[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kto mówi, ¿e nie uda nam siê przekonaæ ich, aby zostawili nas w spokoju?C.R.Benjamin podrapa³ siê po czole.- Jeœli wszystko, co s³ysza³em, jest prawd¹, to raczej nie ma co liczyæ na pozytywny wynik negocjacji z tymi stworami.- Dok³adnie.- Kaldaq zrobi³ kilka kroków.Nie potrafi³ tak d³ugo staæ nieruchomo w jednym miejscu.Ktoœ mniej opanowany dawno ju¿ chodzi³by po pokoju.- Albo popiera siê ten ich Cel, albo jest siê wrogiem.- Ale przecie¿ oni maj¹ w³asn¹ sztukê, poczucie piêkna - odezwa³ siê Will.- Czemu nie mo¿emy podzieliæ siê z nimi tym dziedzictwem, zamiast walczyæ?- Podejrzewam, ¿e ca³a ich sztuka nastawiona jest na opiewanie wspania³oœci Celu, mam racjê? - spyta³ Benjamin.- Jak dla mnie, to zbyt restryktywne podejœcie.Nie lubiê systemu nakazowego, lubiê za to, gdy redaktorzy siê ze mn¹ nie zgadzaj¹, To o¿ywia sprawy.Taki homogenizowany, jednorodny œwiat jakoœ mnie nie kusi.- Ale¿ nie mo¿emy mieæ pewnoœci - zaprotestowa³ Will.- Od iluœ lat nasi goœcie wmawiaj¹ mi, ¿e ludzkoœæ jest czymœ unikalnym, ¿e nie ma w ca³ym kosmosie równie niezwyk³ych istot.Przekonajmy o tym Ampliturów.Myœlê, ¿e mamy szansê na powodzenie.- Mo¿e, mo¿e.Ale nie wiem, czy mo¿emy wymagaæ od ca³ej waszej gromadki - zwróci³ siê do obcych - ¿ebyœcie dla nas walczyli.Przecie¿ wiêkszoœæ z was nawet nie zna Ziemi.O ile dojdzie do jakiejœ walki, rzecz jasna - doda³, widz¹c protesty Willa.- Tak czy inaczej, decyzja nie nale¿y ani do mnie, ani do ciebie, ani do nikogo w tym pokoju.- S³ysza³ pan ju¿ wszystko.Co zamierza pan zrobiæ? - spyta³ T’var.- Dopilnowaæ, aby was wys³uchano.Na tym polega moja praca.- W³¹czy³ stoj¹cy na biurku interkom.Po drugiej stronie zaraz odezwa³ siê jakiœ podniecony g³os.Will s³ysza³ nawet przyt³umiony gwar w tle.- Nic panu nie jest, panie Benjamin?- Bez paniki, Mattie.Panujê nad sytuacj¹.- Kim s¹ ci.?- Pytania póŸniej.Teraz musimy z³o¿yæ numer.Powiedz Elenie, ¿e ma zwolniæ dla mnie ca³¹ pierwsz¹ stronê.- Panie Benjamin, ca³¹ pierwsz¹ stronê?- W³aœnie, tylko winieta zostaje.I jeszcze masê miejsca w œrodku.Chocia¿ nie, wróæ.Zrobimy wydanie specjalne, tak bêdzie ³atwiej.Gdy ju¿ za³atwisz co trzeba, zadzwoñ do Prestwicka z CBS, jestem mu to winien.Potem po³¹cz mnie z sekretarzem prasowym prezydenta i postaraj siê z³apaæ genera³a Maxwella z Pentagonu - uœmiechn¹³ siê do goœci.- Postaram siê, aby zorganizowa³ zebranie szefów Po³¹czonych Sztabów.Zwykle nie wpuszczaj¹ tam goœci, ale myœlê, ¿e tym razem zrobi¹ wyj¹tek.- Pochyli³ siê ponownie do interkomu.- Jak go z³apiesz, to powiedz mu, ¿e C.R.z „Washington Post” ma piln¹ sprawê, a na koniec zadzwoñ jeszcze do mojej ¿ony i przeka¿, ¿e dziœ pracujê do póŸna.- Tak, sir, ale.- Tyle na razie, Mattie.Reszta póŸniej.- Wy³¹czy³ siê, opar³ wygodnie w fotelu i z³o¿y³ rêce na brzuchu.- Mamy kilka minut.Mo¿e ustalmy teraz, co powiecie przedstawicielom w³adz.Pan wie, jak rozmawiaæ z obcymi, panie Dulac, ale ja potrafiê gadaæ z politykami.To inny œwiat, a nie chcemy, ¿eby zrozumieli nas opacznie.- Myœli pan, ¿e nas wys³uchaj¹? - spyta³ Will, nagle zmêczony ca³¹ sytuacj¹.- S¹dzi pan, ¿e uwierz¹ w choæ jedno nasze s³owo?