[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ryan napi³ siê kawy.Ci m³odzi agenci Tajnej S³u¿by pewnie czuli siê trochê nieswojo, kiedy sam „Szef”, jak go nazywali, przyszed³ tu i rozmawia³ z nimi, jakby by³ zwyczajnym cz³owiekiem.Có¿, nic na to nie poradzê, pomyœla³ Jack.- Czeœæ, tato - powiedzia³a Sally wchodz¹c i od razu, bez pytania, prze³¹czy³a telewizor na MTV.Jack pomyœla³, ¿e to ju¿ kawa³ czasu od tamtego s³onecznego popo³udnia w Londynie, kiedy zosta³ ranny.Córka mówi³a wtedy do niego „tatusiu”.W Pekinie, komputer na biurku Ming, który spêdzi³ dok³adnie okreœlony czas w stanie uœpienia, „obudzi³ siê” automatycznie, zakrêci³ twardym dyskiem i przyst¹pi³ do swej codziennej rutyny.Nie w³¹czaj¹c monitora przeanalizowa³ katalog z dokumentami tekstowymi, wybra³ wszystkie nowe pliki, skompresowa³ je i uaktywni³ wewnêtrzny modem, ¿eby wys³aæ je w sieæ.Wszystko to zajê³o zaledwie siedemnaœcie sekund, po czym komputer znów przeszed³ w stan uœpienia.Dane, które wys³a³, pomknê³y z Pekinu liniami telefonicznymi i szybko dotar³y do miejsca przeznaczenia, którym by³ pewien serwer w Wisconsin.Tam czeka³y na sygna³, który je wywo³a.Nastêpnie w pamiêci i na dysku serwera mia³y zostaæ zatarte wszelkie œlady, mog¹ce wskazywaæ, ¿e te dane w ogóle istnia³y.Podczas gdy Waszyngton siê budzi³, Pekin szykowa³ siê do snu, a w Moskwie by³o popo³udnie.Ziemia obraca³a siê w odwiecznym cyklu dnia i nocy, nieœwiadoma, co siê na niej dzia³o.- No i? - spyta³ genera³ Diggs swego podw³adnego.- Có¿, sir - powiedzia³ pu³kownik Giusti - s¹dzê, ¿e ten szwadron kawalerii jest w ca³kiem dobrej formie.- Podobnie jak Diggs, Angelo Giusti by³ wspó³czesnym kawalerzyst¹.Jego zadaniem, jako dowódcy szwadronu kawalerii Pierwszej Pancernej (faktycznie by³ to batalion, ale kawalerzyœci woleli w³asn¹ terminologiê) by³o poruszanie siê przed dywizj¹, lokalizowanie pozycji wroga i rozpoznawanie terenu.Jego batalion by³ oczami Pierwszej Pancernej, dysponuj¹c zarazem tak¹ si³¹ ognia, ¿e potrafi³ siê sam o siebie zatroszczyæ.Jako weteran wojny w Zatoce, Giusti zd¹¿y³ naw¹chaæ siê prochu.Wiedzia³, co do niego nale¿y i uwa¿a³, ¿e wyszkoli³ swych ¿o³nierzy najlepiej, jak na to pozwala³y warunki w Niemczech.Prawdê mówi¹c, wola³ swobodê, jak¹ dawa³y symulatory, od zat³oczonych poligonów w Oœrodku Szkoleniowym Manewrów Bojowych, maj¹cym zaledwie siedemdziesi¹t piêæ kilometrów kwadratowych powierzchni.Oczywiœcie to nie to samo, co wyruszenie wozami bojowymi w teren, ale przynajmniej nie byli ograniczeni w czasie i przestrzeni, a globalny system SIMNET umo¿liwia³ stawianie czo³a pe³nemu batalionowi wroga, czy nawet brygadzie, jeœli ¿o³nierze mieli siê trochê spociæ podczas takich æwiczeñ.Z wyj¹tkiem niepowtarzalnych wra¿eñ, jakim dostarcza jazda Abramsem (niektórzy czo³giœci dostawali od tego choroby lokomocyjnej), symulator zapewnia³ niezrównane mo¿liwoœci treningu w skomplikowanych taktycznie sytuacjach.Lepiej by³o tylko w Narodowym Oœrodku Szkoleniowym w Fort Irwin na kalifornijskiej pustyni i w podobnym obiekcie, który Armia zorganizowa³a Izraelczykom na pustyni Negew.- No, Angelo, s¹dzê, ¿e twoi ¿o³nierze zas³u¿yli sobie na parê piw w miejscowych Gasthausach.Ten manewr okr¹¿aj¹cy, który przeprowadziliœcie o drugiej dwadzieœcia by³ bardzo sprytny.Giusti uœmiechn¹³ siê i pokiwa³ g³ow¹.- Dziêkujê, panie generale.Przeka¿ê pañsk¹ opiniê mojemu S-3.To on wpad³ na ten pomys³.- Zobaczymy siê póŸniej, Angelo.- Tak jest, sir.- Podpu³kownik Giusti zasalutowa³ odje¿d¿aj¹cemu dowódcy dywizji.- Co s¹dzisz, Duke?Pu³kownik Masterman wyj¹³ cygaro z kieszeni polowego munduru i zapali³.Zalet¹ pobytu w Niemczech by³o to, ¿e zawsze mo¿na tu by³o dostaæ doskona³e kubañskie cygara.