[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oto, jak s¹dzê, przyczyny ró¿nej intonacji przyodmawianiu modlitwy w imiê Jezusa Chrystusa!A na podstawie tego spostrze¿enia mo¿na, s³uchaj¹c jej,zrozumieæ (Bogu na chwa³ê, sobie ku pouczeniu), kto jakim uczuciem przenikniêtyjest w szczególnoœci i jaki dar ducha otrzyma³.Niektórzy mówili mi na to:Dlaczego wszystkie te oznaki tajemnych duchowych darów nie objawiaj¹ siêjednoczeœnie, razem? Wtedy przecie¿ nie jedno tylko, ale wszystkie s³owamodlitwy, przenikniête by³yby jednakowo wznios³¹ intonacj¹ modl¹cego siê.Odpowiedzia³em nastêpuj¹co: poniewa¿ ³aska Bo¿a, jak to wynika z PismaŒwiêtego, rozdziela dary w sposób najm¹drzejszy, ró¿nie, ka¿demu stosownie dojego si³, to któ¿ zbada i przeniknie swym ograniczonym umys³em wyroki ³aski?Czy¿ glina nie jest w ca³kowitej w³adzy garncarza i czy¿ nie jest on w mocyuczyniæ z niej to, albo inne naczynie?Piêæ dni spêdzi³em z tym starcem i powoli wraca³ dozdrowia.Czas ten by³ dla mnie tak pouczaj¹cy, ¿e nawet niezauwa¿a³em, jak przemija³, bo w tej izdebce, jakby w cichym zamkniêciu,stanowczo nie zajmowaliœmy siê niczym innym, tylko modliliœmy siê skrycie,wzywaj¹c imienia Jezusa Chrystusa, albo rozmawialiœmy o jednym tylko: owewnêtrznej modlitwie.Pewnego razu zaszed³ do nas jakiœ pielgrzym i bardzo narzeka³na ¯ydów.Wymyœla³ i smuci³ siê, bo szed³ przez ich osiedla i wiele tamwycierpia³ nieprzyjemnoœci i oszustw.Tak by³ rozz³oszczony, ¿e przeklina³ ichi uwa¿a³ za niegodnych ¿ycia na tej ziemi z powodu uporu i niewiary, jak¹mieli, wreszcie powiedzia³, ¿e czuje do nich niepohamowany wstrêt.Mój starzecwys³ucha³ tego, a potem zacz¹³ mu t³umaczyæ:- Daremnie, mój przyjacielu, tak wymyœlasz i przeklinasz¯ydów; oni te¿ s¹ Bo¿ym dzie³em, tak jak my, trzeba im wspó³czuæ, modliæ siê zanich, a nie przeklinaæ.Uwierz, ¿e twoje do nich obrzydzenie wynika st¹d, ¿enie jesteœ umocniony w Bo¿ej mi³oœci i brak ci wewnêtrznej porêki modlitwy,dlatego nie ma w tobie wewnêtrznego pokoju.Przeczytam ci o tym ze œwiêtychojców.Pos³uchaj, co pisze Marek Asceta: dusza, która wewnêtrznie zjednoczy³asiê z Bogiem, z wielkiej radoœci staje siê jak dziecko, ³agodna i prostoduszna,i nie os¹dza ju¿ nikogo: ni Greka, ni poganina, ani ¯yda, ani grzesznika, alena wszystkich spogl¹da bez ró¿nicy jasnym wzrokiem, jednakowo cieszy siê ca³ymœwiatem i pragnie, by wszyscy, i Grecy, i ¯ydzi, i poganie wys³awiali Boga.AMakary Wielki z Egiptu powiada, ¿e ci, którzy dokonuj¹ wewnêtrznejkontemplacji, rozpalaj¹ siê mi³oœci¹ tak wielk¹, ¿e ka¿dego cz³owieka