[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Łopian - powiedziała, pokazując muduży, włochaty, zielonoszary liść oderwany od łodygi.Potem wyciągnęła długi,szeroki, zielony liść o nie budzącym wątpliwości zapachu. - Otóż to! Wiedziałem, że był tu jakiś znajomy smak -powiedział do brata.- Nie wiedziałem, że czosnkowi wyrastają takie liście.-Potem zwrócił się do Jetamio.- Jak się nazywać? - Ransoms - powiedziała.Tholie nie miała w języku Mamutoi dlaniego nazwy, ale potrafiła nazwać kawałek suchego liścia, który następnieJetamio wyciągnęła. - Wodorost morski - rzekła.- Przyniosłam je z sobą.Rosną wmorzu i używa się ich do zagęszczania potraw.- Próbowała to wyjaśnić, ale niebyła pewna, czy ją rozumieją.Ten składnik został dodany do tradycyjnych potraw,z powodu bliskich związków Tholie z nową parą i ponieważ dawał dobry smak igęstość.- Nie zostało ich już wiele.To była część mojego prezentu.- Tholieprzełożyła dziecko przez ramię i poklepała jej po plecach.- Czy złożyłaś jużswój dar dla Błogosławionego Drzewa, Tamio? Jetamio pochyliła głowę, uśmiechając się z zawstydzeniem.Tobyło pytanie, którego nie zadawało się zwykle wprost, ale nie było bardzowścibskie. - Mam nadzieję, że Matka pobłogosławi mój związek dzieckiemrównie zdrowym i szczęśliwym jak twoje, Tholie.Czy Shamio już skończyła jeść? - Ona lubi ssać dla samej przyjemności.Wisiałaby tak całydzień, gdybym jej na to pozwoliła.Masz ochotę ją potrzymać? Muszę się oddalić. Gdy Tholie wróciła, rozmowa się toczyła wokół innego tematu.Jedzenie uprzątnięto, podano więcej wina i ktoś ćwiczył uderzenia naobciągniętym skórą bębnie, wystukując melodię.Gdy Tholie odebrała swe niemowlę,Thonolan i Jetamio wstali i próbowali odejść.Ale zostali otoczeni przez grupkęuśmiechniętych szeroko ludzi. Nieraz para, która miała zawrzeć związek, opuszczała wcześniejucztę, aby spędzić razem ostatnie chwile przed przymusowym rozdzieleniem,trwającym aż do uroczystego połączenia.Ponieważ jednak byli honorowymi gośćmi,to grzeczność wymagała, żeby nie odchodzili, dopóki ktoś z nimi rozmawia.Musieli próbować wyśliznąć się niepostrzeżenie, choć oczywiście wszyscy i tak otym wiedzieli.Przybierało to formę zabawy i oczekiwano od nich odegrania swejroli - uciekania chyłkiem, gdy wszyscy udają, że patrzą na bok, a potemgrzecznie przepraszać, gdy zostaną złapani.Pozwoli im się odejść, kiedy jużwszyscy się z nimi trochę podroczą i pożartują. - Chyba nie spieszno wam odejść? - zapytano Thonolana.- Robisię późno - wykręcał się Thonolan z uśmiechem.- Jeszcze wcześnie.Weź sobiejeszcze jedną porcję, Tamio.- Nie przełknę już ani kęsa. - To może miseczkę wina.Thonolan, nie odmówisz chyba miseczkiwspaniałego wina z jagód? - No cóż.może odrobinę. - Trochę dla ciebie, Tamio? Jetamio przysunęła się bliżej do Thonolana i rzuciła za siebieukradkowe spojrzenie. - Jedynie łyk, ale ktoś musi przynieść nasze miski.Są tam. - Oczywiście.Poczekacie tu, prawda? Jedna z osób poszła po miseczki, podczas gdy pozostaliobserwowali parę.Thonolan i Jetamio uciekli w mrok za ogniskiem.- Thonolan.Jetamio.Myślałem, że napijecie się z nami wina.- Ależ napijemy się.Musimyjedynie się na chwilę oddalić.Wiecie, jak to jest po obfitym posiłku -wyjaśniła Jetamio.Jondalar, stojąc blisko Serenio, miał wielką ochotę, abypodjąć wcześniejszą rozmowę.Z przyjemnością uczestniczyli w tej zabawie.Pochylił się bliżej niej, żeby porozmawiać na osobności, poprosić, aby odeszła,gdy tylko wszyscy zmęczą się tą zabawą i pozwolą odejść młodej parze.Jeżelimiał jej złożyć obietnicę, to musiał to uczynić teraz, nim powstrzyma go znowuwewnętrzny opór. Nastroje były wspaniałe - czarne jagody były szczególniesłodkie ostatniej jesieni i wino było mocniejsze niż zwykle.Ludzie kręcili siędookoła, przekomarzając się ze śmiechem z Thonolanem i Jetamio.Ktoś zacząłśpiewać.Ktoś inny chciał podgrzać potrawkę; ktoś jeszcze nastawił wodę nanapój.Dzieci się goniły, nie zmęczone na tyle, by iść spać.Zaczynało siępowoli robić małe zamieszanie. Wtem krzyczące dziecko wpadło na mężczyznę, który niezbytpewnie trzymał się na nogach.Ten zachwiał się i uderzył w kobietę niosącąmiseczkę gorącego płynu właśnie wtedy, gdy wybuchnęła wrzawa towarzyszącawymknięciu się młodej pary. Nikt nie słyszał pierwszego krzyku, ale głośny, uporczywy,pełen bólu płacz dziecka szybko położył kres zabawie. - Moje dziecko! Moje dziecko! Ona jest poparzona! - krzyczałaTholie. - Wielka Doni! - krzyknął Jondalar i rzucił się z Serenio wkierunku płaczącej matki i jej krzyczącego dziecka. Wszyscy na raz chcieli pomóc.Zamieszanie było jeszcze większeniż poprzednio. - Przepuście Shamuda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]