn¹æ kamieniem w psi ³eb, ¿eby pokonaæ to zwierzê.Chcia³em po³o¿yæ kres sprawie, obejrzeæ skaleczon¹ nogê, zakoñczyæ to absurdalne doœwiadczenie z mieczem i dziwaczn¹ pielgrzymk¹ do Composteli.Lecz okaza³o siê, ¿e to kolejna pu³apka.Pies skoczy³ i znów przewróci³ mnie na ziemiê.Tym razem zrêcznie unikn¹³ uderzenia kamieniem i wbi³ zêby w moj¹ rêkê, zmuszaj¹c mnie do wypuszczenia tej broni.Zacz¹³em ok³adaæ go piêœciami, go³¹ rêk¹, ale nie zdo³a³em wyrz¹dziæ mu wiêkszej krzywdy.Mog³em tylko unikaæ kolejnych ugryzieñ.Jego ostre pazury rwa³y na strzêpy ubranie, kaleczy³y ramiona, ja zaœ zrozumia³em, ¿e to tylko kwestia czasu i ¿e psisko zdobêdzie nade mn¹ przewagê.Nagle rozbrzmia³ we mnie g³os, który mówi³, ¿e jeœli pies weŸmie górê, walka siê zakoñczy i bêdê ocalony.Pokonany, ale ¿ywy.Doskwiera³ mi ból nogi, pali³a pokaleczona i podrapana skóra.G³os namawia³, ¿ebym zaprzesta³ walki, a ja pozna³em ten g³os: mówi³ do mnie Astrain, mój Pos³aniec.Pies zamar³ na moment, jakby tak¿e us³ysza³ jego g³os, a mnie znów ogarnê³a chêæ, by wszystko rzuciæ.Astrain przekonywa³, ¿e wielu ludzi nie odnajduje w tym ¿yciu swego miecza.Jakie znaczenie móg³ mieæ ten miecz? W g³êbi ducha pragn¹³em wróciæ do domu, znaleŸæ siê blisko ¿ony, mieæ dzieci i wykonywaæ pracê, któr¹ lubiê.Doœæ tych bzdur, doœæ pojedynków z psami i wspinaczek po wodospadach! Powtarza³em sobie to ju¿ po raz drugi, ale teraz pragnienie by³o znacznie silniejsze i wiedzia³em, ¿e poddam siê niemal natychmiast.Ha³as dobiegaj¹cy z ulicy odwróci³ uwagê psa.To pasterz prowadzi³ owce z pastwiska.Nagle przypomnia³em sobie, ¿e taka scena ju¿ siê zdarzy³a przy ruinach starego zamku.Kiedy pies zauwa¿y³ owce, puœci³ mnie i potê¿nym susem rzuci³ siê w ich kierunku.By³em ocalony.Pasterz zacz¹³ krzyczeæ i owce rozpierzch³y siê na wszystkie strony.Zanim pies zd¹¿y³ siê oddaliæ, zdoby³em siê na odrobinê odwagi i chc¹c zostawiæ zwierzêtom nieco wiêcej czasu na ucieczkê, chwyci³em go za tyln¹ ³apê.Mia³em absurdaln¹ nadziejê, ¿e pasterz pospieszy mi z pomoc¹, i na moment odzyska³em wiarê w miecz i potêgê RAM.Pies próbowa³ siê oswobodziæ.Przesta³em byæ dla niego wrogiem, by³em tylko natrêtem.To, czego teraz po¿¹da³, znajdowa³o siê tam, tu¿ przed nim - to by³y owce.Ale ja wci¹¿ trzyma³em go za ³apê, czekaj¹c na pasterza, który nie nadchodzi³.Ta sekunda ocali³a moj¹ duszê.Wyros³a we mnie potê¿na si³a, tym razem ju¿ nie iluzja potêgi, która rodzi rezygnacjê i chêæ odwrotu.Astra-in znów szepta³ mi do ucha: powinienem zawsze, mierz¹c siê ze œwiatem, siêgaæ po tak¹ sam¹ broñ, jak¹ on mnie atakuje.Aby zatem zmierzyæ siê z psem, powinienem tak¿e staæ siê psem.To by³o szaleñstwo, o którym Petrus opowiada³ mi rano.Wyszczerzy³em zêby i