bezró¿nicy, dobrego czy z³ego, ogarnêliby w swym wnêtrzu.Sam wiêc s³yszysz, mi³ybracie, co myœl¹ o tym œwiêci ojcowie, i dlatego radzê ci, byœ odrzuciwszyz³oœæ spojrza³ na wszystko i dostrzeg³, jak podlega opatrznoœciwszechwiedz¹cego Boga, a przy napotkaniu przykroœci, byœ przede wszystkimsiebie obwinia³ za brak cierpliwoœci i pokory.Min¹³ w koñcu ju¿ ponad tydzieñ.Starzec powróci³ ca³kiemdo zdrowia, podziêkowa³em mu z serca za wszystkie jego pouczenia i po¿egna³emsiê z nim.On pojecha³ w swoj¹ stronê, a ja ruszy³em we wskazanym mi kierunku.By³em ju¿ coraz bli¿ej Poczajowa, ale nie uszed³em jeszczestu wiorst, gdy dogoni³ mnie jakiœ ¿o³nierz.Zapyta³em go, dok¹d idzie.Odpowiedzia³ mi, ¿e w swe rodzinne strony w kamieniecko-podolskiej guberni.Przeszliœmy w milczeniu z dziesiêæ wiorst i zauwa¿y³em, ¿e wzdycha ciê¿ko,jakby siê czymœ smuci³, i by³ bardzo posêpny.Zapyta³em go - Czemuœ tak smutny?Przybli¿y³ siê i mówi - Dobry cz³owieku, jeœli ju¿ dostrzeg³eœ mój smutek, toprzysiêgnij mocno i zapewnij, ¿e nikomu nie doniesiesz, a opowiem ci o sobiewszystko, bo œmieræ mnie czeka, a poradziæ siê nie mam kogo.Zapewni³em go po chrzeœcijañsku, ¿e ¿adna to dla mniekorzyœæ na niego donosiæ, a rad bêdê daæ mu z braterskiej mi³oœci pomoc, jak¹bêdê móg³.- Popatrz - powiedzia³ - dali mnie do wojska, by³empañszczyŸnianym ch³opem.Gdy minê³o piêæ lat s³u¿by, poczu³em siê nieznoœnieciê¿ko, czêsto mnie t³ukli za niesolidnoœæ, no i za pijañstwo.Umyœli³em sobie,¿e ucieknê.Teraz ju¿ piêtnasty rok jestem dezerterem.Przez szeœæ lat kry³emsiê, chowa³em, gdzie siê da³o, krad³em po spi¿arniach i sk³adach, uprowadza³emkonie, w³amywa³em siê do sklepików, ob³awia³em siê zawsze sam, a to, coukrad³em, upycha³em ró¿nym kanciarzom; pieni¹dze przepija³em, oddawa³em siêrozpuœcie i pope³ni³em wszystkie grzechy; tyle, ¿e nie zabija³em.Wszystko misz³o dobrze, gdy w koñcu dosta³em siê do wiêzienia za w³Ã³czenie siê bezpaszportu, ale i stamt¹d uciek³em przy najbli¿szej okazji.Potem przypadkowospotka³em ¿o³nierza, który przeszed³ w stan spoczynku i wêdrowa³ do domu wodleg³ej guberni.By³ chory, ledwie móg³ iœæ i poprosi³, bym podprowadzi³ go donajbli¿szej wsi, ¿eby tam ³atwiej mu by³o znaleŸæ kwaterê.Zaprowadzi³em go,dziesiêtnik wpuœci³ nas na nocleg do stodo³y na siano i tam po³o¿yliœmy siê spaæ.Budzê siê wczesnym rankiem, patrzê, a mój ¿o³nierz nie ¿yje, ca³y ju¿zesztywnia³.Szybko go obszuka³em, by znaleŸæ jego papiery, to znaczy dymisjê,i jak tylko j¹ znalaz³em, a i sporo pieniêdzy, to zaraz, póki jeszcze wszyscyspali, uciek³em ze stodo³y, potem miêdzy