[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poniewa¿ skurwysyñstwo pop³aca, pomyœleli, b¹dŸmy raczej kanaliami ni¿ pokornymi ofiarami pêdzonymi na rzeŸ.Potem pod³oœæ ludzkiej natury rozprzestrzeni³a siê b³yskawicznie i dokona³a reszty roboty, i tak sprawy wygl¹daj¹.W³aœnie wam opowiedzia³em, co siê dzieje w Boœni, drogie dzieci.A raczej drogie dziewczynki.Wszystkiego najlepszego.— Gdyby ¿ona odesz³a beze mnie, nie mia³by kto siê ni¹ zaopiekowaæ — powtórzy³ Chorwat.Barlés popatrzy³ na têp¹ i ponur¹ twarz stoj¹cego przed nim cz³owieka.Mia³ go dosyæ, mia³ dosyæ jego ¿ony i jego zagrody.Mia³ dosyæ t³umaczenia, dosyæ s³Ã³w.Tak czy inaczej, Bijelo Polje le¿y zbyt daleko od wszelkich wydzia³Ã³w dziennikarstwa.Tutaj s³owa s¹ zbêdne.— Jeœli Armija tu dotrze — powiedzia³, podejmuj¹c ostatni¹ próbê — te¿ nikt siê ni¹ nie zaopiekuje.Mê¿czyzna odwróci³ g³owê i patrzy³ na swoj¹ ¿onê.Potem, jakby zawstydzony, opuœci³ g³owê i rêk¹ wskaza³ na zagrodê.— To wszystko, co mam.Barlés powoli skin¹³ g³ow¹, ostatni raz rzuci³ okiem na dzieciaki i odszed³ w kierunku nissana.Czasem, pomyœla³, czuj¹c spojrzenia mê¿czyzny i dzieci na plecach, brak rodziny czy kogokolwiek na œwiecie, kto by siê o cz³owieka martwi³, mo¿e byæ szczêœciem.Wtedy mo¿na ocaleæ, zabiæ,umrzeæ, a nawet pêkn¹æ — w spokoju.V.Niektóre kobiety maj¹Warkot silnika samolotu rozbrzmiewa³ w ca³ej dolinie.Barlés wiedzia³, ¿e s¹ na nim insygnia Narodów Zjednoczonych, ale instynktownie spojrza³ na pobliskie drzewa, w poszukiwaniu miejsca, gdzie móg³by siê schroniæ.Trzy lata wczeœniej, w Vukovarze, powoli lec¹cy serbski MIG 21 zaskoczy³ go w identycznej sytuacji jak teraz, kiedy szed³ do samochodu po zapasow¹ bateriê.Tamten samolot pojawi³ siê nagle, gdy Barlés by³ zupe³nie ods³oniêty, w szczerym polu.Ucieczka nie mia³aby sensu, sta³ wiêc bez ruchu zdjêty strachem, patrz¹c do góry i œciskaj¹c niepotrzebn¹ bateriê w d³oni, podczas gdy samolot przechyli³ siê na skrzyd³o, ¿eby zidentyfikowaæ samotn¹, nieruchom¹ sylwetkê i litery TV namalowane na dachu stoj¹cego w pobli¿u samochodu.Barlés zapamiêta³ na zawsze z³owrogi kad³ub w barwach maskuj¹cych, odbicie s³oñca na blachach i postaæ pilota, pochylaj¹cego siê, ¿eby mu siê przyjrzeæ.Potem MIG zrzuci³ bomby gdzieœ dalej, na stare miasto, na inny, wa¿niejszy cel.Kiedy Barlés dotar³ do nissana, dalej myœla³ o Vukovarze, chorwackim Stalingradzie.Jesieni¹ 1991 miasto by³o burzone dom po domu, a w niektórych z nich w³aœnie bywali Márquez i on.Wyje¿d¿ali i wracali przez pola kukurydzy starym fordem transitem nawet wtedy, kiedy wszystko dooko³a by³o jedynie górami gruzu, w których utrzymywali siê, ju¿ bez nadziei, pozostali przy ¿yciu obroñcy.Mieszkali w hotelu Dunav do czasu, a¿ zosta³ zburzony, a ostatniej nocy Gervasio Sánchez wyszed³ ze schronu w poszukiwaniu Barlésa, podczas gdy serbskie bomby spada³y wszêdzie, a kutry patrolowe armii federalnej, których ciemne i z³owrogie cienie przesuwa³y siê z biegiem nurtu, ostrzeliwa³y Dunav od strony rzeki.Nie by³o innego schronu jak ubikacja i tam w³aœnie wesz³o pó³ tuzina chorwackich ¿o³nierzy, Barlés, Márquez, Jadranka, Gerva Sánchez, argentyñski fotograf Manuel Ortiz i Alberto Peláez ze swoj¹ ekip¹ z meksykañskiej Televisy.By³a to noc d³uga, g³oœna i niewygodna, poœród odg³osu wybuchów i smrodu klozetów.