g³ucho warkn¹³em, ca³¹ nienawiœæ zamykaj¹c w wydobywaj¹cym siê z mych ust dŸwiêku.K¹tem oka dostrzeg³em przera¿on¹ twarz pasterza i owce, które ba³y siê mnie tak samo jak psa.Legion zrozumia³ i wystraszy³ siê nie na ¿arty.Wtedy przypuœci³em szturm.Pierwszy podczas tej potyczki.Zaatakowa³em go zêbami i pazurami, próbowa³em k¹saæ jego gardziel, chwyciæ za kark - zrobiæ to, czego sam siê obawia³em, kiedy to on atakowa³.Ogarnê³a mnie nieodparta wola zwyciêstwa.Nic innego nie mia³o znaczenia.Rzuci³em siê na zwierzê i powali³em je na ziemiê.Pies walczy³, próbowa³ siê uwolniæ, jego pazury wbija³y siê w moj¹ skórê, ale i ja gryz³em i drapa³em.Gdyby mi siê wyrwa³, znów by uciek³, a ja nie chcia³em dopuœciæ, by czyha³ gdzieœ na kolejn¹ okazjê.Musia³em pokonaæ przeœladowcê tu i teraz - i pozbyæ siê go na zawsze.Zwierzê patrzy³o na mnie, zdezorientowane.Teraz ja by³em psem, on, jak siê wydawa³o, sta³ siê cz³owiekiem.Mój dawny strach zaw³adn¹³ nim tak dalece, ¿e choæ pies zdo³a³ mi siê wyrwaæ, to jednak da³ siê zamkn¹æ w opustosza³ej zagrodzie.Za niskim kamiennym murem by³a ju¿ tylko przepaœæ - ¿adnej drogi ucieczki.Pies przeobrazi³ siê w cz³owieka, który teraz ujrzeæ mia³ oblicze swej œmierci.Nagle zrozumia³em, ¿e wydarzy³o siê coœ dziwnego.By³em zbyt silny.Myœli zaczê³y mi siê m¹ciæ, widzia³em twarz Cygana, a wokó³ niej jakieœ niewyraŸne obrazy.Sta³em siê Legionem.W tym tkwi³a tajemnica mojej mocy.Demony opuœci³y to nieszczêsne, wystraszone psisko, które ju¿ za chwilê mog³o zgin¹æ na dnie przepaœci, i teraz ¿y³y we mnie.Poczu³em straszliw¹ chêæ rozerwania na strzêpy bezbronnego stworzenia.„Jesteœ Ksiêciem, a oni to Legion" - szepn¹³ Astrain.Lecz ja nie chcia³em byæ Ksiêciem; gdzieœ w dali rozbrzmiewa³ tak¿e g³os mojego Mistrza, który powtarza³ z naciskiem, ¿e powinienem odnaleŸæ miecz.Nie wolno mi by³o zabiæ tego psa.To, co wyczyta³em z oczu pasterza, potwierdzi³o moje przypuszczenia.Teraz bardziej ba³ siê mnie ni¿ psa.Zakrêci³o mi siê w g³owie, œwiat wokó³ mnie zawirowa³.Nie mog³em zemdleæ, to oznacza³oby triumf Legionu.Musia³em znaleŸæ jakieœ rozwi¹zanie.Nie walczy³em ju¿ ze zwierzêciem, zmaga³em siê z moc¹, która mnie opêta³a.Czu³em, ¿e nogi siê pode mn¹ uginaj¹, przytrzyma³em siê œciany, ale zawali³a siê pod moim ciê¿arem.Upad³em twarz¹ na ziemiê pomiêdzy drewniane belki i kamienie.Ziemia.Legion by³ ziemi¹, owocem ziemi.Owocami - dobrymi i z³ymi - ale owocami ziemi.Ona by³a jego domem, rz¹dzonym albo zarz¹dzanym przez œwiat.Gwa³towny przyp³yw Agape sprawi³, ¿e ze wszystkich si³ wczepi³em siê palcami w ziemiê.Wyda³em przeraŸliwy okrzyk, podobny do tego, który us³ysza³em podczas pierwszego spotkania z psem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]