[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze gotowi nawezwanie naszych przyjaciół, z najnowszymi osiągnięciami wiedzy na podorędziu.przynieść ci coś do jedzenia? - Tak.Coś, co mogę zjeść w drodze.Za minutę będę ubrana.Dwie minuty później byłam już w ubraniu i na korytarzu, gryząc jabłko. - Lepiej idź naprzód i powiedz Banny, żeby puściła holopowiedziałam do Angela. - Zmiana planu - powiedział.- W twoim laboratorium jestteraz inny zespół. Stanęłam jak wryta. - Co? - Musisz otrzymać pozwolenie, żeby ich wyrzucić.Wiem, żechciałaś najpierw to zrobić, a dopiero potem się jakoś wytłumaczyć, ale terazmusisz po prostu odwrócić kolejność. - Ang.To może się nie udać.Przedtem myślałam, że jeśli misię powiedzie.ale tak? Nie zniosłabym jeszcze raz cyklu karnego, gdybymwiedziała, że to na darmo. - Chcesz się wycofać? - Nie. - To co mam robić? Nabrałam tchu. - Dobrze.Powiedz Banny, żeby puściła holo.Na to dostaniepozwolenie od tamtego zespołu, co zajmie tylko minutę.Spotkamy się wlaboratorium.chyba. Na pożegnanie pocałował mnie w czoło; czysty pocałunek,neapolitańsko-jerseyowski, na wypadek, gdyby nie było mnie dłużej, niżplanowałam.Poszłam Korytarzem do biura Marka, myśląc o holo, które zrobiłam.Mówiło mi: Brian, nie wiem, czy naprawdę chcesz ze mną być.Jeśli tak, toprzyjdź natychmiast do muzeum i stań w miejscu, gdzie zostawiłeś mewę. Pożar miał wybuchnąć niebawem.Briana czekała śmierć.Jeżeli to, co zamierzałam zrobić, nie uda się, będzie to oznaczało, że gozabiłam. - Mark ma naradę - rzekł Narses,wieczysty chór grecki.Spojrzał na mnie chytrze.- Sądzę, że z tymi dwomapanami, którzy byli u niego przedtem. Wciąż jeszcze z nimi rozmawiał? O co im, do diabła,chodziło? - Narses, muszę tam natychmiast wejść.To sprawa niecierpiąca zwłoki. - Nie wolno mu przeszkadzać.Cokolwiek to jest, będziemusiało. Wyciągnęłam rękę i zanim zdołał mi przeszkodzić, wystukałamtrzycyfrowy kod otwierający drzwi Marka.Kilkakrotnie widziałam, jak robił toNarses; sam sobie winien - powinien być bardziej dyskretny. - Na litość boską, C.C.- rzekł przerażony Narses, gdydrzwi się rozsunęły. Wkroczyłam do pokoju, w którym zapadła nagle cisza.Ruryśrodowiskowe były zajęte, ale zaczęłam się już do tego przyzwyczajać. - Bardzo przepraszam - powiedziałam pospiesznie - ale tosprawa nie cierpiąca zwłoki.Możemy stracić falę czasową, inaczej bym nieprzeszkadzała. Mark spojrzał na mnie, zastanawiając się, jaką obrać liniępostępowania.Jeżeli jednak kiedykolwiek miał mi wybaczyć naruszenie zasad, totylko dzisiaj, kiedy przyniosłam mu , co chciał. Z drugiej strony nadarzała mu się doskonała okazja, żebydać mi po nosie, zanim wymknę mu się z ręki. - Carol - rzekł Mark z nieoczekiwaną serdecznością.Usiądźz nami, proszę.Musimy podziękować ci za wspaniałe prezent, jaki nam dziśzrobiłaś. Ruchem głowy wskazał postument obok biurka, gdziewdzięcznie rozsiadła się mewa. Chyba jeszcze hardziej nie cierpiałam tego, kiedy był dlamnie miły.Jednak z tym mogę sobie poradzić, pomyślałam; mimu wszystko Narsesjakoś znosił towarzystwo Marka, a wystarczyło tylko spojrzeć na tego ostatniego,aby wiedzieć, że cokolwiek robili razem, musiało to być coś paskudnego. - Bardzo chętnie - powiedziałam.- Czarnoskrzydli są zawszeszczęśliwi mogąc się na coś przydać.W rzeczy samej to dlatego ja tu jestem.Mam pewną propozycję, ale musielibyśmy działać szybko, jeżeli się na tozdecydujemy. Mark spoglądał wyczekująco. - Chcę zwerbować Briana Cornwalla - powiedziałam.- BrianaCornwalla.przypomnij mi, kto to. - Ten tubylec, którego użyliśmy do przeniesienia mewy.D'drendtowie poruszyli się w swoich rurach, jakby zdziwieni.- Ach, tak.Aletamta operacja jest już zakończona, Carol, i to w sposób godny podziwu.Myślę,że przekonasz się o naszej wdzięczności, kiedy ukaże się lista Zasług. - Naprawdę byłabym zobowiązana, gdybyś rozważył możliwośćrekrutacji.To klasyczny przypadek.Przyznaję, że chciałabym go widzieć w moimzespole. Przyglądał mi się ze zdumieniem i miałam nadzieję, że nieposunęłam się za daleko.Oczywiście Mark to sadysta.Gdyby się domyślił, a mógł,że bardzo tego pragnę, to wyraziłby zgodę.Sztuka tylko w tym, aby nie dać mupoznać, że pragnę tego wprost rozpaczliwie.Inaczej odmówiłby tylko po to, żebyzobaczyć, jak zareaguję. Jeden z D'drendtów powiedl!iał: - Te przejścia są kosztowne.Muszą być rejestrowane.To niewydaje się mądrym wykorzystaniem funduszów. Pomyślałam o prywatnych przejściach Marka; zdaje się, żenie był to odpowiedni moment, żeby o nich wspominać. Mark powiedział do D'drendta: - Jednak byłby to całkowicie usprawiedliwiony wydatek.Nawet dobrze by wyglądało, gdyby zapisy wykazywały, że przeprowadzaliśmywerbunek.To nawet mogłoby uprościć sprawę. - Ten kandydat miał umrzeć.Tak nam mówiono.Kiedy się tuznajdzie, może mówić. Mark potrząsnął głową. - Jestem pewien, że Carol potrafi go przypilnować.Maochotę zobaczyć go w swoim zespole, prawda, Carol? - Tak - odparłam z ulgą, ponieważ jeśli Mark skłaniał siędo mojej sugestii, D'drendtowie nie mogli być przeszkodą.- Nie sądzę, żeby byłyz nim jakieś kłopoty. - No dobrze, masz wolną rękę; jednak ponieważ był towyłącznie twój pomysł, nie dam ci nikogo do pomocy.Musisz sama znaleźć sobieludzi.Wydaliśmy już dosyć pieniędzy. Oto typowe "pozwolenie" Marka; gdyby Angelo i Banny nieczekali już na mnie, niczego nie mogłabym zrobić. - Dziękuję - powiedziałam ruszając do drzwi. Czas mnie gonił.Do tej pory Brian powinien już być wmuzeum i czekać; a fala czasu może w każdej chwili zacząć się cofać.- Jeszczechwilę, Carol; chciałbym z tobą pomówić na zewnątrz. Zatrzymałam się, zniecierpliwiona, po drugiej stroniedrzwi.Mark skinął na Narsesa, który umknął jak wystraszony królik.Marknachylił się bliżej i rzekł ściszonym głosem: - Wiesz, C.C
[ Pobierz całość w formacie PDF ]