- Znam Angelo jeszcze z Fort Knox.Zna siê na swojej robocie, a swoich oficerów wyszkoli³ szczególnie dobrze.Wyda³ nawet ksi¹¿kê, poœwiêcon¹ zagadnieniom taktyki i szkolenia.- O? - Diggs by³ nieco zdziwiony.- Coœ, co warto przeczytaæ?- Ca³kiem niez³a rzecz - odpowiedzia³ G-3.- Nie jestem pewien, czy zgadzam siê ze wszystkim, co pisze, ale jest tam sporo nieg³upich koncepcji.Wszyscy jego oficerowie te¿ tak s¹dz¹.Angelo jest jak dobry trener dru¿yny pi³karskiej.Nie ulega kwestii, ¿e tej nocy solidnie da³ Hunom w dupê.- Masterman przymkn¹³ oczy i potar³ d³oñmi po twarzy.- Te nocne æwiczenia s¹ trochê mêcz¹ce.- Jak sobie radzi Lisle?- Kiedy sprawdza³em po raz ostatni, trzyma³ Niemców w garœci.Nasi przyjaciele nie bardzo wiedzieli, jakimi si³ami ich otoczy³.Biegali w kó³ko, próbuj¹c zdobyæ jakieœ informacje.Krótko mówi¹c: Giusti okaza³ siê lepszy w sprawach zwiadu i, jak zawsze, mia³o to decyduj¹ce znaczenie.Ryan przeszed³ korytarzem z Sali Roosevelta do Gabinetu Owalnego, gdzie by³ ju¿ rozstawiony sprzêt telewizyjny.Reporterzy wstali, kiedy wszed³, tak jak wstawa³y dzieci w szkole Œw.Mateusza, kiedy do klasy wchodzi³ ksi¹dz.Ale uczniowie z trzeciej klasy zadawali ³atwiejsze pytania.Jack usiad³ w obrotowym fotelu z elastycznym oparciem.Kennedy tak robi³ i Arnie wymyœli³, ¿e Jack te¿ powinien.Cz³owiek, który podœwiadomie ko³ysze siê na krzeœle sprawia swobodne wra¿enie - tak przynajmniej twierdzili wszyscy eksperci od PR.Jack o tym nie wiedzia³, a gdyby wiedzia³, od razu wyrzuci³by ten fotel za okno.Arnie wiedzia³ i za³atwi³ sprawê, mówi¹c mu po prostu, ¿e dobrze siê w tym fotelu prezentuje oraz zapewniaj¹c sobie poparcie Cathy Ryan.Fotel by³ zreszt¹ naprawdê wygodny i tylko dlatego Ryan da³ siê Arnie’emu namówiæ, ¿eby z niego korzysta³.- Mo¿emy zaczynaæ? - spyta³ Jack.Kiedy prezydent zadawa³ takie pytanie, z regu³y znaczy³o to: „Bierzmy siê, kurwa, do roboty!”.Ale Ryan s¹dzi³, ¿e to zupe³nie zwyczajne pytanie.Krystin Matthews reprezentowa³ NBC.Byli te¿ reporterzy z ABC i Fox, a przedstawicielem prasy by³ dziennikarz „Chicago Tribune”.Ryan polubi³ te bardziej kameralne konferencje prasowe, a media zaakceptowa³y tak¹ formu³ê, poniewa¿ reporterów wyznaczano losowo, co by³o uczciwe, a wszyscy mieli dostêp do treœci pytañ i odpowiedzi.Z perspektywy Ryana dobre by³o równie¿ to, ¿e w Gabinecie Owalnym reporterzy byli najczêœciej mniej agresywni ni¿ w gwarnej sali prasowej, gdzie zwykle ³¹czyli siê w grupy i przyjmowali mentalnoœæ t³umu.- Panie prezydencie - rozpocz¹³ Krystin Matthews - odwo³a³ pan z Pekinu nasz¹ delegacjê handlow¹ i ambasadora.Dlaczego by³o to konieczne?Ryan zako³ysa³ siê w fotelu.- Krystin, wszyscy widzieliœmy te wydarzenia w Pekinie, które tak poruszy³y sumienie œwiata, zamordowanie kardyna³a i pastora, a potem poturbowanie, ¿eby u¿yæ ³agodnego okreœlenia, wdowy po pastorze i cz³onków jego parafii.Powtórzy³ w skrócie to, co mówi³ na poprzedniej konferencji prasowej, eksponuj¹c obojêtnoœæ w³adz chiñskich na to, co siê sta³o.- Nasuwa siê tylko jeden wniosek: rz¹d chiñski obojêtnie podchodzi do tego, co zasz³o.Có¿, nam nie jest to obojêtne.Narodowi amerykañskiemu nie jest to obojêtne.Tej administracji nie jest to obojêtne.Nie mo¿na zabiæ cz³owieka ot tak, jakby siê zabija³o muchê.Zwróciliœmy siê w tej sprawie do w³adz chiñskich.OdpowiedŸ, jak¹ otrzymaliœmy by³a niezadowalaj¹ca, wiêc odwo³a³em naszego ambasadora na konsultacje.- A sprawa negocjacji handlowych, panie prezydencie? - wtr¹ci³ dziennikarz „Chicago Tribune”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]