op³otkami i do lasu.Tak uciek³em.Przejrza³em jego paszport i zauwa¿y³em, ¿e wiek i inne cechy mia³ prawie jakja.Ucieszy³em siê tym i œmia³o powêdrowa³em do odleg³ej guberniastrachañskiej.Zacz¹³em siê tam statkowaæ i najmowaæ do pracy.Takprzy³¹czy³em siê do podesz³ego wiekiem mieszczanina maj¹cego w³asny dom ihandluj¹cego byd³em.By³ to cz³owiek samotny, ¿y³ tylko z owdowia³¹ córk¹.Prze¿y³em z nimi rok i o¿eni³em siê z t¹ jego córk¹, potem starzec zmar³.Niepotrafiliœmy podtrzymaæ handlu, zacz¹³em znowu piæ, ¿ona te¿, i w ci¹gu jednegoroku przepuœciliœmy wszystko, co zosta³o po jej starym ojcu.W koñcu ¿ona mojazachorowa³a i umar³a, a ja sprzeda³em to, co jeszcze zosta³o wraz z domem, ipieni¹dze szybko roztrwoni³em.Nie mia³em ju¿ teraz z czego ¿yæ i co jeœæ.Wróci³em do mego poprzedniego fachu i dalej¿eob³awiaæ siê na kradzie¿ach, i to jeszcze œmielej, bo mia³em paszport.Przezjakiœ rok ¿y³em tak poœród zepsucia.Potem przyszed³ taki czas, ¿e d³ugo nic misiê nie wiod³o.Pewnego dnia uprowadzi³em wiêc star¹, chud¹ klaczkê jakiemuœbiedakowi i sprzeda³em j¹ za pól rubla w rakarni.Wzi¹³em pieni¹dze, poszed³emdo karczmy, wypi³em wina i umyœli³em sobie, ¿e pójdê na jakieœ wiejskie wesele:jak tam ju¿ sobie wszyscy podjedz¹ i popij¹, to ³atwiej bêdzie coœ ukraœæ.Poniewa¿ do zachodu s³oñca by³o jeszcze daleko, poszed³em do lasu czekaæpó³nocy.Po³o¿y³em siê tam i mocno zasn¹³em.Patrzê we œnie: stojê na wielkiej,piêknej ³¹ce.Nagle zaczê³a nadci¹gaæ straszliwa chmura i zaraz piorun strzeli³tak, ¿e ziemia siê pode mn¹ rozst¹pi³a i jakby mnie ktoœ w ni¹ wbi³ po sameramiona, ze wszystkich stron mnie przygniot³o, tylko g³owa i rêce wystawa³y.Potem ta groŸna chmura jakby opad³a na ziemiê i wyszed³ z niej mój starydziadek, który zmar³ przed dwudziestu laty.By³ on cz³owiekiem œwi¹tobliwym i wnaszej wsi przez trzydzieœci lat by³ cerkiewnym starost¹.Rozgniewany i groŸnypodszed³ do mnie, a¿ zatrz¹s³em siê ze strachu.Spojrza³em, a tu doko³a mniekilka kupek rzeczy, które niegdyœ pokrad³em.Przestraszy³em siê jeszczebardziej.Mój dziad, podszed³szy do mnie, wskaza³ pierwsz¹ kupkê rzeczy igroŸnie powiedzia³ - A to co takiego? Bierzcie siê za niego! I nagle ziemia zewszystkich stron mnie tak zaczê³a œciskaæ i dusiæ, ¿e nie mog¹c znieœæ bólu,smutku i niepokoju jêkn¹³em i zakrzycza³em: Ulitujcie siê! Ale mêczarnia trwa³anadal.Dziadek pokaza³ drug¹ kupkê rzeczy i te¿ powiedzia³ - A to co? Duœciego silniej! Poczu³em tak silny ból i smutek, ¿e nie mo¿e siê z nimi równaæ¿adna mêka na tej ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]