[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiera odpowiedziała, żeprzygotowania do wyprawy potrwają jeszcze około miesiąca, ale kapitanowieGwiezdnych Pługów wylecą na Plutona wcześniej.Następnie przeprosiła, że niemoże dłużej zostać, bo ma do załatwienia pilne sprawy. - Czy mogę ci towarzyszyć, Wiero? - zapytał Romero. - Tak, oczywiście - odpowiedziała.- Jak zawsze,Pawle. Wolny czas na Ziemi Wiera spędzała z Romerem.Dawniej, kiedy byłem młodszy, bardzo mnie to denerwowało, ale z wiekiempogodziłem się z tym, że Romero zaniedbuje dla niej przyjaciół. .16. Wiera, Romero i ja odlecieliśmy z Ziemi 15 sierpnia roku 563wraz z ostatnią grupą.Zanim wsiedliśmy do międzyplanetarnego ekspresu,odbyliśmy przejażdżkę nad Ziemią.Ziemia była piękna.Zachwycałem się nią iSłońcem, bo wiedziałem, że rozstaję się z nimi na długo.Na trapie Wierapomachała Ziemi ręką, ja zaś puściłem tylko oko do naszej staruszki. W kabinie planetolotu wkrótce zapomniałem o Ziemi.Wmyślach byłem już na Plutonie. Nie ma nic nudniejszegood rejsowych statków międzyplanetarnych, staroświeckich rakiet - rydwanów znapędem fotonowym.Nawet ich kształt - długie, niezgrabne cygaro - nie zmieniłsię od trzech wieków.W dodatku wloką się z prehistoryczną szybkością: droga naKsiężyc zajmuje im pięć minut, do Marsa dobę, a na podróż do Plutona tracą całytydzień.Żaden z tych "ekspresów" nie rozwija prędkości większej niżczterdzieści tysięcy kilometrów na sekundę, a na domiar złego nie na wszystkichstatkach grawitatory dobrze działają, tak że czasami odczuwa się niewielkieprzeciążenia.Jedynie z nieważkością dobrze sobie radzą, ale trudno to uważać zasukces, bo likwidacja nieważkości jest sprawą śmiesznie łatwą.Prosiłem Wierę,aby zamówiła międzyplanetarną torpedę z anihilatorami Taniewa, która osiągaPlutona w ciągu ośmiu godzin, ale odpowiedziała na to, że nie musimy sięspieszyć i wszyscy się z nią zgodzili.Od dzieciństwa drażni mnie swoistadoskonałość Wiery.Najważniejsze w jej słowach jest to, iż są to jej słowa.Tesame myśli, lecz wypowiedziane przeze mnie, nie robią na słuchaczach żadnegowrażenia. - W dawnych czasach sekretarze niekrzyczeli na swoich zwierzchników, Eli - skarciła mnie, kiedym jej powiedział,co myślę o jej decyzji. - Powiesz mi jeszcze, żezwierzchnicy krzyczeli na swych sekretarzy, a ponieważ to będzie twoja myśl,nawet Romero uzna ją za prawdę. Romero istotniepotwierdził.W starożytności szefowie nie patyczkowali się z podwładnymi -powiedział.- A pewien rosyjski car w rozmowie z ministrami nierzadko używałkija.Szczególnie dostawało się jego ulubieńcom, gdyż w owym czasie chłostauchodziła za jedną z form zachęty.Używano wówczas powszechnie wyrażeń:"Przerzucić na odpowiedzialne stanowisko", "Wlepić (lub wrzepić, historycyróżnią się tu w opiniach) naganę", "Uderzeniem miecza pasować na rycerza".Wszystkie te sformułowania były synonimami awansu jednostki. Nie sądzę jednak, aby rycerzy przy wyznaczaniu naodpowiedzialne stanowiska dosłownie gdzieś przerzucano lub rąbano mieczami.Nasiprzodkowie uwielbiali hiperbole językowe.Moim zdaniem w opisanych przez Romerabarbarzyńskich czynnościach kryją się typowe dla owej epoki obyczaje religijne iobrzędy magiczne. - Weźmy chociażby takrozpowszechniony wówczas termin jak "rzucono towar na sklepy" - wykrzyknąłemzapalając się do dyskusji.- Zwykły człowiek uzna za bezsens, aby wyprodukowanez trudem towary beztrosko rzucano, i to w dodatku na dach jakiegośpomieszczenia.Ale życie społeczne owych czasów było pełne sprzeczności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]