— St¹d ju¿ nie wyjdziemy — mówi³ Alberto Peláez do m³odych Chorwatów, zdjêtych panik¹.Alberto by³ urodzonym pesymist¹ i na wszystkich wojnach czu³ siê okropnie.Mimo to wraca³ wielokrotnie, choæ nikt go nie zmusza³ i torturowa³y go okrutnie wyrzuty sumienia, jeœli przepuœci³ coœ wa¿nego.By³ w tym podobny do Julio Fuentesa z „El Mundo”, który fatalnie czu³ siê poœród bomb, ale czu³ siê jeszcze gorzej, kiedy poœród bomb nie by³.Tamtej nocy, gdy chronili siê przed serbskim atakiem w ubikacji hotelu Dunav w Vukovarze, przy p³omieniu œwiecy, dziennikarze wyci¹gnêli butelkê Jacka Danielsa, ¿eby lepiej znieœæ sytuacjê.Od czasu do czasu jakiœ bli¿szy wybuch wstrz¹sa³ œcianami.Chorwaccy ¿o³nierze, skuleni w k¹cie, trzymali siê za g³owy i patrzyli na reporterów, jakby byli stadem wariatów.Zastanawiali siê, co te¿ oni wyprawiaj¹.— Dlaczego tu jesteœ? — jeden z nich spyta³ Manuela.— Nigdy o to nie pytaj — odpowiedzia³ Argentyñczyk.— Ja tu jestem, bo siê rozwiod³em — ktoœ powiedzia³.— Niech ma za swoje.Nikt nie zakwestionowa³ mrocznej logiki tego wyjaœnienia.Márquez spa³ miêdzy nimi jak suse³, obojêtny na bomby spadaj¹ce obok, na smród z zatkanych pisuarów i na rozmowy.— Ja nie chcê umieraæ — powiedzia³ Alberto, pó³ ¿artem, pó³ serio.— Ja te¿ nie.— Ani ja.— Mo¿e byœcie siê wreszcie zamknêli.Ale wcale siê nie zamknêli, bo napiêcie rozstraja nerwy i rozwi¹zuje jêzyk.Butelka kr¹¿y³a wokó³ i meksykañski dŸwiêkowiec razem z Manuelem, trochê wstawieni, zaczêli œpiewaæ rancheras.Barlés poszed³ ze œpiworem po³o¿yæ siê wy¿ej, w hotelowym hallu, obok betonowego filaru, w ciemnoœci sprawiaj¹cego wra¿enie doœæ solidnego, a Gervasio Sánchez, który by³ jego przyjacielem, poszed³ po niego, ¿eby jednak wróci³.Kiedy nie uda³o mu siê go przekonaæ, spêdzi³ resztê nocy, le¿¹c obok, dla towarzystwa.Obu oœwietla³ od czasu do czasu blask bomb wybuchaj¹cych na dworze.— Jeœli mnie zabij¹ dziœ w nocy — powiedzia³ Gervasio — nigdy ci tego nie darujê.Gerva Sánchez by³ jednym z najlepszych ludzi, którzy opisywali tê wojnê.Zacz¹³ jako wolny strzelec na wojnach w Ameryce £aciñskiej, w Salwadorze i w Nikaragui, a teraz pracowa³ dla „Cover” i dla „El País” i wysy³a³ korespondencje do swojego rodzimego dziennika, „El Heraldo de Aragón”.Ci¹gle ryzykowa³, zarabiaj¹c na ¿ycie to po jednej stronie, to po drugiej, a po czasach Vukovaru i Osijeka d³ugie miesi¹ce spêdza³ w Sarajewie.Mo¿na go by³o spotkaæ, jak chodzi pieszo ulicami boœniackiej stolicy, dŸwigaj¹c swoje aparaty fotograficzne, w zniszczonej kurtce reporterskiej koloru khaki, na³o¿onej na kamizelkê kuloodporn¹, kupion¹ z drugiej rêki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]