- Oczywiœcie.O ile na pocz¹tek poznaj¹ wyniki badañ, a ja za minutê wezwê kilku biologów.Naogl¹da³ siê pan starych filmów z lat czterdziestych i piêædziesi¹tych.Niech pan zwróci uwagê co bêdzie, gdy powie pan politykom, ¿e identyczne spotkanie odbywa siê w³aœnie na Kremlu.Starszy pan budzi³ zaufanie, ale Will nie wiedzia³, czego naprawdê mo¿e oczekiwaæ.Zdumienie, debata i co? Opór?Reakcja by³a o wiele bardziej z³o¿ona ni¿ Will móg³ przewidzieæ.Ludzkoœæ musia³a przyj¹æ do wiadomoœci nie tylko rewelacje dotycz¹ce pierwszego kontaktu, ale i to, ¿e w Galaktyce s¹ setki inteligentnych ras oraz ¿e od tysiêcy lat toczy siê w niej okrutna wojna.Kilka dni potem, gdy ludzkoœæ dyskutowa³a wci¹¿ w najlepsze, na Ziemiê zaczêli wracaæ setkami weterani z Vasarih i Aurun.Nie byli ani politykami, ani zawodowymi ¿o³nierzami, tylko prostymi ludŸmi, którzy zaraz rozje¿d¿ali siê w rodzinne strony.Ka¿dy (i ka¿da) z nich mia³ swoje piêæ minut przed kamerami.Niezadowolenie okazywali tylko nieliczni, pozostali chwalili sobie przygodê, chocia¿ powody po temu podawali rozmaite.Pewien zbieracz trzciny cukrowej z Trynidadu powiedzia³: „To nie to samo jak wtedy, gdy strzela siê do ludzi.Ci Krygolici s¹ paskudni.I Molitarowie i Akarianie.Aszreganie maj¹ okropnie œmieszne gêby.Ca³e to towarzystwo ma pusto we ³bach.Amplitury ich przerobi³y i was te¿ przerobi¹, jak was dopadn¹.Wyma¿¹ wszystkie myœli, a¿ œwiata nie bêdziecie widzieæ poza tym ich Celem.A w Gromadzie p³acili mi dobrze, to o wiele lepsze ni¿ œcinaæ trzcinê”.Will i jemu podobni mogli tylko patrzeæ bezradnie, jak pocz¹tkowe zamieszanie przeradza siê w gor¹czkê bitewn¹.Nie minê³o wiele czasu, a œwiat zacz¹³ siê mobilizowaæ do odparcia potencjalnego zagro¿enia.Specjaliœci Gromady cierpliwie t³umaczyli, czemu nie da siê zastosowaæ ¿adnego wczesnego ostrzegania i dlaczego nie mo¿na powstrzymaæ wroga zanim wyl¹duje.Równie dobrze mog³o to nast¹piæ na Manhattanie, jak i w sercu Afryki.Nie by³o szansy, aby to przewidzieæ.Jedno by³o pewne: Ziemi nie grozi³o bombardowanie z orbity, które spotyka³o nierzadko mniej rozwiniête cywilizacje.W ci¹gu kilku miesiêcy na wysokie orbity b³êkitnej planety wesz³o kilkadziesi¹t jednostek wojennych Gromady.To oznacza³o, ¿e Ampliturowie bêd¹ musieli wywalczaæ sobie dojœcie do Ziemi tak samo, jakby by³ to œwiat nale¿¹cy do federacji.Na dodatek przyjdzie im borykaæ siê jeszcze z tutejszymi przedziwnymi warunkami geologicznymi.Potrzeby frontów spowodowa³y, ¿e Massudzi mogli jedynie pomagaæ w szkoleniu miejscowych si³, nie przys³ali kontyngentu bojowego.Jednak Hivistahmowie i Yula dopilnowali, aby na Ziemiê trafi³o doœæ broni.Jeden za drugim olbrzymie transportowce materializowa³y siê na orbicie.Po raz pierwszy w wojowniczej historii ludzkoœci wszystkie armie œwiata zjednoczy³y siê przeciwko wspólnemu wrogowi.Massudzcy specjaliœci pracowali wraz z ziemskimi strategami nad planami kontruderzeñ.Tubylcy uczyli siê szybko i organizacja globalnej obrony postêpowa³a wielkimi krokami.Will siedzia³ w rozbudowanym centrum ³¹cznoœci bazy.Patrzy³, jak technicy rejestruj¹ do póŸniejszych badañ kilkadziesi¹t programów telewizyjnych jednoczeœnie.- Ampliturów czeka spora niespodzianka - powiedzia³ Kaldaq, opieraj¹c siê obok o barierkê galeryjki.- Raz, ¿e maj¹ szmat drogi do pokonania, dwa, ¿e prawie jeszcze nie wiedz¹, jak wygl¹da wasz œwiat.- Nie mo¿emy liczyæ tylko na to.- Owszem, ale co innego s³yszeæ, ¿e l¹dy jakiejœ planety dziel¹ siê na kontynenty, co innego ujrzeæ to na w³asne oczy i walczyæ w tych warunkach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]